Wpisz i kliknij enter

Clark – Sus Dog

Siła melancholii.

Ikona IDM powraca z nowym materiałem. Jednak po nowym krążku nie należy spodziewać się chaotycznych eksperymentalnych cięć. Najświeższe dokonanie Clarka mocno ucieka w kierunku osobistego indie electronic z zaskakująco dominującym jak dotychczas udziałem wokali producenta. Chęć ucieczki w zupełnie inne rejony muzyczne spowodowała, że artysta zwrócił się z prośbą o pomoc. Z wsparciem w realizacji albumu przyszedł Thom Yorke, który bez dwóch zdań mocno wpłynął na stylistykę całego materiału. Lider Radiohead gościnnie pojawia się na utworze „Medicine” wspomagając Clarka wokalnie oraz grając na basie. Słuchając całego materiału ciężko nie odnieść wrażenia, że całość mocno oparta jest o świat muzyczny bliższy twórczości wyżej wymienionego, niż jakichkolwiek wcześniejszych albumów Clarka.

Dostajemy znacznie więcej intymności, niż eksperymentów co nie wyklucza jednak wielu interesujących zabiegów. Otwierające album „Alyosha” wprowadza zmysłową delikatność. Umiejętnie wkomponowane aranże smyczkowe absolutnie nie gryzą się z wpływami downtempo czy trip–hopu. Za mikrofonem artysta pokazuje się z perspektywy zaskakująco dojrzałej, płynnej i mocno oszczędnej, nie przytłaczając sobą pozostałej warstwy muzycznej. Tytułowe „Sus Dog” z gościnnym udziałem Aniki stanowi ciekawe odwołanie do świata indie pop/ indie folk z dobrze trzymającą całą kompozycję trip–hopową perkusją. Dubowe echo mgliście wprowadza wokalistkę idealnie domykającą utwór.

Znając bogatą warsztatowo dyskografię twórcy można po nim spodziewać się naprawdę wszystkiego. Mimo to „Sus Dog” ma spory potencjał do zgniewania wiernych słuchaczy. Faktem jest, że krążkowi bliżej będzie do dokonań Jamesa Blake’a, a nie na przykład Aphex Twina. Chociaż Chris Clark sprawdzał się już przecież niejednokrotnie w klimatach bardziej wyciszających, odnoszę wrażenie, że najnowsze wydanie jest pierwszym, które tak blisko ociera się o muzykę popową, zdecydowanie bardziej „piosenkową” formę, niż poprzednie dzieła. Takie ucieczki zawsze wiążą się ze sporym ryzykiem.

Bez wątpienia album nie jest najbardziej wymagającym skupienia materiałem muzyka. Nacisk położony zostaje na większą zadumę, chwilę refleksji, zwłaszcza w momentach idealnie kolorujących materiał przerywników jak chociażby neoklasyczne „Over Empty Streets”, poprzedzające syntezatorowy ambient („Wedding”). Emocjonalnie bardzo duże wrażenie zrobiło na mnie „Forest” łączące ambientowy, dojrzały warsztat z idealną harmonią wokali.

Przestrzenne „Bully” mocno zaakcentowane głęboką, głośną stopą i niskimi wokalami znakomicie sprawdza się na delikatnym tle głównej linii syntezatorów. „Dimissive” nieco chowa wokale na plan dalszy dając pole do popisu mocno natężonej palecie dźwiękowej. Udział Thoma Yorka na „Medicine” to zdecydowanie jedna z najlepszych kompozycji, a w takim wydaniu zaproszony na projekt gość czuje się jak ryba w wodzie. Powolny, trip-hopowy, melancholijny twór ze wspaniałą linią basową i delikatnymi partiami wokalnymi wspaniale oddaje nastój całego albumu. Łamany rytm perkusyjny w połowie utworu daje nam do zrozumienia, że Clark nawet przy tworzeniu tak osobistego albumu pozostaje otwarty na zabawę formą.

Nowe oblicze Clarka stanowi dowód na ciągłą ewolucję i brak zamknięcia w ramkach. Wyznaczanie ścieżek w kierunku bardziej przystępnym jak na ironię okazuje się być kolejnym dużym eksperymentem w muzyce artysty. Czy taki zwrot okaże się dla niego pozytywny? Na to pytanie odpowiedzi nie znam, jednak osobiście mogę powiedzieć, że jest to jedna ze stylistycznych ewolucji, którą w pełni kupuję.

 

Throttle Records 2023

Profil na BandCamp »






Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy