Wpisz i kliknij enter

Jimi Tenor – Intervision


Jimi Tenor to w świecie muzyki osobowość nietypowa. Niewiele wiadomo o jego dzieciństwie, nie wiemy też co wpłynęło na jego twórczość ani o tym co i kto go inspiruje. Wiadomo tylko, że nazywa się Lassi Lehto i pochodzi z Finlandii. Jimi lubi być po prostu zwykłą, skromną osobą i nie chce żeby było o nim głośno, „I’m just an ordinary beerman”- jak mówi sam o sobie. Ale oprócz tego to tytan pracy i niezwykle pomysłowy kompozytor- eksperymentator, multiinstrumentalista.
Zaczynał karierę pod koniec lat 80 XX wieku wraz z zespołem Shamans, by w 1994 rozpocząć karierę solową. Długo by wymieniać tytuły składanek na których się udzielał i artystów z którymi współpracował (chociażby Nightmares on wax), warto jednak wspomnież, iż oprócz nagrywania dźwięków Jimi konstruuje również niezwykłe muzyczne instrumenty – jak choćby photophone: połączenie odkurzacza z saksofonem. Gdzieś po drodze Tenor nagrywał też soundtracki do amatorskich filmów, które kręcił razem z przyjaciółmi i w których sam występował [tu chciałbym polecić rewelacyjnego „Urinator”, którego można obejrzeć pod adresem jimitenor.com/films.html, szczególnie zaś piosenkę z początku filmu z próbką niezwykłych możliwości wokalnych Jimi’ego.]
O Jimim Tenorze zrobiło się głośno w 1997 roku, po wydaniu przez wytwórnię Warp jego trzeciego albumu „Intervision”. Album był wtedy i jest zresztą do dzisiaj bardzo ekscentrycznym, niełatwym w odbiorze wydawnictwem. Cały album nasycony jest emocjami, pełen niepewności, niespokojny, chłodny, jakby dziki. Brzmienia są surowe, konstrukcja utworów na pozór tylko wydaje się bardzo prosta: iększość podkładów perkusyjnych jest nieskomplikowana, ot prościutkie, pojedyncze uderzenia werbla, stopy, talerzy. Ale oprócz zautomatyzowanych, wyraźnych linii basu i perkusji, gdzieś w tle rysują się monotonne, nieraz ambientowo i „wietrznie” brzmiące organy czy syntezatory, a gdy lepiej się wsłuchamy – zaważymy pełno jakichś bliżej nieokreślonych dźwięków, zgrzytów, szumów, drżeń czy melodii rodem z komputerów C64, płynących gdzieś z oddali, w dodatku często przesterowanych, rozregulowanych, plączących się dziwnie, które tworzą ten niezwykły klimat „utęsknienia”. Do tego wszystkiego dochodzi głos Tenora, zmanierowany, nieraz wręcz rozpaczliwy, jęczący i momentami również mocno przesterowany. Sama konstrukcja albumu jest przez fińskiego muzyka dokładnie przemyślana. Album zaczyna się spokojnie, jednak już w następnym kawałku czuć napięcie, które rośnie i opada na przemian aż do najbardziej dramatycznego utworu „Shore hotel” z niewzykłym wokalem Jimi’ego. W ostatnim kawałku „Atlantis”, instrumentalnym i bardzo pięknym, słuchacz przeżywa coś na kształt katharsis, niepokój znika, utwór jest sentymentalny, spokojny, pełen nadziei i wiary.
„Intervision” to według mnie jeden z najlepszych albumów szalonego kompozytora z Finlandii. Było to pierwsze dzieło pana Tenora, które nabyłem. Myślę, że szczęśliwie się złożyło, bo jest to album naprawdę niezwykły i jak już mówiłem niełatwy w odbiorze. Fani przyzwyczajeni do jego współczesnej twórczości, sięgając po „Intervision” mogą się poczuć rozczarowani, ale oby nie, bo naprawdę warto by ten krążek znalazł się w naszej domowej płyto/kasetotece.
1997







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
alternativ4
alternativ4
17 lat temu

Nigdy jakoś za Swayzakiem nie przepadałem. Ale niedawno się przekonałem – za sprawą utworu Then There s Her (w sumie nieco odbiega od ich stylu; ale nadal jest moim ulubionym). I teraz poza drobnymi wyjątkami bardzo lubię 🙂

Choć nie tak, jak Massive Attack 😉

Polecamy