Od premiery „Every Day” minęło już pięć lat i dopiero teraz Jason Swinscoe przedstawił kolejny „właściwy” (nie licząc „Man With A Movie Camera”) album TCO. Na tę okoliczność grupa przebudowała odrobinę swój skład – do trzonu formacji, jaki stanowią Swinscoe, Phil France i Tom Chant dołączył bowiem gitarzysta z Manchesteru Stuart McCallum oraz pianista Nick Ramm, który współpracował wcześniej m.in. z Matthew Herbertem. Do nagrywania albumu zaproszeni zostali również (jak w przypadku „Every Day”) wokaliści. Naturalnie, wybór padł znowu na Fontellę Bass, a oprócz niej swoje głosy zaprezentowali również Patrick Watson i Lou Rhodes.
Mimo tych wszystkich zabiegów „Ma Fleur” to najgorsza płyta w calej dyskografi angielskiej grupy. Słychać tu wyraźnie, jak bardzo okrojone zostalo brzmienie Orkiestry. Większość tego materiału jest po prostu niemrawa i nudna. Numery w stylu „Music Box” czy „Into You” brzmią identycznie i nie wywołują żadnego entuzjazmu. Dla „Ma Fleur” bardzo charakterystyczne jest również to, że Swinscoe zrezygnował z pisania kompozycji tak monumentalnych jak „Night Of The Iguana” czy „All Things To All Men”, w zamian proponując garść średnich piosenek, które fanów jego wcześniejszych albumów zadowolić po prostu nie mogą. Chwilami można odnieść wrażenie, że na płycie gra jedynie Stuart McCallum. Brzmienie jego gitary, swoją drogą bardzo interesujące, jest nadużywane, przez co nie wywołuje takiego efektu, jaki wyłonić mógłby się w troszeczkę innych aranżacjach. Jedynym wyjątkiem jest singlowy „Breathe” – najlepszy utwór na całym albumie – w którym Fontella Bass zmęczonym głosem śpiewa właśnie przy akompaniamencie gitary. Porównanie z tym genialnym – trzeba przyznać – utworem wytrzymuje jeszcze bardzo ciekawa kompozycja tytułowa, gdzie wreszcie mamy okazję posłuchać dłuższych partii saksofonu. Ciekawe jest również „Familiar Ground” – rasowy soul, w którym wokalizy wykonuje wdowa po Lesterze Bowie. Natomiast o reszcie lepiej zapomnieć. Ani przypominający brzmieniem Coldplay „To Build A Home”, ani pozornie dynamiczny „As The Stars Fall” nie potrafią zainteresować, o zachwycie nawet nie wspominając.
Osobiście bardzo czekałem na ten album i miałem nadzieję (mimo kiepskich recenzji z ostatnich koncertów TCO), że będzie to świetne nagranie. Tymczasem do zaprezentowanego przez Orkiestrę brzmienia trudno mi się przyzwyczaić. Po Jasonie Swinscoe naprawdę można było spodziewać się czegoś więcej, wszak marka zespołu zobowiązuje. Bez wątpienia „Ma Fleur” jest jednym z większych rozczarowań tego roku.
2007
szczerze to everyday mnie zachęciło do poznania głębiej TCO, pozniej zdobyłem ma fleur i sie nie zawidołem. Tu już zostaje kwestia gusta człowieka
A mnie się podoba. To takie modne jechać po albumie, gdy wszyscy to robią. Podobnie jest z Interpolem – wszyscy jadą po ich ostatnim wyczynie i porównują do Joy Division (choć nic ich nie łączy, ani styl, ani muzyka) i upajają się w swojej wszechmądrości. Tymczasem Ma Fleur ma w sobie to coś…
na początku zawiodłem się na tej płycie, oczekując nowego Motion . dopiero dziś, po którymś przesłuchaniu, dotarło do mnie, że jest to zupełnie inna muzyka, ale naprawdę niezła. bardzo łatwo jest zjechać niemal każdą nową płytę dowolnego wykonawcy, który czymś kiedyś zachwycił, jakoby to, co nowe nie dorasta do tamtego poziomu. znacznie trudniej wyrwać się z tego ograniczenia i ocenić faktycznie muzykę, a nie swoje oczekiwania.
a mnie się wydaje, że płyta jest bardzo piękna. piszę to, nie jako miłośnik TCO (nie jestem nim, cenię, ale bez wielkich uniesień), ale – entuzjasta cudnych melodii i takichże głosów.
wydają się zresztą częstym błędem odbiorców jakiekolwiek oczekiwania… to z reguły przynosi zawód. czy nie lepiej zarzucić oczekiwań powtórzeń czy też nawiązań do tego, do czego zdążyliśmy już przywyknąć??? to chyba rzecz rozwoju, a w każdym razie – zmian…
chciałem napisać: teraz nowi popowi ludzie beda sie moze snobowac na ma fleur , bo chyba taki zamiar byl – rozszerzyc grono sluchaczy, tylko po co? ech gdyby tak TCO rownali do everyday lub nadal skladali piekne muzyczne holdy bialostoczaninowi z pochodzenia Dzidze Viertowowi w The man with the movie camera… . Czekam jednak na kolejna plyte, mam nadzieje ze nie za kolejne 5 lat. Jedna nie najlepsza plyta zimy nie czyni . ale choc nie jest to genialny album w calosci, są elementy piękne.
Właśnie, Kmiotek nie kompromituj się.
Jeśli uważasz, że Every Day to słaba płyta to życzę powodzenia.
Hmm kmiotek, a na czym polegała ta niby wpadka z Every Day, bo mam wrażenie że mowimy o jakiś różnych płytach. Tak sie akurat składa że Every Day była najbardziej jazzową płytą zespołu.
Heh, ja chyba zwariowałem. To Everyday jest teraz powszechnie uważana za arcydzieło? Pamiętam, że wszyscy znajomi byli zniesmaczeni gdy została wydana. To nie było zwykłe zniesmaczenie po jakiejś tam małej wpadce, to byłą jedna z tych płyt, po których już nie czeka się na koncerty i nowe nagrania. To był koniec Cinematic Orchestra. Jakie muzyczne wyżyny? Czy ktoś tu słyszał kiedyś jakąś inną płytę jazzową?
Berta rozumiem że Twoje słowa były skierowane bezpośrednio do członków TCO 😉
Berta napisz więc dlaczego tej płycie mamy dać szansę. Bo ja cierpiąc przesłuchałem i nie znalazłem nic co………… 🙁 nic wielkie nic. Chłopaki chcą trafić do komercyjnych stacji radiowych???
beznadziejni jesteście wszyscy!
mi chodził japan o to jak vesper pięknie układa ustaczka wypowiadając słaowa krytyki niestety w tym przypadku uzasadnionej. Niedobrze jest dla zespołu wydać na początek wypasioną płytę bo potem zaczynają zjadać swój ogon.
A tak przy okazji ciekaawe kiedy pojawi się recenzja nowej lp Groove Armady, bo to za prawdy zacna płytka.
Fazi, dlaczego przepraszasz za porównanie?? Choć ja słucham tylko i wyłącznie elektroniki to muszę przyznać, iż jeszcze parę lat temu słuchałem Metalliki regularnie. Nie uważam więc za coś uwłaczającego jeśli ktoś podaje przykład tego na pewno zasłużonego zespołu. I ty też tak nie uważaj. Zresztą od czasu do czasu nadal ich słucham. Należy im się szacunek chociażby za to, że wykonują bądź co bądź muzykę alternatywną wobec tego zasranego komercyjnego bezguścia.
PS. Co do meritum, to faktycznie porównanie TCO i metalliki jest zasadne z tego punktu widzenia.
Przepraszam za porównanie, ale podobna sytuacja była z zespołem Metallica – ich czarny album analogicznie jak Everyday był arcydziełem, czymś całkowicie porażającycm i zwalającym z nóg. A potem… no cóż… wydaje mi się że to jest problem wszystkich zespołów które osiągną absolutne wyżyny muzycznego mistrzostwa a potem może być już tylko gorzej. Mam jednak nadzieję że TCO odbije się jeszcze od muzycznego dna…
Germinal usta to jest mały pikuś, natomiast Jej piękne czarne oczy
Śnią się czarne oczy
Ich nie przeoczysz
Wiem że nie
Jej piękne czarne oczy
Widzę czarne oczy
To za mną kroczy
Ze mną jest
to cudowna lagodna plyta ktora w polaczeniu z majowym wieczornym deszczem sprawia ze pokochalem nude Nie jestem rozczarowany Bylem przygotowany na te plyte
-pleas dont braek the glass
God bless you
Ja wręcz się dziwię że taka płyta została wydana przez Ninja Tune. Ale takie są koszty niezalezności artystycznej-takie tam mają ponoć zasady i czasami to się nie sprawdza,mam nadzieję że to tylko wypadek przy pracy i wszystko wróci do normy.FSOL też miał wpadkę z ostatnią płytą- czasami płyty powalaja a czasami…….echh. Nie wiem czy się ze mną zgodzicie ale to najgorsza płyta jaką usłyszałem z tej wytwórni 🙁
Nigdy się z tobą vesper nie zgadzam. Ale w tym wypadku spijam każde słowo z twoich niewątpliwie pieknych ust. 😉
->japan monster, cudnie to ujales! wariacki kraj. slowa nie mozna zrozumiec 😉
To nie jest muzyka dlugodystansowa. Rozczarowanie czytelne w recenzji i prawie wszedzie indziej podzielalam jeszcze dzis rano. ale…
Jedynym staroCinematicowym kawalkiem jest tu As the Stars Fall i mnie akurat porwal – zwyczajowo ;). Reszta jest trudna, brakuje jazzu, perkusji… jest spokojnie, za spokojnie, taka muzyka potrzebuje wypelnienia i mysle, ze np. w kinie w polaczeniu z obrazem, czesc z nas bylaby oczarowana poszczegolnymi numerami. Niektore utwory zyskaly, gdy stopilam sie z nimi, wyobrazajac sobie obraz, sceny filmowe. Przepis: wygodny fotel, sluchawki i co tam kto lubi jeszcze 🙂 W moim wypadku to Into You , Child Song , Time and Space i As the Stars Fall .
fanów Urszuli zapraszamy na inne forum 😉
Obudzimy się wtuleni w południe lata
Na końcu świata, na wielkiej łące
Ciepłej i drżącej
Wszystko będzie takie nowe i takie pierwsze
Krew taka gęsta, tobie tak wdzięczna
Z tobą bezpieczna nad nami
Dmuchawce, latawce, wiatr
Daleko z betonu świat
Jak porażeni, bosko zmęczeni posłuchaj
Muzyka na smykach gra
Do ciebie po niebie szłam
Tobą oddycham, płonę i znikam chodź ze mną
kiedy przypomne sobie motion i te ciarki ktore przechodzily mi po grzbiecie przy naglym wejsciu sekcji detej w night of the iguana , badz everyday i i szorstki, fatalistycznie nastrajajacy wokal Rootsa Manuvy z All Things i porownam to z calym krazkiem Ma Fleur , ogarnia mnie smutek i melancholia… Nowa plyta TCO to zawodzace, utrzymane w tendencji na jedno kopyto , smetne pitu-pitu… Brak zmiany nastroju w pojedynczych utworach, solowych sekwencji (gdzie jest Luc Flowers?) i przerost zewnych recitali na pianinko. Krotko mowiac – R.I.P. Cinematic…
patrick wilson czy jak go zwą w koncertowym wydaniu spoko, ale rozczarowaniem jest dla mnie fakt, że nie był on jedynie koncertowym wybrykiem, maskotką tylko stał się elementem albumu
Niestety po koncercie w stołecznym klubie Palladium obawialem sie najgorszego i spełnił sie czarny scenariusz – odejscie od jazzowego grania w stronę postrocka oraz zrezygnowanie z sekcji dętej na rzecz gitar nie podoba mi sie wcale. Nie mowiąc już o poszerzeniu składu o tego wyjącego pseudowokalistę. Tragedia. Poprzednie płyty wydają się być o wiele lepsze niż ta najnowasza, kierunek w którym zmierza Cinematic to po prostu pójście na łatwiznę, kopiowanie stylu i schematów innych zespołów a nie odkrywanie nowej, świeżej formy muzycznego przekazu, której można było się spodziewać patrząc na dotychczasowa karierę CO. Zamiast kroku do przodu w rozwoju artystycznym zespołu mamy dwa kroki do tyłu. Zawiodlem sie na Panu, Panie Swinscoe.
zmiany, zmiany, zmiany 😉
A ja polubiłem Ma Fleur od pierwszego odsłuchu. Jest inna niż poprzednie płyty i bardzo dobrze. Zgodzę się z przedmówcą, że zespoły takiej klasy nie mogą stać w miejscu i muszą poszukiwać nowych dróg rozwoju. Cóż, niestety często wizja zespołu zupełnie nie pokrywa się z oczekiwaniami fanów. Tak jest zapewne w tym przypadku. Warto dać szansę tej płycie, odkryć jej głębię. Pięknie się tego słucha w deszczowy dzień.
Sporo narzekań na tę płytę widzę. Niepotrzebnie, choć po pierwszym odsłuchu przyznam szczerze, że sam do grona malkontentów bym przynależał. Jednakże Ma Fleur zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem. To krążek z gatunku tych, co to je musisz zedrzeć by zrozumieć. Trzeba zdać sobie sprawę, że zespoły wielkiego kalibru muszą ewoluować, poszukiwać. Nagranie po raz kolejny Everyday byłoby samobójstwem. TCO musieli zrobić krok naprzód i zrobili go w dobrą stronę. Przekazują nam za pośrednictwem Ma Fleur, że teraz w ich odczuciu muzyka ma dążyć do minimalizmu. Wydaje mi si, że znudziło ich wielowarstwe składanie piosenek. Dążą do prostoty, a ta jest boginią życia. Album na 4+
kolejna bardzo rozczarowująca płyta ninjy. na g-punkcie jeszcze więcej narzekań
sądząc po koncertowych wyczynach cinematic nic dobrego na tej płycie nie usłyszymy. to dopiero rozczarowanie!
Na 80bpm.net przeczytałem recenzje o 160* inna, wiec nie zostaje mi nic innego tylko jak sprawdzenie tej płyty na sobie samym .
No niestety zawiodłem się.
I jakkolwiek złe były opinie o koncertach (byłem w Poznaniu i bardzo mi się podobał) spodziewałem się czegoś bardziej wyrazistego. Ma fleur można potraktować jak jeden utwór – ta sama melodia, harmonia akompaniament, leje się z głośnika i…koniec. Nie pozostawia wiele po sobie. Niestety.
Płyta jest straszna. Poza jednym utworem. Nie da się jej pożreć na raz. Nuda Nuda Nuda. Tak czekałem na premierę – tym większe jest moje rozczarowanie
co ciekawe – Familiar ground jest jeszcze zrzutem z Everyday ..
To smutne ale ta płyta jest naprawdę fatalna w porówaniu z poprzednimi dokonaniami TCO.Jak dla mnie największe rozczarowanie roku…