Wpisz i kliknij enter

Murcof – wywiad

Rozmowę miałem wyznaczoną na godzinę przed występem Fernando Corony w poznańskim Starym Browarze. Z przyczyn obiektywnych termin został przesunięty na czas kolacji po koncercie. Kolacja z Murcofem? Dlaczego nie? Artysta okazał się skromnym, ciepłym i zabawnym człowiekiem; pomimo wyraźnego zmęczenia, odpowiadał na pytania chętnie i wyczerpująco, racząc się pomidorówką i pizzą. Rozmowę miałem wyznaczoną na godzinę przed występem Fernando Corony w poznańskim Starym Browarze. Z przyczyn obiektywnych termin został przesunięty na czas kolacji po koncercie. Kolacja z Murcofem? Dlaczego nie? Artysta okazał się skromnym, ciepłym i zabawnym człowiekiem; pomimo wyraźnego zmęczenia, odpowiadał na pytania chętnie i wyczerpująco, racząc się pomidorówką i pizzą.

Najpierw pozwól, że pogratuluję Ci „Cosmosu”. Według mnie to duży krok do przodu, ale nadal słychać, że to Ty.

Dziękuję.

Jakie były twoj główne inspiracje podczas nagrywania tego krążka?

(chwila namysłu) Cóż, dźwięki same w sobie były największą inspiracją. Tytuł ma związek z ucieczką od naszego świata i spojrzenia w gwiazdy, z refleksją, która przychodzi gdy patrzysz w niebo, będąc gdzieś daleko poza miastem. To po prostu kontemplacja nad resztą wszechświata poza naszą planetą.

Jak to się stało, że miłośnik muzyki klasycznej zainteresował się elektroniką?

Dorastałem słuchając muzyki klasycznej. Mój ojciec był bluesmanem, grywał też jazz i folk, ale głównie blues. Miał sporą kolekcję płyt z muzyką klasyczną, sporo dzieł Bacha, którego był miłośnikiem. Bardzo lubiłem te nagrania. Ojciec miał również album niejakiego Johna Santosa, który zrobił coś w stylu Wendy Carlos i jej „Switched-On Bach”. Santos dokonał elektronicznej interpretacji kompozycji Bacha. Byłem bardzo młody i powaliło mnie to. Kiedy dorosłem, nadal słuchałem klasyki i zacząłem badać jej współczesną odmianę. Tak odkryłem Strawińskiego, Ligetiego, Sanakiego, Stockhausena, Schoenberga, cały szalony wiek dwudziesty aż po rzeczy tworzone obecnie. Było to dla mnie absolutnie powalające, ekscytujące przeżycie. Jednocześnie zaczynałem słuchać elektroniki. Oprócz Johna Santosa innym albumem, który przykuł moją uwagę był „Oxygene” Jean Michel Jarre’a. Słuchałem tej taśmy bez przerwy – kiedy wracaliśmy ze szkoły samochodem, zwykłem zostawać w aucie z zamkniętymi szybami i w kółko puszczać „Oxygene”. To spowodowało, że zacząłem wgłębiać się w muzykę elektroniczną: Kraftwerk, Tangerine Dream. Do końca życia będę słuchał elektroniki i klasyki. Innych rodzajów muzyki oczywiście też, ale te dwa przemawiają do mnie najbardziej.

Jak zmieniły się Twoje metody komponowania na przestrzeni lat?

Zacząłem nagrywać muzykę elektroniczną około roku… to był chyba 1985 rok. Ponad 20 lat temu… cholera, jestem strasznie stary! (śmiech) Najpierw tworzyłem za pomocą komputera Commodore 64, co było bardzo dobrą lekcją na temat elektroniki. Podstawą tego gatunku jest fakt, że musisz zaprogramować wszystko: typ pliku, długość pliku, pitch, efekty, wszystko. Później dorobiłem się prostego sekwencera. Była to klawiatura Casio, która pozwalała na nagranie zaledwie pięciosekundowego sampla, a gdy ją wyłączałeś, cała pamięć ulegała bezpowrotnemu wykasowaniu. Mimo to wówczas była to dla mnie wspaniała rzecz. Z czasem zacząłem kupować coraz więcej sprzętu i nawiązywać współpracę z przyjaciółmi, którzy także inwestowali w syntezatory itp. W 1988 roku wszedłem w skład tria grającego acid house, techno, industrial, tego typu rzeczy. Wtedy komponowanie to była czysta matematyka – trzeba było po prostu wpisywać odpowiednie wartości do sekwencera. Używaliśmy nawet kalkulatora do liczenia taktów, sekwencji i czasu. To było bardzo matematyczne.

Później, mniej więcej w 1991 lub 1992 roku, mój przyjaciel założył zespół inspirowany dokonaniami Sweet, The Sunday, Ocean Blue. Szukali klawiszowca, a ponieważ wówczas byłem nieco zmęczony elektroniką i zainteresowany bardziej „żywym” graniem, dołączyłem do składu. To zmieniło metody komponowania z matematycznych na spontaniczne. Dużo eksperymentowaliśmy, było w tym sporo jazzu, ambientu, progresji. Równocześnie udzielałem się w innych projektach, również w noise’owych i ambientowych. Próbowałem nauczyć się dotrzeć do muzyki różnymi drogami, aby wzbogacić własne doświadczenie. Murcof narodził się na przełomie 2000 i 2001 roku, ale przedtem udzielałem się w bardzo wielu różnych projektach. Dziś sam nagrywam instrumenty, gram na fortepianie i trochę na wiolonczeli. Zapraszam także zaprzyjaźnionych artystów grających na skrzypcach, oboju i innych instrumentach. Kiedy dźwięki są już zapisane, idę do domu i w samotności bardzo uważnie je przesłuchuję. Zazwyczaj wybieram krótkie fragmenty, które wydają mi się najbardziej interesujące, i na ich bazie rozbudowuję utwór – wycinam, wklejam, ustanawiam tempo i tonację. Nagrywając „Martes” użyłem sampli z kompozycji Arvo Pärta, Góreckiego, Pendereckiego i innych współczesnych klasyków. Nadal pracuję w ten sposób, z tą różnicą, że teraz korzystam z oryginalnych sampli nagranych specjalnie dla mnie.

Napisałeś muzykę do kilku filmów, m.in. do „Nicotina” i „Las Vidas de Celia”. Jak różnił się ten rodzaj pracy od nagrywania regularnego albumu?

Bardzo się różnił, ponieważ muzyka musiała odpowiadać obrazowi. Była to taka wewnętrzna siła, która podpowiadała ci, czy to co robisz sprawdza się, czy nie. Kiedy nagrywasz regularny album, same dźwięki wystarczą, by wskazać ci odpowiednią drogę. Tworzenie muzyki filmowej to zupełnie inna historia. To interesujące, ponieważ sprawia, iż w pewnym sensie tworzysz muzykę inaczej, a zatem odkrywasz siebie na nowo.

Pozostając w temacie filmów – twoja muzyka bywa bardzo kinematografczna, przywodząc na myśl nie tylko kino nieme, ale również ambitne s-f pokroju „Solaris” czy „2001: Odyseja Kosmiczna”. Jesteś fanem kina?

Tak, te dwa filmy są wspaniałe. Jestem wielkim fanem Kubricka i Tarkowskiego. Staram się oglądać dużo filmów, ale kiedy tworzę, nie myślę o żadnym obrazie, tylko o dźwięku. Traktuję dźwięki tak, jakby kryła się za nimi jakaś historia, jakby były postaciami w filmie. Przywiązuję ogromną wagę do dźwięków, próbując nadać im nieco osobowości. Być może to sprawia, że moje brzmienie jest nieco filmowe.

Mówi się, że sztuka wyrasta z konfliktu, smutku i rozpaczy. Twoje dokonania są przepełnione emocjami i melancholią. Czy można powiedzieć, że odpędzasz demony w procesie tworzenia?

Muzyka jest dla mnie równoległym językiem. Być może jest ona zdolnością zrozumienia pewnego ukrytego przekazu. Na przykład, kiedy teraz rozmawiamy i ja mówię, a ty słuchasz, to nie słuchasz tylko tego, co mam do powiedzenia. Słuchasz także tonu mojego głosu, szybkości z jaką mówię i to również niesie ze sobą jakąś informację. Wiesz, tak zwany ładunek emocjonalny. Myślę, że na podobnej zasadzie muzyka może być takim specjalnym, wysoce rozwiniętym obszarem w komunikacji. Muzyka może wyrażać mnóstwo zjawisk i dopóki nie staniemy się idealni – a to nigdy nie nastąpi – będziemy potrzebowali tego typu języka do ekspresji uczuć i wszystkich tych niewerbalnych stanów, które niesłychanie trudno wyrazić. Muzyka sprawia także, że czujesz się mniej samotny w swoim odbiorze świata, ludzi. Muzykę można postrzegać na naprawdę wiele sposobów. Rodzimy się ze zdolnością rozumienia tego języka, każdy rozumie muzykę. To trochę tak jak z wyrazem twarzy – nawet niemowlęta wiedzą, kiedy ich matka się uśmiecha, a kiedy płacze. Rozumieją to w taki sam sposób, w jaki my rozumiemy muzykę, intuicyjnie. Może dałoby się to sprowadzić do czysto biologicznej perspektywy, do jakiejś części naszego mózgu, do DNA?

Czy stagnacja sceny elektronicznej to fakt czy tylko dziennikarski wymysł? W jakim kierunku zmierza elektronika?

Nie wiem. Czy muzyka elektroniczna to narzędzia jakich używamy czy coś innego? Najpierw trzeba by było zdefiniować elektronikę. Osobiście nie widzę żadnego szczególnego kierunku. Każdy artysta może zmienić kierunek w każdej chwili, zależnie od tego co stanie się za chwilę lub następnego dnia. To zawsze jest bardzo osobista kwestia. Nie znam odpowiedzi na to pytanie.

Przed premierą „Cosmos” zaapelowałeś o usunięcie EPki-demówki, która wpłynęła do sieci. Jaki masz pogląd na wymianę plików i net labele?

Moim zdaniem to wspaniałe zjawisko. Niewykluczone, że nie byłoby mnie tu dzisiaj, gdyby nie Internet. Nie mam nic przeciwko wymianie plików. Sam ściągam mnóstwo muzyki. Jeśli coś mi się podoba, w końcu to zakupię, ponieważ jakość plików mp3 mnie nie zadowala. To zabawne, jak stajemy się coraz bardziej zaawansowani technologicznie, natomiast w muzyce zadowalamy się gównianą jakością mp3. Kilka lat temu wyobrażałem sobie, że będziemy słuchać muzyki w systemie high definition, ale nie – słuchamy mp3, które są fatalnie skompresowane i ograniczają muzykę. Mam na myśli to, że nawet płyta CD ogranicza muzykę, zaś format mp3 to coś jeszcze gorszego. Daje ci jedynie pewien ogląd muzyki. Problem polega na tym, że młodsze pokolenie uważa mp3 za standard.

Należałoby edukować młodych ludzi, że istnieją inne, „wyższe” sposoby słuchania. W muzyce, zwłaszcza w muzyce elektronicznej, jest wiele motywów, które giną w procesie konwertowania utworu do pliku mp3. Chociażby Alva Noto, który używa bardzo wysokich częstotliwości – wszystkie one idą do diabła w momencie kompresji, w efekcie zubożając muzykę. Uważam, że to wytwórnie powinny dostosowywać się do Internetu, a nie na odwrót. Myślę, że tak się właśnie dzieje. Z mojego punktu widzenia jako artysty, wymiana plików jest w porządku. Mam zastrzeżenia tylko co do jakości.

Jakich meksykańskich artystów byś polecił?

Jednym moich ulubionych muzyków-naukowców jest Ariel Guzik, który wymyśla własne instrumenty, eksperymentuje z energią, wibracjami i alternatywnymi metodami przetwarzania dźwięków. Pracował nawet z odgłosami wielorybów i roślin! Jest świetny i bardzo go szanuję. Kto jeszcze? W Meksyku jest dużo utalentowanych artystów, więc może ograniczę się do labeli. Polecam netlabel Mandorla, specjalizujący się w przepięknym, korpuskularnym ambiencie. Polecam również wytwórnie z mojej rodzinnej Tijuany – Static Discos i Mil Records. Mamy wiele oficyn i wielu artystów, którzy śmiało mogą konkurować ze światową sceną elektroniczną. Globalne myślenie to kolejna pozytywna rzecz, jaką przyniósł Internet. Niestety, większość z tych artystów nie jest zbyt znana poza Meksykiem. Szczerze mówiąc, w samym Meksyku również nie. (śmiech)

Co kryje się za pomysłem, by pierwsze litery tytułów twoich płyt układały się w twój pseudonim?

To była taka niemądra zabawa. Kiedy nagrałem trzy pierwsze utwory na „Martes”, zauważyłem że wszystkie zaczynają się na literę „M”, co było przypadkiem. Pomyślałem, że będę kontynuował tą tendencję i nazwę wszystko na „M”, potem na „U”, „R” i „C”, by utworzyć nazwę „Murcof”. Co będzie potem, nie wiem. Prawdopodobnie wymyślę jakieś inne wytłumaczenie. (śmiech)

A zatem nie wycofasz sie po szóstej płycie?

Nie. Chyba, że stanę się doskonały. (śmiech) Nadal będę nagrywał, po prostu zrobię coś innego.

Podobno myślisz już o kolejnej płycie.

Tak, jest już kilka opcji, które mógłbym wykorzystać przy nagrywaniu nowej płyty. Jest pomysł, który wyszedł od Brytyjskiej Sieci Muzyki Współczesnej (British Contemporary Music Network), by stworzyć elektroniczno-klasyczny projekt audiowizualny. Nie wykluczam, że rozwinie się z tego coś większego.

Dziękuję za rozmowę i życzę wszystkiego dobrego, w tym oczywiście satysfakcjonującej trasy po Polsce.

Dziękuję również, trzymaj się.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
5 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
nieżyt
nieżyt
16 lat temu

Bardzo interesujący materiał, choć uśmiałem się z was trochę. NIe dość, ż podobni…wizualnie, że tak powiem, to jeszcze podobne zajawki. Trochę jakbyś rozmawiał z lustrem?

bolek
bolek
16 lat temu

do pobrania set murcofa jak ktos niee dal rady na koncerty – http://www.4shared.com/file/26563011/d32b7a18/murcof_-_breezeblock_-_21-09-07.html 45 mb

paide
paide
16 lat temu

Właśnie zapoznaję się z net labelem Mandorla rekomendowanym przez Fernando. I jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Dużo muzyki elektroakustycznej. Warto posłuchać.

Laszlo
Laszlo
16 lat temu

Doskonały wywiad. wycisnąłeś go jak cytrynę! wyśpiewał wszystko 🙂 Z tego wywiadu dowiedzialęm sie bardzo wielu ciekawych rzeczy z jego życiorysu. Good job!

szmata
szmata
16 lat temu

naprawde dobry i ciekawy text! gratulacje.

Polecamy