Wpisz i kliknij enter

The Liars w Poznaniu – 25.04.2006, Piwnica 21

Gdybym był tak z 3-4 lata młodszy, to na wieść, że Liars przyjeżdżają do mojego miasta pewnie, mówiąc kolokwialnie [i w przenośni], posikałbym się z radości. I mimo, że udało mi się powstrzymać niepożądane reakcje, to i tak emocje towarzyszące zbliżaniu się daty koncertu były duże.     Gdybym był tak z 3-4 lata młodszy, to na wieść, że Liars przyjeżdżają do mojego miasta pewnie, mówiąc kolokwialnie [i w przenośni], posikałbym się z radości. I mimo, że udało mi się powstrzymać niepożądane reakcje, to i tak emocje towarzyszące zbliżaniu się daty koncertu były duże.

    Z powodu jakiś problemów technicznych [przynajmniej tak słyszałem] nie wystąpił zapowiadany jako support The Car is on Fire. Z tego względu Amerykanie zaczęli koncert dość wcześnie, co spowodowało, że moje ramowe obliczenia – o której przyjść, żeby zbyt długo na Liars nie czekać, wzięły w łeb. Na szczęście przyszedłem na tyle wcześnie, że ominął mnie tylko jeden numer i zderzyłem się czołowo ze ścianą dźwięku, jaką zespół wybudował. Poziom głośności na pewno przekraczał wszelkie normy, ale co tam dla takich dźwięków można nawet ogłuchnąć.

    Przy użyciu dwóch gitar, dwóch zestawów perkusyjnych (jednego pełnowymiarowego, drugiego pomniejszonego) i elektroniki wspomagającej brzmienie instrumentów, no i rzecz jasna wokalu, zespół niepokojący, mroczny, momentami groteskowy, kipiący energią i porywający show. Ważnym składnikiem były elementy parateatralne, w tej materii realizował się frontman zespołu, który sporadycznie pogrywał na gitarze, za to wziął na siebie ciężar skupienia uwagi publiki.























Gestykulował, tańczył, podrygiwał, krzyczał, rzucał się po scenie w opadających spodniach, które mocował czarną taśmą klejącą, która potem stała się też elementem jego akrobacji. Zresztą już sama jego mimika była bardzo absorbująca – momentalnie przechodził od złości do radości, potem zaraz do żalu, czynił to wiarygodnie i sugestywnie, dzięki czemu mógł żonglować czy też zestawiać różne nastroje, klimaty.

    Na takim zestawieniu opierało się też kilka utworów, zwłaszcza tych z nowej płyty (które stanowiły większość występu), gdzie wysokiemu, śpiewająco-zawodzącemu głosowi, towarzyszył gitarowy noise o posmaku apokaliptycznym. To szokujące zestawienie dawało nową jakość, dramatyzm podszyty gniewem. Z dorobku zespołu wciąż najbardziej lubię drugą płytę, która zniewala mnie klimatem (jakby ścieżka dźwiękowa czarnej mszy, w każdym razie – jakieś niewesołe misterium). Taki posmak miał cały koncert, Liars udowodnili, że nie przynależą do nurtu dance-punka [nawet jako mroczna jego odmiana] tylko tworzą coś odrębnego.

    Najlepiej to udowodnił zagrany na pierwszy bis Broken Witch – perkusista wykonał tam nadludzką pracę i jestem pełen podziwu dla jego umiejętności, jak i kondycji.























Gdyby w tej kompozycji partie perkusji urozmaicić o jakieś przeszkadzajki, to wyszedłby z tego ruszający numer właśnie w stylu dance-punkowym, ale Amerykanie świadomie chyba z tego zrezygnowali, by stworzyć kompozycję powalającą, wstrząsająca. To był najmocniejszy moment koncertu – zwłaszcza w połączeniu z poprzedzającym go Lets not wrestle, Mr. Heart Attack, który już sam w sobie był wyższą szkołą jazdy w trybie hard/trans/noise/koniec-świata.

    Po takich atrakcjach trudno powrócić do rzeczywistości pozakoncertowej, tak więc trudno się dziwić publiczności, że bardzo się namęczyła by wywołać muzyków na drugi bis. Po artystach widać było, że podczas występu dali z siebie wszystko i zafundowali publice tylko krótki kawałek, skomponowany ponoć przed 15 laty. Ludzie zgromadzeni pod sceną z pewnością doceniali zaangażowanie muzyków, choć chyba mieli by apetyt na więcej. Ale ponoć lepiej pozostawić lekki niedosyt…przynajmniej będzie można wyczekiwać następnego razu.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
dzek
dzek
16 lat temu

Ja chociaz mam 28 lat mimo to malo sie nie zmoczylem kiedy dowiedzialem sie o koncercie Liarsów w The Forum w Londynie i czem-prendzej nakupilem bilet.
Koncert przypominal ten spisany przez P.Tkacza i równiez pozostawil niedosyt -> chcialoby sie wiecej, rzecz jasna…

arab
arab
18 lat temu

ciekawe bo plyta drums not dead jest dosc nudnai i raczej zabiera energie niz daje, generalnie flaki z olejem, wiec na koncercie glosnosc to moglbyc chyba ich jedyny atut, a moze dnd to jakis wypadek w karierze

johny
johny
18 lat temu

panowie od strony rytmicznej wypadli bardzo dobrze, ale szczątkowa ilość melodii, słabe rozkładanie napięcia i dramaturgii, małe zróżnicowanie w dynamice (jednostajny huk przez większość koncertu) i jednowymiarowość spowodowało że długo nie będę pamiętać o tym koncercie. a szkoda, bo potencjał płytowy mają sporo większy

Polecamy