Debiutancka płyta tego projektu dwa lata temu była sporym wydarzeniem. Również nasz serwis przykleił jej miano „bezwzględnie rekomendowanej”, doceniając świeżość muzycznej wyobraźni odpowiedzialnego za całość Jamesa Murphego. Nieprzewidywalny, zawiadiacki, posiadający wyjątkową wokalną manierę muzyk błyskawicznie osiągnął pozycję jednego z wizjonerów stylu, który wszyscy zaczęli nazywać punk-funkiem bądź disco-punkiem. Co więcej, na najważniejszy ośrodek tego rodzaju dźwięków wyrosła wytwórnia DFA, kierowana właśnie przez Murphego. Sam artysta niedługo po premierze „selftitled” wyruszył w bardzo udaną trasę zabierając ze sobą zespół, z którym przygotował drugi studyjny krążek LCD Soundsystem.
I właściwie patent na sukces Murphy wciąż ma ten sam. Wciąż są to głównie taneczne, pulsujące, pełne transu kompozycje, balansujące między brzmieniem garażowych gitar i brudną elektroniką. Dyskontując sukces debiutu Murphy postanowił nagrać płytę bardzo podobną, będącą niemal kontynuacją wszystkich tych frywolnych nastrojów, jakimi zespół porywał dwa lata temu. Do znanego nam więc menu artysta dołożył jedynie kilka drobnych przystawek oraz szczyptę nowych, głównie elektronicznych przypraw. Przystawką nazwiemy na pewno znakomity, kończący całość kawałek „New York I Love You”, czyli opartą na brzmieniu pianina balladę, w której Murphy prezentuje pełnię swojej wokalnej ekspresji. Elektronicznych przypraw jest nieco więcej – wspomnieć trzeba na pewno utwór tytułowy, w którym LCD Soundsystem osiąga pułap zimnego, abstrakcyjnego transu, znanego choćby z ostatnich, koncertowych nagrań Kraftwerk (sic!). Reszta materiału to bardzo typowe dla Murphego taneczne kompozycje, nierzadko trwające ponad 7 minut, posiadające wciąż ten sam, wielki przebojowy potencjał. I choć nie wszystkie utwory uwodzą od razu, co więcej, momentami zespół decyduje się na dość ograne patenty i zwroty, tak z czasem „Sound Of Silver” przekonuje do siebie coraz bardziej, stając się jednym z obowiązkowych dziennych krążków.
Nie ma już tych samych emocji, jakie towarzyszyły debiutanckiej płycie zespołu. Jest jednak wciąż ta sama energia i przebojowość. Wygląda więc na to, że nadal działa tu specyficzne prawo Murphego. Jamesa Murphego.
2007

płyta bardzo dobra, ale tak naprawdę zaczłąem jej sluchac po koncercie babopenerze
to była petarda !!!!
płyta bardzo dobra, ale tak naprawdę zaczłąem jej sluchac po koncercie babopenerze
to była petarda !!!!
Płyta bardzo dobra – gitary i elektronika na wysokim poziomie – tak grałoby teraz Velvet Underground
nie wiem, nie slyszalem calej plyty i ze srednim entuzjazmem widze lcd na openerze, ale musze przyznac,ze someone great to kawalek niezlej muzyki
spoko, od znajomego slyszalem, ze na zywo lcd to maszyna. ponoc mocne przezycie.:)
co do plyty, jest spoko, choc nie powala na kolana. przyzwoity, wysoki poziom.
moźe tak a może nie. rozmowa telewizora z radiem.
zalezy jak dla kogo…nuda….moze toco lubisz jest mega nudne dla innych….
poprzedni album spoko, ale sound of silver to nuda i tyle
no przecież wiem ze nie na tym synku…
mocna płyta
erm, ale tribulations to nie na tym albumie, synku 🙂
Tribulations…zajebisty kawalek mega parkiet w dobrym slowa tego znaczeniu!
pierwszy kawałek miażdży. a ja zmiażdżę pewnie kogoś z mojego rzędu przy nim. fantastycznie, że lcd przyjeżdża, jak na razie to chyba jedna z trzech wesołych wiadomości a propos tego festiwalu.
a myślisz ze LCD będzie grał tylko z tej płyty? Poznaj jego inne płyty to może inaczej dbierzesz newsa…
płyta jest raczej monotonna a to wcale nie wpływa na pozytywny odbiór newsa lcd na open er