Wpisz i kliknij enter

Mt.Sims – Happily Ever After


Zespół, wspomagany przez Jessiego Evansa (Vainishing, Autonervous) i Tobyego Dammita (Swans, Iggy Pop), wydał właśnie trzeci longplay, przewrotnie zatytułowany „Happily Ever After”.
Poprzednie albumy Mount Sims, „Ultrasex” (2002) i „Wild Light” (2004), stanowiły konglomerat dusznego electroclashu z rozerotyzowanym synthpopem. Współprodukoway przez Jackson & His Computer Band promocyjny winyl „A Grave EP” zapowiedział zmianę kierunku, który jest kontynuowany na „Happily Ever After”. Jest to melodyjna mieszanka masywnych syntezatorów, dźwięcznie dudniącego basu i jazgotliwych gitar, czyli retro-elektronika połączona z nową falą rodem z Factory Records. Intro w postaci tytułowego utworu sugeruje elektroniczną psychodelię w stylu Coila, ale już drugi, porywający „Grave”, zbliża Mt. Sims do niesłusznie zapomnianej formacji The Chameleons.


Muzyka, pozostając w przeszłości, wykonuje też zwrot w stronę industrialu w „Playing For Keeps” i „Dig It In”. Płyta jest zróżnicowana i wymyka się jednoznacznej kategoryzacji, choć z pewnością można na niej wyczuć pewien motyw przewodni. „Continuations” to suche, oszczędne i zarazem perwersyjne wyznanie nawiązujące do wczesnego The Cure, zanim grupa uleciała w barok, a Robert Smith w zawodzenie. Paranoiczny „Hotwater/Coldblood” stanowi odświeżenie formuły Public Image Ltd., taneczny „Window Window” przypomina najlepsze momenty IAMX, z kolei „Whats The Big Deal?” jest trudny do zlokalizowania na muzycznej mapie; zahacza bowiem o niepokojący kabaret, paranoję a la Primus i przekaz godny Butthole Surfers. Najmocniejsze punkty tego zestawu to apokaliptyczny „Loves Revenge”, przebojowy „The Bitten Bite Back” oraz „Andy Or Jenny”, którzy brzmi tak, jak powinien brzmieć Bauhaus na swojej tegorocznej, koszmarnie wymuszonej płycie „Go Away White” (Sims zresztą współpracował z bauhausowym basistą, Davidem J). Szkoda tylko, że zabrakło miejsca dla „Unwound” i „Melting The Ice”, dwóch znakomitych utworów ze wspomnianej epki.
W pierwszej dekadzie XXI wieku pojawiła się olbrzymia nawałnica zespołów czerpiących ze spuścizny po nowej fali, by wymienić choćby The Faint, Editors, Colder, Cut Copy czy The Departure. „Happily Ever After” jest zaledwie kroplą w bezdennym oceanie nowej nowej fali; mimo wszystko sprawia pewną satysfakcję – zapewne na zasadzie sentymentu – ale wątpię by pozostała w głowie na dłużej.
2008







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
mss
mss
15 lat temu

Jessie Evans jest kobietą 😉

Polecamy