O Mikeu Paradinasie napisano chyba już wszystko. Założyciel wytwórni Planet Mu, znany między innymi jako Jake Slazenger, Kid Spatula, Tusken Raiders, Gary Moscheles, Diesel M i najbardziej rozpoznawalny µ-Ziq… Pod każdym z tych aliasów na przestrzeni dwóch dekad z zapałem eksplorował rozmaite rejony, będąc współtwórcą świeżych prądów w elektronice. Dziś jego nazwisko jest wymieniane jednym tchem obok najbardziej zasłużonych twórców – to wszystko to nie tyle „true”, co truizm. Jak jednak radzi sobie pionier w czasach postmodernizmu?
U-ziq – „Duntisbourne Abbots”
Ubiegłoroczny „Duntisbourne Abbots Soulmate Devastation Technique” zapewne podzieli (podzielił?) słuchaczy zadających sobie podobne pytanie. Jedni stwierdzą, że płyta potwierdza wysoką formę artysty i jego erudycję, zaś inni oznajmią, że to zaledwie odgrzewanie nieświeżej potrawy. Tymczasem prawda leży bliżej pierwszej opcji. Potrawę ugotował bowiem nie tylko wyborny kucharz, ale jest to także bardzo gorące i obfite danie. „Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem”, mówił pewien pan w pewnym kultowym filmie i Paradinas mógłby się pod tym podpisać, być może dlatego że nie musi już niczego udowadniać. Zamiast silić się na wiecznego odkrywcę, wciela się w przewodnika podróży po linii czasu, od przeszłości do teraźniejszości, a kto wie, może również i w przyszłość. Są chwile, gdy wszystkie trzy wymiary czasowe nakładają się na siebie. µ-Ziq to czujny obserwator, swoisty sejsmograf stylów, w które potrafi tchnąć ducha współczesności – to po prostu jego wersja nie znających granic nowych i nieco starszych brzmień. Muzykę, najczęściej mroczną i niepokojącą, cechuje olśniewające bogactwo, wręcz barokowe w swym przepychu. Wszystkie elementy tej wielobarwnej mozaiki są tak misternie wyrzeźbione, że nie pozwalają o sobie zapomnieć. Na każdym poziomie percepcji doświadczenie muzyki jest, zgodnie z tytułem, miażdżące.
U-ziq – „Strawberry Fields Hotel”
„Duntisbourne Abbots Soulmate Devastation Technique” brzmi nowocześnie i porywająco, zdradzając zarazem solidne zakorzenienie w tradycji. Paradinas łaczy stylistyczną różnorodność z popisem mistrzowskich zdolności producenckich, udowadniając tym samym, że nadal trzyma rękę na pulsie. Jedyny słaby punkt stanowi okładka, ale przecież nie po niej ocenia się jeden z najlepszych albumów 2007 roku.
2007
haha, rzeczywiście krótkowzroczny, kaczmarek – dobre. 😀
jestem nieco zdziwiony tak pochlebna recenzja tego albumu. w prawdzie wyłowiłem kilka perełek, ktore mile przywołuja dzwieki z minionej dekady, ale całościowo album pachnie dłużyzna, melodie mimo ze ładne to zbyt podobne do siebie. mam nadzieje ze Paradinas nastepnym razem zaskoczy ale pozytywnie. pozdrawiam
muzyka zostala skomentowana, nie ma co sie rozpisywac, jest jaka jest, ani na plus ani minus, nijaka, zato recenzja jak i two i ingi wpis to juz czepanie sie mojego zdania, bo odmiennego od waszych zapewne.Nie rpzejmuje sie tym, w dalszym ciagu uwazam sposob kwiecistego wodolejstwa pana Kaczmarka za nie potrzebny i zbijajacy cala recenzje
na dodatek krótkowzroczny, zamiast komentuj płytę widzi komentuj tekst/autora. :]
kolejny lamentujący komentator…
muzyka muzyka, ale sposob recenzji z tej jej kwiecistosci robi pape nie do przejscia, panie kolego , lipa :/