Wpisz i kliknij enter

Broadcast – wywiad

Rok 2006 to dla zespołu Broadcast przede wszystkim czas podsumowań. W sierpniu ukazała się płyta „Future Crayon”, będąca zbiorem stron B singli oraz wszelkiego rodzaju rarytasów z ostatnich 10 lat działalności zespołu. Zarówno o tej płycie, jak również o swoich planach zespół opowiada w poniższym wywiadzie. Rok 2006 to dla zespołu Broadcast przede wszystkim czas podsumowań. W sierpniu ukazała się płyta „Future Crayon”, będąca zbiorem stron B singli oraz wszelkiego rodzaju rarytasów z ostatnich 10 lat działalności zespołu. Zarówno o tej płycie, jak również o swoich planach zespół opowiada w poniższym wywiadzie.
Powiedzieliście kiedyś że Haha Sound to wasza muzyczna płyta-matka, a „Tender Buttons” ojciec. Czy w takim razie „Future Crayon” jest zbiorem waszych zapomnianych dzieci?

Na dodatek sierot! (śmiech). Trudno powiedzieć.. Chcieliśmy po prostu zebrać nasze rzadkie single w jednym miejscu. Istniejemy już 10 lat i było to dla nas oczywiste że prędzej czy później zabierzemy się za to. Na płycie znajduje się kilka rarytasów, które powinny zainteresować naszych fanów. Pracujemy oczywiście nad nowym materiałem, ale „Future Crayon” to dla nas i dla fanów wspaniała kolekcja.

Kompozycje obejmują całą waszą działalność, w tym czasie zmieniała się wasza muzyka, zmieniał się skład zespołu. Wydaje mi się więc, że album pełni pewną retrospektywną funkcję…

Myślę, że tak jest w istocie. Rozwój zespołu – to tak jak z pierścieniami na drzewach. Jesteśmy ambitni, chcieliśmy spróbować wszystkiego – i myślę, że stąd się bierze stylistyczna rozpiętość materiału. Mamy obsesję na punkcie soundtracków. Wspaniałe w soundtrackach jest to, że musisz umieścić obok siebie utwory o różnej stylistyce i nacechowaniu emocjonalnym. Funky kompozycja może pojawić się obok słodkiego utworu z kobiecymi wokalami albo dziecięcej rymowanki. W soundtrackach muzyka jest różnorodna, o szerokim zakresie, także stylistycznym, co zawsze było naszym ideałem i celem. W Broadcast próbujemy zawrzeć wszystko, co dobry soundtrack zawierać powinien. Nie wiem czy ludzie są w stanie strawić tyle różnorodnego materiału. Może w ten sposób, próbując wszystkiego, sami sobie trochę szkodzimy, trudno powiedzieć. W każdym razie myślę, że na „Future Crayon” z pewnością znajdzie się kilka udanych kompozycji. Teraz jesteśmy już tylko skupieni na naszym nowym albumie.
























W jaki sposób wybieraliście kompozycje, które mają się znaleźć na „Future Crayon”?

Wybór nasuwał się sam – wzięliśmy wszystkie nasze utwory, które nie zostały dotychczas wydane na żadnym albumie. 98% materiału, który nie znalazł się na naszych albumach, jest na „Future Crayon”. Z tego, co pamiętam, pominęliśmy tylko 2 utwory, „Misc.” i „Stupido-Stupido”, które uznaliśmy za zbyt słabe.

W poprzednich wywiadach stwierdziliście, że inaczej podchodzicie do nagrywania albumów, a inaczej do EPek. Jak to było z „Future Crayon”?

Kiedy nagrywasz album, cały czas dopieszczasz swoje kompozycje, układasz, remiksujesz, wprowadzasz poprawki – twój cykl pracy trwa i nieustannie się wtedy rozwija. Potem okazuje się, że dotrzymałeś terminu, zdążyłeś z nagraniem albumu i cala presja z ciebie schodzi. Wtedy, na luzie, można stworzyć naprawdę świetne i świeżo brzmiące kawałki. Tak jest zawsze w przypadku naszych EPek. Wypuszczamy je niejako „w cieniu” albumu, ale podczas ich nagrywania czujemy się o wiele swobodniej.

Niektóre EPki są uważane za bardzo ważne w waszym rozwoju. Czy i dla ciebie są one tak istotne?

Oczywiście. EPki pozwalają nam na spróbowanie różnych nowych rzeczy, na podjęcie większego ryzyka, szczególnie jeśli chodzi o strukturę utworu. Lubimy przekształcać małe sekcje wokalne w jakiś sampel, gdzie można ciąć wszystko do woli, „mieszać” w strukturze utworu, gdzie nie ma presji i wiesz że nie musisz wyrzeźbić dwunastu pięknych kompozycji. Myślisz sobie : „co można zrobić zamiast układania kolejnej konstrukcji typu zwrotka refren zwrotka refren” , dorzucasz do tego trochę losowych elementów i prawie zawsze powstaje coś ciekawego. Właśnie dlatego nasze EPki odniosły jakiś sukces, bo pozwalaliśmy sobie na odrobinę eksperymentu. Dlatego też bardzo się cieszymy, mogąc zebrać je wszystkie na jednej płycie. Początkowo chcieliśmy ułożyć kompozycje chronologicznie, ale nie miało to większego sensu, więc wymyśliliśmy inną kolejność.

Naszym zdaniem wasze B -sidey są lepsze niż A-sidey wiekszości artystów.

One są lepsze od naszych własnych A-sideów ! (śmiech). Generalnie utwory znajdujące się na stronie B to moment kiedy mogę zrobić cokolwiek zechcę – nikt nie patrzy mi na ręce i jestem całkowicie wolny od presji. Sprawia mi to masę radości.

Kiedy byłem mały, zawsze chciałem kupować single dla ich B-sideów. Teraz single zawierają żałosne remiksy, albo w ogóle nie mają strony B.

Tak, dokładnie. Wkurza mnie to, nie świadczy to dobrze o kreatywności tych artystów – szczególnie brytyjskich. Boją się podjąć ryzyko. Wiem to dobrze, bo kiedy tylko mam czas, staram się oglądać w telewizji wszystko, co jest związane z muzyką – różnego rodzaje koncerty, festiwale itd. Ostatnio oglądałem T in the Park. Nie spodziewałem się oczywiście cudów, ale i tak byłem zaszokowany i negatywnie zaskoczony tym, jak rzadko artyści próbują różnych nowych dla siebie rzeczy. Boją się stracić wiernych fanów i kurczowo trzymają się wypracowanej przez siebie stylistyki. Ludzie tacy jak Richard Ashcroft powinni stać się przykładem dla innych twórców, jeśli tylko zrobiliby coś nowego, ryzykownego. On już miał swoje 5 minut, swoje hity i z pewnością może nagrać kolejne, ale to jest po prostu nudne. Po co?
























Chyba wiele ludzi, którzy odnieśli sukces, trzyma się kurczowo tego co im przyniosło powodzenie na rynku.

Dokładnie! Dzięki temu swoje posady zachowuje przy okazji kilka innych osób, bo przecież jak zrobisz coś nowego, podejmiesz ryzyko, od razu masz na głowie wkurzonego promotora i swojego agenta. To jest przykre, w pewnym sensie muzycy brytyjscy są uwięzieni. A przecież bardzo często, gdy ktoś się uwolni z tych więzów i zabłyśnie swoją odwagą, ludzie zaczynają za tym kimś szaleć. Powinniśmy być bardziej zwariowani! Jesteśmy ściśnięci w małym państewku, żyjąc jeden obok drugiego. Nie tak jak w Barcelonie, gdzie jest gorąco i kreatywność aż się unosi w powietrzu. Sam nie wiem, a może ja jestem zbyt romantyczny…bo nie rozumiem czego tak kurczowo trzymają się brytyjscy muzycy.

Zmieniając temat – zastanawiałem się skąd się wziął tytuł waszej płyty. Trish, Dlaczego akurat „Future Crayon” (Kredka przyszłości)?

Trish Keenan– Ten tytuł stworzył się sam. To taki zlepek dwóch słów, które wpadły nam w oko. Wiesz, czasem tak bywa, że łączysz dwa pozornie nieciekawe słowa i powstaje ciekawy związek frazeologiczny. Przyszłość to dla mnie młodzi ludzie obdarzeni kreatywnością. Przyszłość każdego rodzaju sztuki tkwi w dziecku i dziecięcym sposobie myślenia. Dlatego wybraliśmy właśnie te dwa słowa na tytuł naszej płyty. Myślę, że świetnie i sensownie brzmią one razem. Poza tym, myślę że tytuł „Future Crayon” w pewien sposób podsumowuje zawartą na płycie muzykę, gdzie nowoczesne, elektroniczne elementy występują obok dziecięcych rymowanek i kompozycji. Ten tytuł jest taki słodki…i naprawdę łączy ze sobą dwa różne, pozornie odległe światy.

Stosujesz ciekawe metody podczas pisania tekstów…. Wiem że na „Tender Buttons” eksperymentowałaś wiele z automatycznym pisaniem.

Trish Keenan – Dokładnie, wszystkie teksty na „Tender Buttons” sa wynikiem automatycznego pisania. Wstawałam rano i pierwszą rzecz jaką robiłam, to pisanie. Pozwalałam wszystkim słowom wypływać z mego długopisu. Nawet, jeśli nie miały większego sensu. Tak naprawdę jestem zmęczona i znudzona nadawaniem sensu słowom. Moje słowa nie muszą już nic znaczyć. Tak właśnie się czuję i nie odczuwam potrzeby mówienia o świecie lub swoich uczuciach. Chciałam po prostu wprowadzić trochę randomizacji do swoich tekstów. Nie chcę robić tak jak kiedyś – siadałam i rozmyślałem : „o czym by tu napisać piosenkę?”. Nienawidzę tego.

Więc od teraz masz zamiar w ten sposób tworzyć teksty do swych kompozycji, czy był to tylko jednorazowy eksperyment na potrzeby tego albumu?

Trish Keenan – Myślę, że następny album będzie jeszcze inny. Spróbuję znaleźć złoty środek, równowagę między sposobami tworzenia tekstów. Ostatnio dużo improwizowaliśmy, a teraz chcemy po prostu grać. I położyć trochę większy nacisk na samą muzykę. Na „Tender Buttons” chodziło nam o zebranie prostych piosenek, oszczędnych kompozycyjnie – przecież większość z nich jest zbudowana bardzo podobnie – z użyciem automatu perkusyjnego i zniekształconego dźwięku organów, który pochodził z pluginu Reactora. Przykładami mogą być takie utwory jak : Michael A Grammar, Black Cat, Corporeal, Americas Boy, Goodbye Girls.

Jak dotąd, na każdym kolejnym albumie wasza grupa traciła jednego członka. Czy na nowym albumie będziecie korzystać wobec tego z większej grupy muzyków?

Pewnie tak…. Nagrywamy z różnymi ludźmi, często z nieznanymi, lokalnymi muzykami. Wiele z tych kolaboracji uważam za naprawdę udane. Pracowaliśmy z Gas Shepherds, czy z zespołem o nazwie BugBrand. Wszyscy oni działają w oparciu o delay lub fuzz pedals, a na ich podłodze znajduje się cala masa kolorowych skrzynek, generujących dźwięki najróżniejszej maści. Pracowaliśmy też z Cities Prepare For Attack – gościem, który tworzy różne gitarowe drony. Improwizowaliśmy z całą masą artystów, także ze znajomymi z Warpa, jak np. z Chrisem Clarkiem. Poza tym był jeszcze Mark Sanders – znany bębniarz, który również gra z ludźmi z całej Europy, m.in. z Evanem Parkerem. Tak więc zawsze byliśmy otwarci na współpracę – to bardzo odświeżająca zmiana i odskocznia od tego, co robisz na co dzień.

Czy nagranie kompilacji wzbudziło w Tobie jakąś nostalgię za tym, co było?
























Sam nie wiem…. Słuchanie naszych starszych kompozycji sprawiało mi dużo radości podczas kompilowania „Future Crayon”, ale pojawia się też jakieś dziwne uczucie. Utwory były nagrywane tak dawno temu, że zastanawiasz się czy to ty je nagrywałeś… Czasem nie czujesz już z nimi prawie żadnej więzi emocjonalnej. Jedyne za czym tęsknisz to ludzie – wszyscy których spotkałeś na swej drodze. Producenci, muzycy – te twarze przewijają się nieustannie przez twoją głowę. Dziwna sprawa.

Czy wobec tego będziecie grać utwory z „Future Crayon” na zbliżającym się tournee Broadcast?

Nie, nie – nie będziemy grać niczego z „Future Crayon”. Będzie za to wiele improwizacji oraz ze 3-4, a może i 5 nowych kompozycji. Nie mamy zaplanowanego całego występu – jest wiele „czarnych dziur”, w których nie wiemy co zagramy ani jak. Na pewno będą jakieś kompozycje z „Tender Buttons”, powinny się też pojawić „Colour Me In” i „The Little Bell”. Jak widać, skłaniamy się więc ku miłym, folkowym, dziecięcym piosenkom. Ich aranżacja będzie z pewnością bardziej luźna w porównaniu do wersji albumowych. Duży nacisk kładziemy również na perkusję. Na koncertach wspiera nas Mark Sanders, świetny perkusista, o którym już wcześniej wspominałem.

Wasza muzyka opisywana jest jako „klimatyczna i nastrojowa”. Trish, Zastanawiam się w jakim nastroju zazwyczaj jesteś kiedy piszesz teksty? A może tworzysz niezależnie od swego nastroju i inspiruje Cię wszystko, tak jak wielu znanych poetów np. Gertrude Stein?

Trish Keenan – Nie, nie ma mowy o czekaniu na jakiś konkretny nastrój. Jeśli czekasz znaczy to, że przestałeś się rozwijać. Ja narzuciłam sobie pewien system pracy – kiedy narzucasz sobie ostre warunki, np. skomponowanie utworu w pół godziny, to jesteś w stanie to zrobić. Dochodzi do tego presja. I kiedy okaże się, że wyszła z tego jakaś kicha to wiesz, że to nie twoja wina, bo przecież miałeś na to tylko pół godziny. Kiedyś tak właśnie tworzyłam, ale obecnie komponuję jeden utwór w ciągu jednego dnia, a czasem nawet miesiąca.
Jeden z pomysłów na utwór opowiada o kobiecie w ciąży. Dziecko rośnie w jej brzuchu – i chodzi mi właśnie o tą progresję, rozwój. Tak samo było ze mną – kilka lat temu siadałam i myślałem sobie : „O nie, znowu muszę napisać piosenkę”, moja poza była taka wymęczona i cierpiętnicza. Wszystko zmieniło się na przestrzeni kilku ostatnich lat, kiedy zmarł mój ojciec. Być może zwolniło to jakąś psychiczną blokadę w moim mózgu, lub zmieniło po prostu mój sposób patrzenia na świat. W każdym razie, pisanie nie sprawia mi już problemów, nie odkładam tego na potem. Kiedyś było zupełnie inaczej. Mój umierający ojciec odmienił mnie jeszcze ostatnim tchnieniem swego życia, a przecież człowiek dojrzewa, kiedy traci kogoś bliskiego. Tak więc aktualnie, zamiast bać się pisania piosenek, jestem tym procesem zafascynowany.

Ostatnio opublikowałaś próbkę swej poezji w High Horse. Jak Twoja muzyka odnosi się do poezji, czy procesy twórcze w obu przypadkach wyglądają podobnie ? Czy można każdy wiersz przenieść na tło muzyczne?

Trish Keenan – Zdecydowanie nie, jest to bardzo trudne. Pomyślałam sobie, że mogę pisać wiersze, skoro piszę teksty. To jednak nie to samo. Nie da się zawsze przenieść wiersza w piosenkę. Sztuka ta udała mi się z „Locusts, na bazie wiersza Garcii Lorki. Myślę że wyszło to bardzo dobrze, ale trochę pocięliśmy wokale. Mam wiele świetnych wierszy, które nie sprawdzają się w ogóle w formie muzycznej. Nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje. Być może niektóre formy literackie są przeznaczone tylko i wyłącznie do egzystowania na papierze, mają swój własny rytm, który niekoniecznie da się przełożyć na melodię. Łączenie tekstu i muzyki jest naprawdę fascynujące. Uświadamia tylko, jak ważną rolę odgrywa dźwięk i jak potężną moc niesie w sobie melodia. Czasem najbardziej niezdarny tekst, zaśpiewany w odpowiedni sposób, potrafi wyciskać łzy u słuchacza. To fascynujące. To wszystko o czym mówię, najlepiej uosabia jeden utwór – Parallelograms” Lindy Perhacs. Śpiew i melodia kształtują się tutaj wzajemnie. Matematyka z pewnością odgrywała ważną rolę przy powstawaniu tego utworu. a przy tym wszystkim niesie on w sobie potężny ładunek emocjonalny. To jest właśnie siła melodii. To idealny środek aby nadać głębsze znaczenie słowom. Czasem wystarczy tylko jedna odpowiednia nutka…. To są naprawdę bardzo ciekawe kwestie.

Kiedy zaczynaliście grać, świat opanowała moda britpopu. Czy czuliście potrzebę ofiarowania ludziom czegoś innego, jako kontrreakcja na tłumy białasów z gitarami?

Nie, w żadnym razie nie czuliśmy potrzeby reagować na cokolwiek. Pierwszą piosenkę napisałem w wieku 13 lat i wcale nie chciałem być sławny. Nie miałem żadnych ambicji – to się po prostu stało, napisałem piosenkę. Zresztą bez żadnej muzyki – to była wersja a cappella. Nie myślałem o sobie jako o muzyku, czułem tylko że muszę napisać piosenkę. Taki właśnie jestem – nie interesuje mnie również płeć, w którą wchodzę podczas pisania, mimo iż niejednokrotnie jest to płeć żeńska.

Następna kwestią, która mnie bardzo interesuje, jest wpływ filmu i kinematografii na muzykę Broadcast. Czy nie chciałbyś kiedyś zrobić muzyki do filmu?

Bardzo bym chciał. Teraz jesteśmy gotowi na to bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Romansujemy już z muzyką filmową od dłuższego czasu… choć nie zawsze chcieliśmy ją nagrywać. Mieliśmy wiele propozycji, ale żadna nas nie zadowoliła. Jak na złość, nasza muzyka nie nadawała się kiedyś jako tło filmu. Nadawałaby się na pewno do wydania na płycie Cd jako soundtrack , ale jako bezpośrednie tło filmu – wątpię. Tak samo jest zresztą z wieloma innymi soundtrackami Warpa. Np. soundtrack do Morvern Callar to po prostu kompilacja utworów. Coś takiego mnie nie interesuje – uważam, że spłyca to film. Przy nagrywaniu soundtracku trzeba zaangażować grupę muzyków i wspólnie pracować. Tak jak to zrobił Richard Thompson w Grizzly Man, współpracując z Wernerem Herzogiem. Nawet nie wiedziałem, że miała miejsce taka sytuacja, ale Herzog po prostu siadł razem z muzykami i powiedział im co mu się podoba, a z których fragmentów trzeba zrezygnować. Soundtrack wyszedł znakomicie. Myślę że teraz Broadcast jest gotowe na coś podobnego. Wiele ostatnio improwizowaliśmy, zmieniło się nasz podejście do muzyki i uważam że bylibyśmy w stanie ożywić jakiś obraz swoją muzyką.

Pozostaje więc czekać na odpowiednia propozycję?

Już nawet taką otrzymaliśmy. Inicjatywa wyszła od Douga Aikena, z Muzeum Sztuki Współczesnej z Nowego Jorku. Poprosił nas o skomponowanie muzyki do ogrodu rzeźb, który znajduje się poza muzeum. Nie wiemy co wymyśli na tę okazję, ale jesteśmy podekscytowani możliwością współpracy z nim, to dla nas robota marzeń i zrobimy wszystko, by rezultat współpracy zadowolił obie strony. Już się nie możemy doczekać!







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy