Wpisz i kliknij enter

Konrad Kucz – wywiad

Nowa elektronika, jak niemal każdy gatunek muzyczny boryka się z problemem – co dalej? Doszliśmy do pewnej granicy i obecnie rzeczą niezmiernie trudną (a może niemożliwą) staje się stworzenie czegoś absolutnie nowego i orginalnego. Konrad Kucz większości znany jest jako muzyk Futra (jednego z pierwszych polskich zespołów „klubowych”), choć tak naprawdę – jak sam przyznaje – działalność w ramach tego projektu była jedynie epizodem. Artysta ma na swoim koncie nagrania eksperymentalne, ambientowe, związany jest również z klasycznym, „berlińskim” brzmieniem. Obecnie pracuje nad swoim najnowszym solowym albumem, którego premiery spodziewać się możemy już niebawem. Próbkę tego, jak brzmieć będzie ten album posłuchać możemy na stronach serwisu MySpace, gdzie znalazła się piosenka „Lobster”, nagrana przez Konrada Kucza i Karolinę Kozak.

Jesteś absolwentem warszawskiej ASP – czy czujesz się bardziej muzykiem, czy artystą plastykiem?

W pismach urzędowych i ankietach jest taka rubryka – „zawód wyuczony”. „Wyuczyłem się” więc tzw. grafiki warsztatowej. Jest to termin określający techniki druku ręcznego, jednej z najstarszych w historii sztuki. Akwaforty, akwatinty, mezzotinty itp. dają ogromne pole możliwości dla artysty. Niemal każda odbitka bywa niepowtarzalna. Nigdy do końca nie wiadomo jaki będzie efekt końcowy, element przypadku jest więc niezmiernie interesujący.

Pochodzę z rodziny o silnych tradycjach artystycznych. Mój ojciec jest rzeźbiarzem – profesorem na ASP, a mama kończyła malarstwo na tej samej uczelni. O dziecka więc miałem kontakt ze sztuką. Po studiach na ASP naiwnie sądziłem, że ze sztuki będę się utrzymywał. Stało się inaczej.

Równolege z zainteresowaniami plastycznymi muzykowałem. Pierwszy komputer, pierwsze instrumenty elektroniczne w domu dały mi szansę wypowiedzieć się muzycznie. Komputer pozwolił tworzyć projekty, których technicznie nie mogłem wcześniej zrealizować. Życie więc pokazało, że utrzymuję się właśnie z muzyki, realizując przeróżne projekty dla telewizji czy radia. Komponuję również, razem z Wojtkiem Applem, piosenki dla innych artystów. Prawdę mówiąc zawsze chciałem być kompozytorem muzyki współczesnej. Niestety niepełnosprawność nie pozwoliła mi skończyć studiów muzycznych. Niemniej możliwości komputera są fenomenem współczesności. Dzięki niemu w jakimś stopniu mogę realizować swoje marzenia. To takie marzenia „zosi samosi”

Twoja muzyka bywa różnorodna – nagrałeś i nagrywasz eksperymentalne, ambientowe dźwięki, masz jednak za sobą również bardzo konkretne doświadczenie z muzyką klubową. Jak z dzisiejszej perspektywy oceniasz swoją działalność w zespole Futro?

Od 20 lat zajmuję się komponowaniem. Mam za sobą różne okresy inspiracji: od Throbbing Gristle, przez transowy rodzimy folk, muzykę współczesną (Szymanowski, Górecki, Kilar) po klasyczną berlińską elektronikę. Jednak przez cały ten okres najbliższe były klimaty ambient. Brian Eno pozostanie dla mnie zawsze największym artystą. Jego „Discreet Music” jest moim głównym motywem inspiracji. Natomiast działalność w Futrze traktuję jako epizod. Był on o tyle ważny, że jako muzyk rozwinąłem swoje horyzonty inspiracji o współczesne trendy i zaistniałem w środowisku medialnie. To istotne, jeśli chce się współpracować z innymi znanymi muzykami. W końcu nie jest się już istotą z innej planety, choć w środowisku clubbingowym podobno tak byłem postrzegany (śmiech).

A jak Ty postrzegałeś i postrzegasz środowisko clubbingowe? Czy potrafisz wskazać najważniejsze jego cechy?

To trudne pytanie. Pięć lat temu, kiedy Wojtek Appel namówił mnie na zajęcie się kompletnie inną muzyką, clubbing w Polsce miał się chyba najlepiej. To było jedyne nowe i ciekawe zjawisko subkulturowe, wcześniej egzystował w naszych mediach tandetny pop-rock rodem z lat 80 (a była to według mnie najbardziej obciachowa dekada w historii muzyki popularnej). Nie mogłem znieść wszystkich tych „Odziałów Zamkniętych”, „Klinczów”, „Lady Panków” itp. Ta tandetna ekspresja pop-rockowa niestety trwa nadal, wystarczy obejżeć np. festiwal Top Trendy.

Z clubbingiem nigdy nie byłem szczególnie mocno związany, to Novika wciągnęła mnie i Wojtka Appla w to środowisko. Mimo wszystko zawsze byliśmy bliżej klasycznego rocka. Nagle jednak okazało się, że staliśmy się – jako Futro – czołową grupą clubbingową w polsce. Jest mi dość niezręcznie o tym mówić, bowiem do dziś nie rozumiem niektórych elementów clubbingu, na przykład fenomenu DJstwa. Męczą mnie również nocne housowe imprezy, rzadko więc udzielam się towarzysko w tym środowisku.

Z uwagą jednak przyglądam się dokonaniom jego twórców – dzisiaj clubbing to dla mnie Smolik, Skalpel, Noon czy Oszibarack. Ciekawe, że ta muzyka szczególne zainteresowanie znajduje na zachodzie – nie rozumiem dlaczego w Polsce ten rodzaj clubbingu nigdy nie zaistniał medialnie.

Formalnie gatunek ten dawał szerokie pole działania beztalenciom. Mam wrażenie, że pewnym momencie tej muzyki było za dużo, bo każdy może sobie przecież coś takiego robić na komputerze. Są setki progamów muzycznych z gotowymi samplami i aranżacjami, sugerującymi konkretny rodzaj muzyki, brzmienia itp. Uważam, że działa to destrukcyjnie dla sztuki. Na szczęście czas wszystko weryfikuje i plastikowa tandeta ląduje definitywnie w koszu. Przyszedł moment na uczciwą muzykę, czyli profesjonalnie skomponowaną i wykonaną, w cenie są znowu brzmienia akustyczne.

Jak ocenisz kondycję nowej elektroniki, ambientu, gatunków pokrewnych? Wciąż są Cię w stanie zaskoczyć?

Nowa elektronika, jak niemal każdy gatunek muzyczny boryka się z problemem – co dalej? Doszliśmy do pewnej granicy i obecnie rzeczą niezmiernie trudną (a może niemożliwą) staje się stworzenie czegoś absolutnie nowego i orginalnego. Myślę, że obecnie liczyć się zaczyna jakość czysto muzyczna. Znane już schematy konstrukcyjne podawane są w coraz bardziej profesjonalnej formie.

Elektronika sprzed dziesięciu lat raczej już nie wraca. Sam posiadam takie płyty, które leżą sobie grzecznie na półce i jakoś nie mam ochoty po nie sięgać. To dziwne zjawisko, że kompozycje realizowane na komputerach metodą kolażu, maksymalnie skwantyzowane i wypieszczone technicznie nie rajcują dziś tak, jak przed laty. Wydaje mi się, że bardzo niewiele z tych rzeczy przetrwa próbę czasu. Przyczyna takiego stanu, moim zdaniem, tkwi we wspomnianym przeze mnie powszechnym dyletanctwie muzycznym – w dużej mierze w kręgach clubbingowych. Ten minimalizm i montaż DJski, tak powszechnie stosowany jako gatunek na nocnych klubowych imprezach, ukierunkowywany jest jednorazowo na tzw. „dziś”. To taki muzyczny hamburger konsumowany i wydalany podczas tej samej imprezy.

Również ambient i inne pokrewne gatunki nie są wolne od tego problemu. Tak jak DJe „grają” na winylach przygotowaną przez innych muzykę, tak ambientowcy stosują te same brzmienia z tych samych syntezatorów lub sample z tych samych płyt, przystosowanych do powszechnego użytku. Trudno dziś odróżnić jednego artystę od drugiego, wszystko zlewa się w jedną, nudną i banalną melasę dźwiękową. Słychać to także w tzw. scenie laptopowej, środowisku techno i drumnbass. Górę bierze technologia, pod wpływem której paraliżowane jest to, co w muzyce najistostniejsze. Jestem zdania, że aby tworzyć dobrą muzykę trzeba się wewnętrznie ubogacać – m.in. poprzez słuchanie różnorodnych brzmień. Mam tu na myśli „inspiracje totalne”: od muzyki średniowiecznej, etnicznej po rocka. Daje to szanse uwolnienia się sytuacji, w której technologia ma największy wpływ na twórcę. Oczywiście przy odrobinie wysiłku można w Polsce dotrzeć do bardzo ciekawych artystów i wydawnictw. Są muzycy, których bardzo cenię. Jest więc potencjał, tylko brak medialnego klimatu, aby dobra muzyka mogła się przebić. Szczerze mówiąc już dawno pogodziłem się z tym faktem.

Wymień kilku polskich nowych twórców, po których muzykę sięgasz z przyjemnością.

Trochę mi wstyd, ale ja prawie w ogóle nie kupuję polskiej muzyki. Jeśli zdecyduję się na zakup CD, to zwykle musi to być naprawdę wyjątkowa pozycja. Co więcej, w mojej szafce z płytami zobaczyć można właściwie tylko muzyjkę mojego pokolenia, czyli stary dobry rock. Im jestem starszy, tym bardziej fascynuje mnie epoka lat 60 i 70. Znakomicie, że pojawiają się wydawnictwa specjalizujące się w wydawaniu niedocenionych i zapomnianych artystów z tamtych czasów – myślę tu również o ówczesnej awangardzie. Obecnie przeżywamy czas eklektyzmu i jestem zdania, że w swych inspiracjach należy jak najdalej oglądać się za siebie. Jednocześnie jasne jest, że nie ma dziś kompletnie sensu grać w sposób, w jaki grało się trzydzieści lat temu. Pojawia się więc najtrudniejsza kwestia: w jaki sposób inspirować się przeszłością, jednocześnie nie popadając w pustą kopię. Zawsze chętnie posłucham Smolika, Husky, Oszibarack, Daniela Blooma, Kanału Audytywnego. Jest wielu ciekawych mniej znanych artystów, których nazwiska wielu nic nie powiedzą. Myśle tu o tych z wydawnictw niszowych typu Obuh, Requiem czy Vivo.

Czy na Twojej najnowszej solowej płycie spodziewać się możemy również inspiracji muzyką lat 60 i 70, czy może czeka nas porcja zupełnie nowej elektroniki?

Dzięki intensywnym kontaktom z wydawcą Łukaszem Pawlakiem (przy okazji realizacji nowej płyty Nemezis) otworzyłem się na tzw. nowy ambient. Nagle odkryłem twórczość Geira JenssenaBiosphere. Okazło się, że ten facet od lat kombinuje muzykę podobną metodą do mojej. Niby nic nowego, bo chodzi o montaż z zastosowaniem sampli. Jednak to co on z nimi robi jest niespotykane.

Tak oto Jenssen ośmielił mnie do zrealizowania płyty kompletnie innej niż dotychczas. Jako, że od lat jestem fanatykiem winyli, posiadam kilka pudeł płyt niemal z całego świata – to kolekcja z dwudziestu paru lat. Prawie wszystkie krążki pochodzą z lat 50, 60, są również nagrania sprzed wojny. Podobnie jak Jenssena, urzeka mnie to nieskończone spektrum brzmień zarejestrowanych na czarnych płytach. Myślę tu o monofnii, pseudostereofonii, szumach, trzaskach i innych niedoskonałościach technologicznych. Nagle okazuje się, że z krótkiego, czasem sekundowego sampla jakiejś kiczowatej i banalnej piosenki można za pomocą filtrów w komputerze wykręcić coś niespodziewanego, reprezentującego kompletnie nową jakość.

Płyta nosić będzie tytuł „Sleep Walk” i jest impresją stanu pół-snu, pół-jaźni. Całość będzie jednak różnorodna i zróżnicowana, pojawią się m.in. piosenki, w których udział biorą Karolina Kozak, Tomek Makowiecki, „Nuno” i Patrycja Olton. Myślę, że płyta będzie dość orginalna – choćby ze względu na fakt, że jak do tej pory nie słyszałem aby ktoś coś takiego w polsce robił (śmiech).

Na szczęście nie czuję presji wydawcy – czy aby to się sprzeda, czy jest trendy i „nie daj boże oldschoolowe”. Kto wie, może właśnie dlatego nigdy nie byłem w stanie w pełni utożsamiać się z jakimś konkretnym środowiskiem subkulturowym. Wielu kojarzy mnie – niesłusznie – jako twórcę el-muzyki, bo dwadzieścia lat temu zaczynałem komponować na syntezatorach. Wówczas jednak muzyka elektroniczna była jedna.

Czy możemy spodziewać się koncertów promujących album, z udziałem wszystkich pojawiających się na płycie wokalistów?

Całkiem możliwe, choć nie brałem tego pod uwagę. Reprezentuję jednak twórczość niszową, nie wiadomo do końca jak moja płyta zostanie odebrana. Na pewno jednak koncertować będę z grupą Nemezis, której najnowszy krążek ukazuje się niebawem.

Życzę więc sukcesu „Sleep Walk” – będziemy czekać z niecierpliwością! Dzięki za rozmowę.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
11 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
David TUA
David TUA
16 lat temu

Czyli to jest ten Konrad K. cóż niech się bawi jeśli to sprawia mu przyjemność … wkońcu muza i jej tworzenie to fantastyczna zabawa , jednak myśle że nie jest to autor odkrywczy ..wielka muza rodzi się z buntu pewnego złamania formy , jest wręcz obrazoburcza …a jak ktoś kocha Schulza i bezkrytycznie wielbi jego wypociny może stać się tylko i wyłącznie kolejnym klakierem …

hubert
hubert
16 lat temu

cholernie nudna muzyka i typowe zachowanie dla tego typu gości, lansowanie się, podczas gdy ten Pan nie ma absolutnie nic do powiedzenia jeśli chodzi o coś świeżego i przede wszystkim autentycznego.Straszy widmo el-muzyki ;-(
rozumiem, że mając podejście profesjonalne nie wchodzą panu pewne rodzaje muzyki, które zgodzę się są prymitywne i trochę Łatwe od strony ich tworzenia, ale na Boga!!! może więcej świeżości, poza tym Requiem, Obuh i Vivo to szczyt góry lodowej undergroundowej muzyki w Polsce…a Monotype?najbardziej ruchliwa wytwórnia w kraju…

Mandaryn
Mandaryn
16 lat temu

Dużo o niczym.Sporo nadęcia i samowychwalania.Nigdzie nie gracie a wasze gwiazdorstwo stworzyliście sobie sami w necie.
Samogranie,samoreklama,samowidzenie,samowychwalanie,samo…………………….

paide
paide
16 lat temu

prawda że jego samoświadomość muzyczna wybrzmiewa za-rozumiałością? zupełnie mnie nie przekonuje.

Adel
Adel
16 lat temu

Zdenerwował mnie ten Pan! Z tego co mówi to nie warto nic robić! Bo po co skoro wszystko już było ! Kompletna Bzdura w muzyce elektronicznej, klubowej, bardziej lub mniej ambitnej, krajowej bądź zagranicznej jest jeszcze wiele do zrobienia. Tylko ludzie faktycznie teraz za dużo opierają się na technologi, a tu najważniejsza jest KREATYWNOŚĆ! i żadne kosmicznie drogie zabawki nic nie pomogą jeśli się nie ma wizji (Ja osobiście uważam że kombinacji software + hardware + live vocal + live instruments da w przyszłości jeszcze wiele niesamowitych utworów) . Pan Kucz nie lubi dj ów…hehe bo nie rozumie (chyba?) że wśród nich też są wyśmienici artyści, poza tym tu się ujawnia problem naszego kraju brak porozumienia między dj iami a producentami, każdy sobie rzepkę skrobie :]

P.S Uważam że ludzie którzy tak jak ten Pan zajmują się muzyką od bardzo dawna ale ciągle coś im nie pasuje są zdegustowani (zresztą moim zdanie kilku takich wiecznie niezadowolonych jest jeszcze

T.a
T.a
16 lat temu

Trochę to wszystko grubymi nićmi szyte, ta cała krytyka sceny przez ludzi sceny i wyważanie otwartych drzwi. Co do przyszłości elektroniki pana Konrada chcę uspokoić i odesłać do wywiadu z panią Karoliną Kozak, która wieszczy nadejście nowej ery i zastępowanie elektroniki przez bliżej nieznaną grupę >żywych instrumentów

poprawny
poprawny
16 lat temu

boing boing może za ostro, ale jak najbardziej trafnie napisane. Jak można oceniać scenę gdy tak naprawdę jej się nie zna?

Omen
Omen
16 lat temu

boing boing – chyba nie doczytałeś dokładnie tekstu, przecież konrad sam mówi, że Smoliki i Noviki to był epizod. Ten gość nagrywa od bodaj 15 lat, posłuchaj więcej jego solowych nagran to zmienisz zdanie. jeden z bardziej doświadczonych twórców. a że smolika lubi posłuchać – co z tego?

dilmun
dilmun
16 lat temu

ciekawy wywiad, choć nie do końca mogę się zgodzić z tezami Konrada. nie mam, co prawda, takiego podejścia, jak BOING BOING, ale kilka rzeczy nie do końca mi się podoba. co do muzyki Konrada, to rzecz gustu – mi nie do końca pasuje, ale to rzecz gustu. potrzebni są różni twórcy grający różnorodną muzykę, bo ludzie mają różne gusta i różnych rzeczy szukają w muzyce. natomiast ocenianie sceny klubowej po wykonawcach, których wymienia Konrad, jest, rzekłbym, nieznajomością sprawy. fakt, że śa to w większości mało medialne (w sensie zainteresowania mediów a nie postawy artystów) projekty, ale, prawdę mówiąc, nie trzeba wiele wysiłku, żeby dotrzeć do tych mniej znanych. natomiast polska scena bardziej oficjalna ma rzeczywiście niewiele do zaoferowania. co do muzyki to rzeczywiście dużo osób bez żadnych zdolności się tym para, ale myślę, że tak było zawsze, niezależnie od gatunku, ale dopiero teraz mamy taką łatwość publikowania własnej twórczości. gdyby dzieci kwiaty miały internet, net-labele i myspace, to jestem pewien, że mielibyśmy miliardy psychodelicznych kapel prezentujących poziom plażowy. ale rozumiem, że łatwość wydawnicza i wielość oferty powoduje zamęt u fanów. ja tez wielokrotnie mam takowy. no i ostatnia sprawa: błagam, proszę nie mówić, że nikt w polsce nie wydał płyty, która zajmowałaby się usterkami technologicznymi, trzaskami, brudami itp. bo to nieprawda…

boing boing
boing boing
16 lat temu

konrad kucz i jego spojrzenie…czyli rzeczy ciekawe jak flaki z olejem,od lat kojarzy mi sie z najbardziej smetna/nieciekawa/populistyczna papka…novika,husky,smolik,makowiecki….say no more
..w kategorii muzycznego buntu/indywidualnosci/ostrosci i sily wizji czyli czegos za co kocham elektronike ten gosc oscyluje wokol zera…soundtrack pod zajadanie sie owsianka z mlekiem siedzac w wygodnych papuciach…jak i reszta uglaskanej/grzecznej/bezplciowo sympatycznej polskiej elektroniki typu smolik & friends,ktorym juz dawno chyba odpadly jaja

olo81
olo81
16 lat temu

Jak ja kocham takie klimaty.
Jeśli reszta płyty będzie tak genialna jak Lobster to prędko polece ją kupić.

A co do wywiadu to niestety musze się zgodzić co do dzisiejszej muzyki.

Polecamy