Wpisz i kliknij enter

Jan Jelinek + Andrew Pekler + Hanno Leichtmann w Katowicach, 11.12.05

Jak się okazuje, „Kosmischer Pitch” to nie tylko nowy, solowy materiał Jana Jelinka, to równiez pomysł na formułę koncertu, łączącego w dość interesujący sposób kilka istotnych, różnorodnych elementów. Jelinek, po występie na płockim elektronicznym festiwalu w sierpniu tego roku, przyjechał do nas ponownie, tym razem z prawdziwie gwiazdorskim zespołem [w Płocku zagrał sam]. Na perkusji Hanno Leichtmann, bardziej znany jako Static, przyprawiający swój instrument różnorodną gamą filtrów, przystawek i efektów; na gitarze Andrew Pakler, bardziej znany jako Andrew Pekler, mający na swym koncie kilka doskonałych albumów, być może nie mniej istotnych niż wydawnictwa samego Jelinka     Jak się okazuje, „Kosmischer Pitch” to nie tylko nowy, solowy materiał Jana Jelinka, to równiez pomysł na formułę koncertu, łączącego w dość interesujący sposób kilka istotnych, różnorodnych elementów. Jelinek, po występie na płockim elektronicznym festiwalu w sierpniu tego roku, przyjechał do nas ponownie, tym razem z prawdziwie gwiazdorskim zespołem [w Płocku zagrał sam]. Na perkusji Hanno Leichtmann, bardziej znany jako Static, przyprawiający swój instrument różnorodną gamą filtrów, przystawek i efektów; na gitarze Andrew Pakler, bardziej znany jako Andrew Pekler, mający na swym koncie kilka doskonałych albumów, być może nie mniej istotnych niż wydawnictwa samego Jelinka. Jednak to Jan był główną gwiazdą tego wieczoru, to on szkicował granice, w obrębie których pozostała dwójka oddawała się mniej lub bardziej szalonym improwizacjom. To Jelinek decydował o tym, w jakim kierunku potoczy się kawałek, to również on wszystko rozpoczynał, wszystko kończył. Krótko mówiąc – do Katowic, z jedynym koncertem w Polsce przyjechało Jan Jelinek Trio, prezentujące żywe wersje najnowszych kompozycji tego utalentowanego artysty.

    Być może takie twierdzenie jest krzywdzące – nie jestem w stanie okreslić jaki rzeczywiście udział w komponowaniu zagranych kawałków mieli dwaj towarzyszący liderowi instrumentaliści. Wiele jednak mówiły wyczekujące spojrzenia, jakimi Pekler i Leichtmann konsekwentnie obdarzali Jelinka, niejako w poszukiwaniu wytycznych, znaków, sugestii.























Sam występ rozpoczął się z tradycyjnym opóźnieniem, muzycy dość intensywnie spacerowali wśród wyczekującej publiki, wpatrzonej w osamotnione na scenie instrumenty. A było na co popatrzeć – chyba tylko Pekler prezentował scricte tradycyjne instrumentarium [po prostu: gitara] – pozostała dwójka otoczona była intrygującymi, działającymi na wyobraźnię…maszynami. Główną rolę zdawał się odgrywać – co nie powinno dziwić – laptop, obsługiwany przez mistrza Jelinka. Nie był to jednak typowo laptopowy wieczór. Na szczęście.

    Na repertuar koncertu złożyły się utwory zarówno pochodzące z „Kosmischer Pitch”, jak i nowe, będące – najwidoczniej – dziełem najnowszych prób tria. Kosmischer Pitch live to muzyka o wielkich energetycznych możliwościach. Podczas gdy na płycie wszystko jest dopieszczone, poukładane, zadziwia dbałością o szczegóły, tak w trakcie koncertu utwory Jelinka przyprawione zostały pewną warstwą brudu; można zaryzykować twierdzenie – rockowego brudu. Jelinek dość umiejętnie położył nacisk nie tyle na realizatorskie wymuskanie, co raczej na dynamikę i energetyczny potencjał swych dźwięków. Scenariusze znanych z płyty kawałków układały się w zupełnie nowe historie, prowadziły do zaskakujących rozwiąząń, uciekały od pewnej sterylności albumu, wpadały momentami w obszar zupełnego chaosu i wrzasku.

    Wszystko polegało na zwielokrotnianiu konsekwentnie dolepianych struktur, na tworzeniu konstrukcji coraz bardziej zagęszczonych, skłębionych, które osiągały swój hałaśliwy kulminacyjny punkt, aby za chwilę na powrót stawać się coraz lżejszymi, na końcu wręcz jedynie leciutko szumiącymi konstelacjami dźwięków. Jelinek ropoczynał więc od elektroniczej waty, klików, delikatnych trzasków, i taką też watą wszystko kończył; to, co działo się jednak w środku, zagrane zostało z iście rockowym pazurem. Bo i sam skład tria przypomina nieco typowy rockowy zespół – różnicę stanowił oczywiście laptop, choć ja sam wciąż miałem wrażenie, że uczestniczę w jakimś pociągającym, rockowo-elektronicznym eksperymencie. Dodajmy – bardzo udanym eksperymencie.

    Fakt, że jeden z najważniejszych elektroników przyjeżdża do naszego kraju ze swym najnowszym, najważniejszym projektem – uważam za budujący. Jeszcze niedawno czytałem o wystepie „Kosmischer Pitch” w Berlinie i żałowałem, że nie będę mógł tego zobaczyć, posłuchać. A tu proszę – wracamy właśnie z jednego z najciekawszych tegorocznych występów – z koncertu, którego twórcy starali się kilka rzeczy na nowo zdefiniować, eksperymentować, również trochę pohałasować i – przede wszystkim – intrygować zgromadzoną w Elektro publiczność. Mankamenty? Długość koncertu. Ze sceny trio zeszło po – poprawcie, jeżeli się mylę – godzinie grania. W tej systuacji bisy były wręcz obowiązkiem, który w przypadku katowickiego wieczoru nie był – na szczęście – wymuszony. Lepszego zakończenia koncertowego roku 2005 nie mogłem sobie wyobrazić.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
uuu
uuu
18 lat temu

w poznaniu DRUGIEGO marca, 20.00, Stary Browar

dilmun
dilmun
18 lat temu

niestety, sam koncert był krótszy, grali około 50 minut. bez bisów byłby duży niedosyt:)

daneck
daneck
18 lat temu

„na gitarze Andrew Pekler, bardziej znany jako Andrew Pekler” heheh, mogles chociaz ” 😉 ” wrzucic po tym kwiatku” …tak tylko sie czepiam..bez urazy..dobra relacja – podoba mi sie..choc mozna bylo jeszcze wiecej (mimo ze jest troche) napisac o samej muzyce..ale ogolnie jest dobrze…dzieki…:)) nie wybacze sobie ze mnie tam nie bylo..

Polecamy