Wpisz i kliknij enter

BMW Crash 2006 – relacja

Ideą szczecińskiego Biennale Muzyki Współczesnej Crash! 2006 jest jak nazwa wskazuje zderzenie. Organizatorzy (Anna Zaradny, Piotr Klimek, Robert Piotrowicz) postanowili zetknąć ze sobą świat muzyki elektronicznej oraz akademickiej, cała impreza pokazywała też przenikanie i płynność, umowność granic obu rejonów. Ideą szczecińskiego Biennale Muzyki Współczesnej Crash! 2006 jest jak nazwa wskazuje zderzenie. Organizatorzy (Anna Zaradny, Piotr Klimek, Robert Piotrowicz) postanowili zetknąć ze sobą świat muzyki elektronicznej oraz akademickiej, cała impreza pokazywała też przenikanie i płynność, umowność granic obu rejonów.
Początek biennale stanowił wernisaż w Muzeum Narodowym, gdzie wystawione zostały prace „Seven Sailors” Balazsa Kisciny’ego oraz „Uninhabitable spaces v.2.0” Lionela Marchettiego i Jerome’a Noetingera. Oba dzieła zostały zakupione przez szczecińską Zachętę, wystawa w Narodowym potrwa do 14 stycznia. Praca Węgra nie wydała mi się ciekawa, przepełniona była pomieszaną symboliką, którą autor w całości objaśnił w tekście ulotki. Większość czasu spędziłem w dolnej sali, oświetlonej rozrzedzonym fioletowym światłem, o ścianach obłożonych czarnym płótnem. Na podłodze leżały trzy ramy, wielkości mniej więcej 75 x 200 cm, obciągnięte papierem. Gdy wszedłem do pomieszczenia panowała w nim cisza, ale po chwili okazało się, że instalacja Francuzów jest faktycznie dźwiękowa. Pod ramami znajdowały się głośniki, ich rola w znacznej mierze polegała na emitowaniu częstotliwości, które poruszały papier (choć zdarzały się też sygnały słyszalne). Dźwięk nie był stale obecny, nie prowadził żadnej narracji, czasem żadne z pól nie drgało, a czasem wszystkie trzy na raz dawały o sobie znać. By nie popaść w ‘pseudointeligentność’ powiem tylko, że gdy się tam chwilę posiedziało i nasłuchiwało, można było dojść do różnych myśli w temacie ‘przestrzeń’ i ‘dźwięk’ oraz ich powiązań.
























Po uzupełnieniu kalorii przy wernisażowym stoliczku, udaliśmy się do Teatru Kana, gdzie Noetinger i Marchetti rozłożyli mnogość sprzętów, których zamierzali użyć w improwizacji. Bardziej i mniej groźnie wyglądające urządzenia poszły w ruch, improwizacja po kilku minutach weszła na wysokie obroty (gęsto, dużo, w różnych częstotliwościach) i tak pozostało już do końca. Muzycy operowali głównie na sprzężeniach zwrotnych – Marchetti miał zestaw małych mikrofonów i głośników, Noetinger używał deski mikserskiej, której wyjścia były w nią wpięte. To wpłynęło na naturę występu – improwizacja obfitowała w ciągle nowe dźwięki, kruche sekwencje, artyści nie koncentrowali się na poszczególnych fragmentach, nie rozbudowywali ich (choć zdarzały się struktury powtarzane), ale parli do przodu, albo wręcz przeskakiwali z miejsca na miejsce. Było w tej improwizacji dużo wertykalności, zabrakło jednak łączności horyzontalnej. Po około 30 minutach muzycy skończyli występ, ale już wcześniej mieli zaplanowany ‘numer na bis’. Noetinger sięgnął po dziecięcy magnetofon z mikrofonem i głośnikiem. Ta aparatura zmieniła jego głos, który był głównym budulcem 15 minutowego potoku, Marchetti też wydawał jakieś dźwięki do mikrofonu, poza tym pojawiły się, wyraźniej niż przedtem, nagrania terenowe, jakby z farmy. Bis był lekko humorystycznym akcentem, zwieńczeniem udanego występu.
Pierwszym punktem programu drugiego dnia Bienale były trzy wykłady w jednej z sal Opery na Zamku. Na początek Piotr Klimek wprowadził zebranych w temat muzyki konkretnej, potem Cezary Duchnowski opowiedział o swojej pracy z Max/MSP. Po krótkiej przerwie Lionel Marchetti opowiadał o sztuce głośnika, który to temat jest faktycznie podstawową ideą jego działalności muzycznej. Zarówno tej kompozytorskiej – Francuz działa na polu music concrete (puścił swój utwór „Dans La Montagne (Ki Ken Tai)”), jak i tej, którą on nazwał live electronic improvisation. Opowieść Marchettiego była bardzo ciekawa, dzięki odświeżającemu ujęciu metaforycznemu, zarazem zawierała wiele wyjaśnień technicznych.
Wieczorny finał imprezy rozpoczął się ogłoszeniem wyników – równocześnie z BMW Crash! narodził się Konkurs Kompozytorski Crash!. Pomysł jest taki, że Biennale będzie przeplatać się z konkursem, na koncertach w latach nieparzystych będą wykonywane nagrodzone dzieła. W tym roku zostało nadesłanych ponad 20 prac z całej Europy. Jury, zamiast jednej głównej nagrody (3000 zł, wykonanie, wydanie na płycie) przyznało cztery równorzędne nagrody tej samej wartości oraz trzy Zachęty na zachętę.
Pierwszym wydarzeniem muzycznym niedzieli był Kasper T Toeplitz, który zaprezentował swoją kompozycję „Lärmesmitte”, w której używał instrumentu (urządzenia? mechanizmu?) BassComputer. Przyznam, że utwór zadziałał niesamowicie, był wszechogarniający, pochłaniający, zdumiewał jednoczesną spoistością, masywnością i mnóstwem detali. Gdy już trwał jakiś czas, zupełnie się w nim zagubiłem (co nie oznacza, że był chaotyczny), gdy zamykałem oczy i odchylałem głowę ogarniał mnie błogostan, ale podszyty strachem.























Trudno to opisać, ale było w tym jakieś poczucie lotu, unoszenia, ruchu na pewno, jakby w wiele stron naraz. Chwilami przypominał się występ Schmicklera z Musica Genera, ale u Toeplitza, nie było tyle gestów, poruszeń. Paletą brzmień zbliżał się do Lopeza, to właśnie barwy dźwięków w połączeniu z ich impetem (ale znów – niewiele brutalności) mogły wprawiać w przestrach. Naprawdę mocne przeżycie.
Choć w czasie Biennale działo się trochę, to tych dwóch dni na pewno nie można nazwać w pełni sycącymi. Zarówno pierwszego, jak i drugiego wieczora po zakończeniu koncertów chciało się zakrzyknąć, że noc jeszcze młoda. Oczywiście trzeba brać poprawkę, że była to pierwsza edycja i BMW zapewne jeszcze będzie się rozwijać. Jak na razie idea zderzenia sprawdziła się, punkty programu korespondowały ze sobą pokazując owocne spotkania dwóch światów, których przenikanie się ma już pewną historię i odbywa się na wielu różnych poziomach.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
pt
pt
17 lat temu

tak, to bylo najwyrazniej zaplanowane.noetinger po w sumie niedlugich oklaskach powiedzial cos w stylu, ze zagraja teraz cos jeszcze.

a Pani-w-Zielonym…no tak, chyba nie miala ochoty odlatywac, chyba ze czym predzej do domu 🙂

Marcin S
Marcin S
17 lat temu

Tak się zastanawiam jak rozumiesz ten numer na bis w trakcie improwizacji Francuzów? Ja odebrałem to jako działanie z góry zaplanowane. Wpierw część pierwsza, później druga. Z wyraźną przerwą na zmianę stylistyki .

Bardzo dobry był występ Toeplitza, choć przyznam, że nie od początku potrafiłem zanurzyć się w te masywną otchłań. W pewnym momencie zamknąłem oczy, oderwałem się od klimatu sali i odleciałem. Coś podobnego rzeczywiście można było poczuć na Schmicklerze. Szkoda, że Pani w zielonym nie podzielała tej samej opinii;)

pt
pt
17 lat temu

nagrodzeni w konkursie: Henry Vega, Katarzyna Głowicka (dwa razy), Artur Zagajewski. zachety na zachete dostali: Paweł Trzciński, Piotr Franciszak i Grupa Fractal Tree.

Polecamy