Wpisz i kliknij enter

Pier Bucci – Amigo


Patrząc z perspektywy czasu, można zaryzykować twierdzenie, że współczesny minimal narodził się dzięki producentom z Ameryki Południowej. Trójkę „ojców” tego gatunku stanowią bowiem Ricardo Villalobos, Luciano i Pier Bucci. Ich losy potoczyły się różnie – o ile pierwszy stał się międzynarodową supergwiazdą, drugi – uznanym producentem i didżejem, tak ten trzeci – pozostał wyraźnie w cieniu swych przyjaciół. Być może okazją do wyjścia z niego będzie jego drugi solowy album – „Amigo” – opublikowany właśnie nakładem własnej tłoczni – Maruca (tak miała na imię matka artysty).

Zgodnie ze swym pochodzeniem, Bucci sięga w premierowych kompozycjach do latynoskiego folkloru. Płytę otwiera stonowane wprowadzenie – podbity głębokim pulsem „La Cortina De Hierro Y El Pajora Cantor”, w którym melorecytacja chilijskiego wokalisty Jorge Gonzáleza zostaje zatopiona w strumieniu ciepłych klawiszy otoczonych bulgoczącymi ozdobnikami. Właściwa jazda zaczyna się dopiero w „Canto Libre”. Bucci sięga tu po klasyczny podkład o minimalowym sznycie, wpisując wysamplowaną skądś etniczną wokalizę w dyskretnie odmalowane pastelowymi barwami tło. Podobnie dzieje się w „Papa Guede” – choć tym razem latynoski producent głównym motywem kompozycji czyni rozedrgane dźwięki etnicznie brzmiącej gitary, uzupełnione jedynie plemiennymi chórami.

Ten ostatni wątek zostaje szerzej rozwinięty w „Cuando” i „Verte Tan”. Wprowadzenie tribalowych perkusjonaliów nadaje obu utworom transowy charakter – wzmacniany zresztą egzotycznymi zaśpiewami rodem z indiańskich obrzędów. Jedynym współczesnym wątkiem jest tutaj minimalowy rytm – idealnie zresztą zsynchronizowany z hipnotycznymi dźwiękami grzechotek i bębnów.

Odpoczynkiem od tej galopady okazuje się być klimatyczny „Eternelle”. Bucci oddaje w nim pola francuskiej wokalistce z paryskiego zespołu Holden – Armelle Pioline. Jej rozmarzony głos otaczają wystylizowane na harfę dyskretne tony syntezatorów niesione przez wolno odmierzane uderzenia bitu.

W drugiej części albumu, chilijski producent znów wraca do minimalu – choć tym razem bliższego house`owej estetyce. Ciekawie wypada w tym kontekście „Iskreme” – surowe nagranie, w którym glitchowe defekty i mechaniczny takt stanowią tło dla pojedynczych sampli różnych instrumentów – od gitary przez kontrabas do pianina. O wiele bardziej rozbudowany charakter ma „Wayana Wasi”. Bucci znów sięga tu po plemienne śpiewy i perkusjonalia, przesłaniając je niespodziewanie wyłaniającym się z dalekiego tła chmurnym dronem. Mocniejsze uderzenie w stylu techno znajdujemy w „La Payaya” – mocno zbasowanym nagraniu z udziałem chilijskiej wokalistki Mirandy Washington.

A na finał – zaskakująca ballada. Oparta na hip-hopowym podkładzie rytmicznym, rozbrzmiewająca tęsknymi akordami gitary, wyśpiewana przez wspomnianego wcześniej Jorge Gonzáleza. „For Free” – kompozycja jakby z zupełnie innej płyty.

Ubiegły rok był kulminacją mody na mieszanie latynoskiej egzotyki z minimalowa elektroniką. Nowa płyta Bucciego wydaje się więc być nieco spóźniona. Wychodzi jej to jednak na dobre – chilijski producent unika bowiem błędów swych poprzedników: dosłowności typowej dla produkcji Myam Nidam i osunięcia się w stronę world music zaliczonego przez Matiasa Aguyao. „Amigo” to niemal idealna synteza dwu różnych kultur – perfekcyjnie wyważona, zaaranżowana w wysmakowany sposób i zachowująca pierwotną energię źródłowych dźwięków.

www.myspace.com/buccipier

www.myspace.com/marucamusic2009
Maruca 2010







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
catsndogs93
catsndogs93
13 lat temu

bardzo ciekawy album. „niemal idealna synteza dwu różnych kultur” – pełna zgoda…

Polecamy