Misja bronienia matki ojczyzny to trudna misja, szczególnie, jeśli materiału w słuchawkach, a w sercu miłości do krajan, brakuje. Kolejne kilka projektów miejscami cierpi w zestawieniu z niemal profesjonalnymi twórcami z pierwszej odsłony artykułu, ale i tej piątki warto posłuchać, a być może także śledzić jej rozwój. ODA – 1974 / Monkey Monks
www.myspace.com/odinii
Ten projekt unaocznia dlaczego poprzednia część artykułu była taka oczywista. Brakowało w niej (może poza Brendą Lee) właśnie czegoś takiego: całej nocy przesiedzianej nad ustawianiem patternów w programach typu CoolEdit pościąganych przez torrenty. Pomimo że moda na takie granie trochę już minęła odczuwam ciągłą sympatię zapoczątkowaną gdzieś pomiędzy „Endtroducing” a Madvillainem.
Przemawia do mnie atmosfera domowego laboratorium, w którym leitmotiv zagrany na żywym instrumencie obrastają powoli syntetyczne dodatki, a wszystko utrzymane w oldskulowej manierze podszytej nowoczesnym turn-tabilismem, winylami i młodzieńczą anarchią po szkole muzycznej w treści: potrafię coś Bacha, ale hip hop non stop. Do tego te fotki z „Muzyki elektronicznej” Kotońskiego. Budzi nostalgię.
Green Sky – Lonely Soul
www.myspace.com/greenskybandmusic
W tym przypadku również kryterium nie jest jakaś wybitna jakość, ale czysta sympatia dla domowego grania. Mroczny ambient służy za tło dla nie mniej przytłaczającego bitu i drapieżnego basu, ale dopiero po powolnym zaniknięciu błazeńsko podskakującego intra.
Gdyby ktoś się zawziął mógłby po prostu wypisać w słupku jakie to już ograne motywy przetworzyli koledzy z Green Sky, ale tak naprawdę, żeby nie zepsuć sobie odbioru (o realnej przyjemności byłaby mowa gdyby wszystko skrócić do sumy 3:20), warto wspomnieć tylko o eterycznym wokalu (pełniącym raczej rolę dodatkowego „instrumentu” niż nośnika konkretnej treści), po polskiemu nawiązującym do tradycji 4AD (Yorke + Gregorians) i niewinnej rewizji dokonanej na osiągnięciach zasłużonych projektów typu Księżyc lub Rongwrong.
Kyst – Tar EP
www.myspace.com/kystband
Nikomu jeszcze nie wyszło bycie polskim Low. Nie tylko brakuje tu osłuchania w slowkorze (nie mówiąc już o jakimś głębiej posuniętym proto-), ale przede wszystkim naturalnych inspiracji i wyczucia groteski. Kto pamięta odrealniony humor pojawiający się miejscami na „I Could Live In Hope” („Sea”, „Sunshine”) albo „Things We Lost In Fire” („Sunflower”) zatęskni za nim słuchając smutków w rodzaju Kystowych „Coast” lub „Cover Up”, bo obecne w tych kawałkach jest głównie ponuractwo odfiltrowane z 4AD i podłączone do nudzącego już powoli folku.
Ludzie, którzy nagrali EPkę chyba zrobili to w Norwegii, ale nie czuć nieskazitelnej przestrzenności Skandynawii (niezrozumiale ciasny i chaotyczny utwór tytułowy dodatkowo zawęża horyzonty wydawnictwa). Chwilę oddechu proponuje tylko Cover Up dzięki łagodnej, rozwodnionej psychodelii, którą to powinien Kyst obstawić w swoich kolejnych posunięciach. Być może warto jednak obserwować.
No One Wished to Settle Here – np. For Joint Educational Successes
www.myspace.com/nowtsh
Przeglądałem kiedyś bogato ilustrowaną książkę o rosyjskim malarstwie surrealistycznym i był tam cykl obrazów realistycznie przedstawiających miejsca z definicji kojące, przy czym koncept serii był taki, że gdzieś ukryta jest w każdym z obrazów rysa, spod której wyłania się koszmarna rzeczywistość wybuchająca z raz odkrytej skazy prosto w twarz widza. Takie zjawisko wydaje się być esencjonalne dla muzyki NOWtSH, przynajmniej w moim odbiorze, bo można tego równie dobrze nie poczuć, szczególnie w niektórych kołysankowych utworach („A Week Time Like Seasons…”).
Nie wiem czy projekt został na razie odsunięty, czy w końcu wyszła zapowiadana na myspaceowym blogu pierwsza oficjalna płyta, ale w każdym razie jest się czemu przyjrzeć, choćby z tego powodu, że udało się w tym przedsięwzięciu niemal zupełnie zdusić potencjalną pretensjonalność zbiorczej inspiracji Neurosis, niezal-metalem i post-rockiem spod znaku GY!BE.
Perspecto – Unisono Dissonance
www.myspace.com/perspectonoise
Podoba mi się ten hałas, surowy i prosty, daleki od zagęszczenia o czysto formalne ozdobniki. Łezka się w oku kręci za jednym z niewielu pozytywnych aspektów bycia licealistą, czyli błąkania się bez żadnego porządku po muzyce. Perspektowe „If the Light Appears” jako żywo przypomina krótkotrwały wstrząs „DeLoused In Comatorium” z „Concertiną” na czele. Trochę też At the Drive In i w formie podskórnego echa także Toola. Inspiracje jakie ma ta czwórka chłopaków dla ogromnej większości już przy pierwszych krokach okazałyby się bezlitosnym zabójstwem.
Ci jednakowoż jakoś to kiełznają i czuję się trochę zagubiony, kiedy mam określić tak na serio co tam słyszę, bo nigdy nie wgryzałem się w żadne harkory, screamo albo math-rocki. Podoba mi się jednak ten hałas, surowy i prosty, daleki od zagęszczenia o czysto formalne ozdobniki. Oczami wyobraźni widzę jak grymaszą na Nirvanę, ale nie mam im tego za złe, bo spoko są. Jesienią EP „Climax”, co za emocje.
Usta krwawiące miłością – Dziś nie będziesz tańczyć sama
www.myspace.com/ustakrwawiacemiloscia
Na koniec coś zabawnego, bo wakacje. Super Girl & Romantic Boys nadal inspirują. Usta krwawiące miłością to jeden z nielicznych udatnych epigonów rolniczo wrażliwego disko-elektro. Miniaturka opowiadająca o szczęśliwej najbliższej przyszłości rudowłosej solenizantki podczas dyskoteki w remizie („Dziś nie będziesz tańczyć sama”) albo infantylnie harcerska ballada być może szydząca z tekstów Kory („Kamienie księżycowa”) to ułamek repertuaru jednego z projektów Karotki, znanej z prób solo i z Kawałkiem Kulki. Momentami przylśniewa dziewczynę męski wokal, czyli cudownie rozpaczliwy Waćpan (szczególnie w „Nie wiem” rządzi).
Kyst polskim Low? Hahah, dobre. Ktoś kto to pisał powinien co nieco posłuchać. Moim zdaniem bardzo obiecujący zespół i tyle.