Wpisz i kliknij enter

Jimi Tenor – Beyond The Stars


Zwariowany Fin wydał na świat nowe dziecko. Czy jest bliżej gwiazd? Nie sądzę, ale wiem jedno: jest nie do podrobienia. Wiem tez inną ważną rzecz: każda jego płyta to brylancik i kolejny milowy krok w stronę gwiazd. Okularnik, zakręcony improwizator dźwięków wszelakich, konstruktor własnych kosmicznych instrumentów wydał na świat swoją ósmą już płytę- „Beyond The Stars”.
Wyobraźmy sobie, że jesteśmy na pięknej, piaszczystej plaży. Słońce wschodzi bez pukania, piękne panie przemykają na palcach by nas nie zbudzić. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy na plaży w Barcelonie…I właśnie od takiego ciepłego, snującego się jak żółw utworu, zaczyna się ta nowa płyta. „Barcelona Sunrise” to idealny kawałek na początek. Tak się złożyło, że słuchałem tej płyty pierwszy raz na plaży i muszę przyznać, że było to niesłychanie przyjemne doznanie. Zanim jednak ktoś sobie pomyśli, że cała płyta utrzymana jest w takich letnich klimatach chcę poinformować, że to błąd, że Tenor proponuje nam coś więcej.
Już kolejny kawałek rozwiewa wszelkie wątpliwości. „Moon Goddess” to już wieczór i zabawa w jakimś gorącym lokalu. Utwór jest zakręcony jak sam jego autor; kawałek napędzany jest sekcją jazzową, doprawiony syntezatorem a la Tenor i niespokojny od początku do końca – jak noc w Barcelonie…
W utworze tytułowym Tenor kolejny raz w swej karierze nawiązuje do dokonań Franka Zappy, które dało się zauważyć już na poprzednich krążkach. Kawałek zachowany jest w konwencji, w której muzyk czuję się chyba najlepiej – lekki klimat, podparty przez prowadzącą grę perkusję, a w kulminacyjnych momentach wzniosłą orkiestrową furię, czynią kompozycję rodem z pierwszych improwizowanych koncertów jazzowych. Na uwagę zasługuje tu tez niezwykle słaby, ale za to manieryczny i rozpoznawalny głos Jimiego.
„Sirens Of Salo” to niezwykle jasny punkt na tej płycie – mamy tu niezwykle uroczysty chór kobiecy, zaraz potem jednak, w kawałku „Gamelavad” pojawiają się czarne chmury i spokojny chórek zostaje zastąpiony przez basowy popis panów. Niesamowita sprawa; widać, że muzyk uwielbia zaskakiwać, bawić się konwencjami w taki sposób, aby stworzyć coś naprawdę świeżego.
Na płycie przykuje naszą uwagę również bardzo luźny „Gimme Little Bit”, podany w stylistyce funkowej, przyprawiony elementami rodem z Jamajki. Klawisze i wokal chodzą tu jak w dobrym kawałku reggae. Znajdziemy także „Tsunami”, w którym niespokojny bas, brzmiący jak nadejście końca świata, idealnie został doprawiony czarnymi rytmami i hiphopowym wokalem. Płytę kończy optymistyczny „Strawberry Place”, który jednak brzmi trochę jak „wypełniacz” i chyba nie powinien znaleźć się na tej płycie. No tak, ale to tylko jedyna wada tej płyty…
„Beyond The Stars” to kolejna płyta Jimi Tenora, do której nie mogę się przyczepić. Zwariowany muzyk dalej robi to, czego oczekuję od awangardowego artysty. Nie zamyka się w konwencji, zawsze mnie czymś zaskoczy, jego produkcje stoją zawsze na najwyższym poziomie. Nie ma co narzekać. Jest dobrze, ale do gwiazd jeszcze trochę mu brakuje…
2004







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy