Wpisz i kliknij enter

The Globetrotters – Łódź, Jazzga, 11.05.06

Wzruszające wokalizy, gra na okarynie, słodkie brzmienia ludzkie i instrumentralne, smaczne kombinacje podziałów rytmicznych, Dalaj lama – Nippy Noya za perkusjonaliami bezbłędnie, płynnie lub nagle zmieniający tempo. Słowem: koncert godny wnętrza Jazzgi, i na odwrót. „Both Sides”, czyli 4 strony świata

   Wzruszające wokalizy, gra na okarynie, słodkie brzmienia ludzkie i instrumentralne, smaczne kombinacje podziałów rytmicznych, Dalaj lama – Nippy Noya za perkusjonaliami bezbłędnie, płynnie lub nagle zmieniający tempo. Słowem: koncert godny wnętrza Jazzgi, i na odwrót.

   Grał palcami sprawnie niesłychanie precyzyjny rytmicznie p. Noya. Bongosy, dwa Kongo, chimesy i grzechotki wystarczyły, aby generować komplet potrzebnych sekcji rytmicznej dźwięków – od basów po wysokie slapy i metalowe kliki, ciepłe dudnienie i suche szelesty. Zachwycająco brzmiały metalowe i dreweniane pudełka – krótkim kliknięciem w środkowym paśmie.























   Sympatię, energię i synergię (klaskanie, przytupy) publiczności wzbudziły liczne partie unisono wokalu i klarnetu. Z entuzjazmem przyjęto ich solo, a w nich – płynne łączenie pochodów triolowych i szesnastkowych. Zróżnicowanie dynamiki gry na instrumentach wprawiło w zadziwienie. Widziałem na widowni twarze pokrzywione z wrażenia, grymasy jakby bólu i niedowierzania – że tak można grać. Delikatne muskanie padów pałką w sposób przemyślany przeplatane waleniem bez pardonu (na odlew) wzmocniło dramaturgię utworów.

   Lost voice zagrali „Włóczędzy” po przerwie na zagajenie. Zespół swoje zgranie manifestował jednoczesnymi akcentami wibrafonu, ludzkiego głosu i klarnetu: na „i” po 4 oraz „1”. Bez wątpienia, punktem kulminacyjnym występu było dziesięcio sekundowe wykonanie „Bardzo ładnie grasz na blaszkach”. Muzyczny pazur nadłamał się Globtrottersom płaczliwie melancholijnym wykonaniem „river bring me where it will let me get asleep”.























Kontrowersyjne brzmienia klawiszowej „elektrowni atomowej” (za śpiewakiem), które Tom Waits nazywa „some nice shopping music”, przekroczyły granicę easy-listeningu klasyfikując się w ET i EiFUW, czyli easily-tiring oraz easily-Im-f*cked-up-with. Szczęśliwie, nie popsuło to atmosfery całego wieczoru.

   Synchroniczne ukłony na koniec-niekoniec koncertu i telepatyczne kroczki (za słowami śpiewaka) to element choreograficzny, którego zabrakło sali kongresowej (10.2004). Z pewnością przyćmiłby występ R. Bony. Eklektyczne brzmienie kwartetu: discotekowe, jaskrawe, elektroniczne vibro-wanie, egzotyczne, akustyczne bębny i wokalizy na azjatyckich skalach, w 2-gim secie jazzowe harmonie instrumentów dętych i pado-blatu. Ciekawe połączenie komercyjnego zacięcia z delikatnością harmonii mantr. Tak prezentuje sie materiał płyty „BOth Sides”, czyli jak zauważył „wolno tłumacząco” krajowych dziennikarz muzyczny: „4 Strony Świata”.























   Dziennikarza podejrzewam o pokrewieństwo z moim kolegą, który rozpoznając melodię na jednej z ostatnich lekcji muzyki w szkołach podstawowych Trzeciej RP zakrzyknął: 7 pór roku Vivaldiego!” Przeżyłem ich przynajmniej tyle dziś wieczór w Jazzge. Thats it. Bye, bye. Good night.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
x
x
17 lat temu

w poznaniu tez jest Jazzga? 🙂

Polecamy