Wpisz i kliknij enter

Miss Kittin – Batbox


Gotycką pannę dotknęła łaska. Miss Kittin już w zapowiedziach odgrażała się, że nowa produkcja ma być odpokutowaniem, wybawieniem, machnięciem łapką na pożegnanie starym duchom. Wypuszczeniem ze swej głowy stada nietoperzy i wpuszczeniem do muzyki światła: “To jak otworzenie się na nowe doznania, lecz nie oczyma, a przez intuicję, zupełnie jak u nietoperzy i kotów”. Czy jednak do końca i co z tego wynika?
Autorka tak legendarnych już hitów, jak „1982”, uśmiercającego mistrza swingu „Frank Sinatra” czy będącego bezlitosnym podsumowaniem stylu życia współczesnych kobiet świata biznesu „Stock Exchange”, nadal mocno trzyma się w tanecznych, ciemnych, lekko przybrudzonych brzmieniach. Wydając „BatBox” pozostała wierna gatunkowi, dzięki któremu zasłynęła – electro clash. Odnoszę jednak wrażenie, że zrezygnowała z wcześniejszej, świadomej zresztą zabawy w brak profesjonalizmu czy czytelnych nawiązań do retro-elektro. Dopracowała to, w czym czuje się najlepiej i ubarwiła swój koci, pazurzasty charakter paroma nowymi elementami. Dudniąc głębokimi liniami basu, szarpiąc gitarowymi riffami, zwalnia niekiedy do triphopowego tempa, tworzy podwodne, elektroniczne ballady. Kilka brzmieniowych odchyleń u Kittin już wcześniej słyszeliśmy – w dużym uproszczeniu można by je sprowadzić do wahania między tym, co w niej ostre i tym, co łagodne. Tym razem, wracając z impetem na electro-clashową niwę, ta zabawa gatunkami wyszła jakby bezpieczniej, ale i spójniej, jednocześnie chyba w lepszym guście. I potwierdza z przytupem, że nadal dyktuje parkietowe trendy.
Swe zakorzenienie w gotyku uzewnętrznia nie tylko w środku okładki, za której graficzną stronę odpowiedzialny jest Rob Reger, twórca komiksu i postaci Emily the Strange. Słychac to także w „Barefoot Tonight”, gdzie na wampiryczną imprezę zaprasza prosty beat. Jednak zaraz potem w „Play Me a Tape” Kittin odrzuca swój czarny pejcz i zakłada różowy tornister. O tym, że jest klubową królową przypomina w „Pollution of the Mind”, gdy zatraca się w parkietowym szaleństwie, przywołuje kraftwerkowe i raveowe patenty i wręcz błyska słuchaczom laserami po oczach. Potrafi też być przejmująco smutna, gdy nawołuje do uporządkowania wszechświata albo taka, jaką ją pamiętamy – zimna, perwersyjna i odważna, jak w „Machine Joy”. Swoją drogą jedynym adekwatnym miejscem do cieszenia się tym utworem wydaje się być dobra maszyna na autostradzie, oczywiście na odcinku bez ograniczeń prędkości. Od pierwszego do ostatniego kawałka Francuzka żongluje nastrojami i tempem, poi szampanem, wygłasza od niechcenia swym metalicznym głosem manifest drapieżnej kobiecości. Kittin więc nadal jest lekko skórzana, ale jest też radosna, zadziorna, miła, seksowna, wściekła, romantyczna, szalona i świetna – Kittin is high.
Parę poprzednich produkcji po rewolucyjnym „First Album” nagranym z Hackerem, mogło budzić u jej fanów niepokój o to, gdzież to i w jakie rejony zapodział się nasz kociak. Teraz rozwiano jednak wszelkie obawy. Panna Herve wróciła w swoim, jeszcze lepszym stylu. Przy takiej Kittin chciałabym zdzierać obcasy w tańcu.
2008







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
pbl
pbl
16 lat temu

RA to chamy bez szkoły;p

japan monster
japan monster
16 lat temu

na RA rowniez dali 2,5 dla fabriclive37, secik by caspa and rusko. dla mnie bomba set dubstep az milo….RA sie nie zna?;-)))

Heliosphaner
Heliosphaner
16 lat temu

a RA dali tylko 2/5 😮

dzudo-honor
dzudo-honor
16 lat temu

swietna płyta a taki kittin is high miazdzy!

T.a
T.a
16 lat temu

Jestem bardzo przyjemnie zaskoczony tą płytą. Zmysłowa i kobieca, bez popeliny i czułostkowości. Ładnie się nam rok zaczyna!

Polecamy

Irmin Schmidt – dyskografia

29 maja Irmin Schmidt obchodzi 82. urodziny. Przypominamy jego twórczość solową, tym samym zamykając przegląd dokonań członków grupy Can.