Wpisz i kliknij enter

Salaryman – The Electric Forest


Jakieś dziesięć lat temu Salarymana stawiano w jednym rzędzie z samą czołówką amerykańskiego post-rocka – Tortoise, Labradford czy Trans Am. Po wydaniu doskonałej, debiutanckiej płyty („Salaryman”, 1996) kwartet podróżował ze wspomnianymi Tortoise i Mouse on Mars po Europie, promując oryginalne, elektroniczno – gitarowe brzmienia. Na fali post-rockowej koniuktury powstał krążek „Karoshi”, wydany w roku 2000. Nieoczekiwanie dla wszystkich, zaraz potem nastąpił okres wydawniczej hibernacji, z której Salaryman ocknął się dopiero w zeszłym roku. W czerwcu 2006 na sklepowych półkach pojawił się „The Electric Forest”, a dzięki staraniom nieocenionego Gusstaffa, po ponad roku krążek dostępny jest również w Polsce.
Wydaje się, że Salaryman nadal pozostaje w stanie swoistego letargu. Tym razem nie tyle wydawniczego, co twórczego – „The Electric Forest” do złudzenia przypomina klimaty, jakie zespół proponował ponad dekadę temu. Więcej – słuchając tego krążka nie mogę oprzeć się wrażeniu, że mam do czynienia z fragmentami tamtych sesji, z niepublikowanymi wcześniej, archiwalnymi nagraniami zespołu. Paleta brzmień, efektów, pomysłów jest dokładnie ta sama: transowe, psychodeliczne plamy gitar i klawiszy, dubowe pogłosy, niepokojące sample wokali (tym razem z fragmentem zaskakująco melodyjnej, polskiej modlitwy) i zawadiacki nastrój całości…ot Salaryman, jakiego słuchaliśmy kilkanaście lat temu. Dla zespołu z Illinois czas stanął więc w miejscu, co może irytować, nawet rozczarowywać. Inna sprawa, jak pozytywnie zaskakuje swoboda, z którą przychodzi muzykom konstruowanie fantastycznych, pokręconych melodii. Elektryczny las jest więc wyjątkowo gęsty, przesiąknięty pomysłami, również zbity – całość nie trwa przecież nawet czterdziestu minut. Przedzierając się można zarówno utknąć, jak i zupełnie się zaangażować.
„The Electric Forest” traktuję w kategoriach sentymentalnej podróży w ubiegłą dekadę, gdy rządziły m.in. właśnie takie brzmienia. Konkurencję z pamiętnym debiutem dzisiejszy Salaryman przegrywa, nie zmienia to jednak faktu, że nowa płyta amerykanów gwarantuje całkiem pokaźną liczbę muzycznych przyjemności. Na początek spróbujmy więc debiutanckiego krążka, potem zagryźmy „Karoshi”, na deser zaś zostawmy sobie „The Electric Forest”. A potem – już tylko na zbliżające się polskie koncerty zespołu.
2007







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
laudia
laudia
16 lat temu

a ja skosztuję: starego kotleta na deser nigdy nie jadłam ; p
Patschula, widziałam – chłopaki w ciągłych rozjazdach. Czyje urodziny tym razem? 😉 Pewnie będę.

Patschula
Patschula
16 lat temu

dobre czasy tortoise juz sie skonczyly… na pewno sluchasz innych starych kotletow 😉 a plyta Salarymana nagrana ponad 10 lat temu brzmi nadal swiezo, a na koncercie to juz w ogole pewnie odjazd 😀 laudia – miejmy nadzieje, ze do Poznania zajada 🙂 aha, Port-Royal znow nas odwiedza – 8 listopad – bedziesz? 🙂

krzychu81
krzychu81
16 lat temu

wolę zacekać na nowe wydawnictwo tortoise niz na stare kotlety 😉

laudia
laudia
16 lat temu

mały off top: wiadomo już gdzie te koncerty?

yac
yac
16 lat temu

biorąc pod uwagę, że wydanie płyty była anonsowane od bodajże lat pięciu, to nie dziwi odczucie lekkiego przeterminowania materiału. Musiał się sporo przeleżeć, szczególnie, że Salaryman dla jego muzyków jest zasadniczo takim weekendowym alterego dla ich głównego bandu (typowo rockowego) czyli Poster Children. Niemniej jednak zgadzam się z Krzyśkiem, że mimo takich bomb jak obumbrata et velata nie jest to płyta na miarę tylu lat oczekiwań. Za to bardzo się cieszę na kocnerty zespołu w Polsce i każdego zachęcam do stestowania Salarymana w wersji live. Z autopsji wiem bowiem, że jest to doznanie nie lada… ja po powtórkę pojadę choćby do komańczy

Polecamy