Wpisz i kliknij enter

Jan Jelinek Kosmischer Pitch – Poznań

I kolejny raz po wyjściu z koncertu w Starym Browarze byłem jak bohaterki „Dziewczyn do wzięcia” – mogłem sam siebie zapytywać : i jak zadowolony jesteś? Ja? Bardzo? Ja też bardzo…i tym podobne. Koncertowy projekt Jelinka spełnił moje oczekiwania w pełni.     I kolejny raz po wyjściu z koncertu w Starym Browarze byłem jak bohaterki „Dziewczyn do wzięcia” – mogłem sam siebie zapytywać : i jak zadowolony jesteś? Ja? Bardzo? Ja też bardzo…i tym podobne. Koncertowy projekt Jelinka spełnił moje oczekiwania w pełni.

    Przed główną gwiazdą wieczoru zagrał poznański zespół temp_folder. Kwartet w składzie perkusja, bas, syntezator, klawisze (ich operator dobywał też czasem saksofonu) nie był źródłem mojego zachwytu. Jak dla mnie to, co zaprezentowali było za bardzo user friendly – otrzymaliśmy przyjemny (czasem aż przymilny) przelot przez kilka tendencji ostatnich lat w muzyce na łączącej elektronikę z żywym pulsem sekcji. Panowie zdecydowanie zafascynowani niemieckim podejściem do dźwięku (kurcze, momentami miałem wrażenie, jakbym był na jakiejś powtórce ze znajomości kolejnych części Staedtizismów) nie kryli się ze swoimi inspiracjami.























Nie było to nic specjalnie gorszącego dla uszu, ale może zbyt świeży miałem jeszcze w pamięci występ Pole Live Band, żeby znaleźć w tym coś interesującego. Support chyba miał w zamierzeniu lekko rozbujać publiczność i to się chyba udało – muzyka z silnie zaznaczonym rytmem i porządną wibracją wprowadziła w klimat dalszych części wieczoru. Choć, być może się powtarzam, samo w sobie nie było to nic specjalnie interesującego – takie w sam raz, żeby umilać oczekiwanie.

    Czas przed występem Jelinkowego składu miały też chyba urozmaicać wizualizację. Jakkolwiek mój brat przekonywał mnie, że mają one związek z dźwiękami i są bardzo ciekawe, to jednak pomysł ich prezentacji był dla mnie zbyt awangardowy, a raczej nie za bardzo wygodny – twórczość VJ-a, który był bardzo wczuty za swymi trzema laptopami, puszczano na tylną ścianę, w dodatku na małej powierzchni. Gdy skończył grać temp_folder, również próby z wizualizacjami zostały zakończone.

    Co rzadkie, opóźnienie było minimalne (rzędu może kwadransa) tak więc po około 40 minutach muzykowania poznaniaków i szybkiej wymianie sprzętu, na scenie znaleźli się Niemcy. To bardzo miłe, że publiczności nie kazano zbyt długo czekać na gwiazdy. Przy okazji, gdy o publice mowa – przyszło naprawdę sporo ludzi, jak na browarowe koncerty był to wręcz tłum. Chyba więc istnieje pewna magia nazwiska.

    Wszyscy chyba wiedzą w jakim składzie trio Kosmischer Pitch grywa, tak więc nie będę się wikłał w przedstawianie tak dobrze znanych członków projektu. Pierwszy kawałek i od razu mocne wejście, rytm, mięcho, przestrzeń, mnóstwo drobiazgów, chwytliwe motywy, ciekawe melodie, mistrzowskie przeplatanie się umiejętności i brzmień wszystkich muzyków. Poprzeczka została od razu postawiona tak wysoko, że trochę się obawiałem, czy dalej przypadkiem koncert nie siądzie. Na szczęście – nic z tych rzeczy. Materiał stanowiły w większości nieznane mi utwory, z płyty zostały chyba zagrane trzy kompozycje („Universal band silhouette”, „Lithiummelodie 1” i chyba „Western Mimikry”). Ja z pewnością długo będę wspominać drugi z wymienionych, gdzie trochę denerwujący motyw przewodni (ten zacinający się albo, jak to ująć przeskakujący?) został zastąpiony doprawdy ognistą frazą gitary Peklera – ale wtedy zabujało, ho ho. Był jeszcze jeden utwór, gdzie Pekler zagrał charyzmatycznie – wtedy w jego akordach dosłyszałem coś jakby „Satisfaction” Rolling Stones.























Gdy nie szarpał strun, kucał skupiony nad wieloma rozłożonymi na ziemi efektami i z tego przekręcania gałek, rodziły się bardzo ciekawe dźwięki, które nie wiem na jakich zasadach, ale pasowały do całości.
Pozostała dwójka nie była wcale w cieniu Peklera – zarówno Leichtmann, jak i Jelinek byli w swoim żywiole. Perkusista grał energetycznie, gęsto, dużo trzaskał w talerze, mieszał rytmy, dublował uderzenia. Jelinek sprawiał wrażenie tego, który nad tym wszystkim czuwa. Jego krótkie, proste melodie, czasem pojedyncze dźwięki były niczym przynęta dla muzyków, jakby on im tylko pokazywał punkt początkowy, a dalej pozostawiał wolną rękę. Wykazywał tym dużo zaufania, ale przecież wiedział, co robi – obdarzył nim nieprzypadkowe osoby.

    Oczywiście, że było za krótko, chociaż bis był długi – to i tak było za krótko, chciałoby się jeszcze więcej. Gdy tłoczyłem się w tłumie wychodzących zastanawiałem się – cóż to w zasadzie było? (to coś jakby zboczenie zawodowe): muzyka wysoce energetyczna, przyjemna, dobrze wchodząca, a jednocześnie niebanalna, wielowarstwowa (ach, te długie welony drobnych dźwięków snujące się gdzieś pomiędzy wyraźnymi strukturami). Nie był to jazz, choćby dlatego, że nie było żadnych klasycznych solówek, ale improwizacji było sporo. Trochę kojarzył mi się projekt Eivinda Aarseta, ale było to jednak dużo szybsze jeśli chodzi o tempo, bardziej zagęszczone i dużo pogodniejsze, jeśli chodzi o barwę. Więc choć nie do końca wiem, co to było – to jestem spokojny. Gdyż wiem, że było to dobre.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
5 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
mirek z wąsem
mirek z wąsem
18 lat temu

podoba mi się komentarz żonatego

zonaty,45
zonaty,45
18 lat temu

ty przeintelektualizowany bubku, przeczytaj czlowieku to co napisales slowo w slowo i moze dojdzie do ciebie ze kilka dni mozolnego pisania dobierania slow i mysli tak by najwierniej odzwierciedlaly twoje emocje sa zupelnie bezwartosciowe…. polecam kocerty: ewa sonnet gdansk parlament oraz led zepellin w katowickim spodku nara

oset
oset
18 lat temu

ciekwawie bylo…jesli ktos chce zdjecia to moge przeslac…no ibedzie dvd z zapisu koncertu ale to pozniej….

tomis
tomis
18 lat temu

ej, ja mialem pisac relacje.

kokus
kokus
18 lat temu

fajne było to że Pekler moshował:-)

Polecamy