„Zaczęła się szkoła, więc jestem z tornistrem”. Tymi słowami przywitał publiczność krakowskiej Alchemii Jacek Kochan. Po chwili na scenę wyszli Franz Hautzinger i Kazuhisa Uchihashi i rozpoczęło się muzyczne święto. „Zaczęła się szkoła, więc jestem z tornistrem”. Tymi słowami przywitał publiczność krakowskiej Alchemii Jacek Kochan. Po chwili na scenę wyszli Franz Hautzinger i Kazuhisa Uchihashi i rozpoczęło się muzyczne święto. Lekko „kwaśna” chmura dźwięków z laptopa perkusisty zainicjowała jeden z najwspanialszych koncertów, jakie kiedykolwiek słyszałem.
Ćwierćtonowa trąbka Hautzingera raz za razem „połykała” mikrofon wydobywając z siebie zarówno głęboko basowe buczenie, jak i zadziwiająco selektywnie brzmiące szmery. Uchihashi generował z kamery pogłosowej drapieżne wysokie tony z rzadka jedynie dotykając gitary.
Z sonorystycznych pejzarzy muzyka zespołu raz po raz mutowała w intensywny elektryczny jazz bliski kanonom gatunku. Mimo tego muzycy nie stronili od dźwiękowych „nowinek”, które nadawały spójnej całości szczyptę brzmieniowego eklektyzmu. Bezcenną rolę „porządkowego” pełnił Jacek Kochan. Jego perkusja co prawda nie dyscyplinowała muzyków, nadawała jednak utworom potrzebną i niebanalną klarowność.
Jeszcze kilka razy w ciągu wieczoru muzycy zmieniali klimat (przez kilka sekund można było odnieść wrażenie, że do zespołu włączył się Aphex Twin!). Mimo stylistycznej różnorodności, oszałamiającej gęstości i intensywności gry nie sposób było pomyśleć, że muzykom chodzi tylko o popisanie się wirtuozerią. Cała trójka starała się nie grać więcej, niż to konieczne, nawet w największym zapamiętaniu.
Trio grało blisko dwie godziny – czas ten minął zadziwiająco szybko i choć nie było, jak sądzę, na sali ani jednej osoby, która nie chciałaby usłyszeć więcej, trudno mówić o niedosycie.
…a Tatsuya Yoshida (na zdjęciu) rozstawiał Jackowi sprzęt.
A czy ktoś nagrał ten koncert? Niestety przestałem go w korku na zakopiance, a samą recenzją cięzko ucho zaspokoić.