Wpisz i kliknij enter

Spear – Dark Waters Of Light


W ubiegłej dekadzie trip-hop był jednym z najciekawszych i zarazem najkrócej panujących trendów. Na polski grunt próbowały przeszczepić go m.in. Pati Yang i Kasia Nosowska, odnosząc sukces wyłącznie prestiżowy. Brak masowego zainteresowania wyspiarską estetyką nie powinien dziwić, ponieważ wówczas królowały u nas wokalistki naśladujące taneczny soul, słowiańsko-bałkański pseudofolk, a nawet gitarową frustrację brodatych drwali z Seattle. Wąsów wprawdzie nie miały, ale i tak biły rekordy popularności. Po przeciwnej stronie, na zupełnych obrzeżach mainstreamu, egzystowali artyści znani wąskiemu gronu wtajemniczonych. Na przykład Spear.
Za anglojęzyczną nazwą stał Maciej Ożóg – muzyk, artysta multimedialny, teoretyk mediów, założyciel labelu Ignis Projekt, niegdyś członek Noise Dance Esthetics i What4, obecnie połowa duetu Ben Zeen. Łodzianin utworzył Spear na początku lat 90. i pod tym kryptonimem wydał w sumie cztery płyty. Jedną z nich, „Dark Waters Of Light”, anonsowano właśnie jako rodzimą odmianę trip-hopu. Początkowo wydano ją na kasecie w 1997 roku. Rok później pojawiła się wersja CD, niemal równolegle z osławioną „Mezzanine” Massive Attack. Okazało się, że istnieli w Polsce podziemni twórcy, pomysłowością dorównujący pionierom z Zachodu. Jednak dla Ożoga stolica trip-hopu była tylko jednym z wielu przystanków, wśród których znalazły się inne zakątki poszukującej Anglii (Coil, Adrian Sherwood), Islandia (Gus Gus), księstwo anglo-niderlandzkie (Legendary Pink Dots) oraz zainfekowany dubem Berlin (Pole). Wszystkie te skojarzenia są oczywiście umowne i odwołują się wspólnego mianownika, jakim jest zawiesista atmosfera eksperymentu. Zagęszczone mrokiem kompozycje oscylują wokół psychoaktywnej obrzędowości illbientu – „chorej”, zatopionej w purpurowej mgle odmiany Bristol soundu. Na tle hipnotycznej pulsacji snują się melodeklamacje, szepty, zjawy i zaklęcia, które sprawiają, że człowiek pogrąża się w mistyczno-narkotycznym rytuale niczym bohaterowie książek Castanedy.
Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że „Dark Waters of Light” należy do krajowego kanonu nowych brzmień; stanowi niejednoznaczne dzieło oferujące muzykę tak wyrafinowaną, że pomimo swej zniewalającej aury nie jest to już leniwa rozrywka spod znaku „upalonych rytmów”, lecz artystyczny zapis pewnych stanów umysłu. Może ktoś w końcu pokusi się o reedycję tego historycznego materiału?
1997







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
corteza
corteza
11 lat temu

Próbujemy…………..

stachman
stachman
15 lat temu

Oj zaintrygowal mnie Pan, Panie K3… Poszperam chyba nieco za ta formacja…

japan monster
japan monster
15 lat temu

ohoho nie spodziewałem sie recki tego zespołu. polecam 2 LP prawdziwy ambient nie robiony na kompach. ezoteryka w czystej postaci!

asect_dsect
asect_dsect
15 lat temu

Może ktoś w końcu pokusi się o reedycję tego historycznego materiału? – myślałem, że to jest właśnie recenzja reedycji (??)

Polecamy