Wpisz i kliknij enter

Sceniczny Bitter:Sweet

Nazywani „wyważonym i miarodajnym skrzyżowaniem Zero 7 i Portishead z symbolicznymi dodatkami od Everything But The Girl i Serge Gainsbourg” duet Bitter:Sweet zaprasza do swojego drugiego, studyjnego i filmowego dzieła. Autor prowadzi bloga joilet.blox.pl
Jak to w przypadku duetów często bywa on (Kiran Shahani) zajmuje się produkcją i aranżacją (zresztą zajmuje się on tym fachem od wielu, wielu lat), a ona (Shana Halligan) dopełnia wszystko swoim nieskazitelnym brzmieniem. Wręcz klasyczny rozkład zajęć i odpowiedzialności. I jak na ludzi z początku XXI wieku przystało, poznali się w sieci dzięki Craigslist – społecznościowej platformie stworzonej do umieszczania darmowych, różnorodnych ogłoszeń. Od klikania oraz emailów przeszli do fizycznej formuły, do projektu Bitter:Sweet. Rok 2006 był dla nich wielkim przełomem i pierwszą próbą podsumowania ich wspólnej pracy. Wtedy to pojawił się debiutancki album The Mating Game. Słuchając ich materiału po raz pierwszy w pełni zrozumiałem, skąd nazwa tego projektu. Idealnie oddaje ona soniczne realia ich muzyki. Trochę nujazzowego melodramatu i radosnego dygotania, poza downtempowej niesforności, skoczności i krnąbrności oraz odrobina triphopowego mułu.


Można rzecz – lifestyleowa muzyka. Czyli inne sformułowanie na bardziej poważne potraktowanie muzyki pop. Bo w żaden sposób duet Bitter:Sweet nie tworzy kompozycji zamkniętych w jakiś wymyślonych, „elitarnych” ramach. Mówią, grają i śpiewają o tym na swoim drugim albumie Drama. Choć tym razem nazwa nie ma za wiele wspólnego z zawartością. Raczej z klimatem czarno-białych, oldschoolowych obrazów oraz szpiegowskich filmów z epoki szkockiej dominacji Seana Conneryego. I to wszystko w różnych odcieniach i odmianach. Po za tym Kiran i Shana nie tylko downtempo żyją. Refrenowy jazz-rock („Come Along With Me”) czy przebiegły electro-soul („Love Revolution”) nie jest im straszny. Podobnie jak to było na „The Mating Game” nie brakuje tutaj drumnbassowych akcentów w starym, dobrym stylu Roni Sizea, Alexa Reece czy London Elektricity.
okładka albumu
Orkiestrowo-obserwacyjny „Trouble” czy żywy, synkopowy „The Bomb” – to nagrania na każdą nóżkę i stopkę. Ponadto ten drugi doczekał się dwóch poważnych filmowych propozycji. Pierwsza to fakt, iż posłużył on jako motyw muzyczny do amerykańskiego serialu Lipstick Jungle. A druga to taka, iż instrumentalna wersja „The Bomb” składa się na dźwiękowe tło zwiastunu do filmu „Duplicity”, który pojawi się na szklanym ekranie w przyszłym roku. Choć i tak podstawowym materiałem, jaki Shahani i Halligan wzięli pod warsztat, były rozległe połacie downtempo. Bardziej czułostkowy i triphopowy (tytułowa kompozycja), eterycznie-barowo („Drink You Sober”) czy bardziej usypiający w sielskim, balladowym nastroju („Sugar Mama”). Czyli więcej zróżnicowania, więcej eklektyzmu, a zarazem bliżej mainstreamu.
Choć ten ostatni aspekt nie przynosi im żadnej ujmy. Zresztą od początku swojej działalności duet Bitter:Sweet działa na dwóch, diametralnie różniących się, płaszczyznach. Jedna to ta, w której niezależnie tworzą. A druga – która co jakiś czas upomina się o ich kompozycje – przemysł szeroko pojętej rozrywki. Bo ich skoczne bigbeatowe podrygiwania „Dirty Laundry” (z „The Mating Game”) pojawiły się zarówno w filmie „Shootem Up”, jak i w reklamach Victorias Secret i Cadburry. A jak narazie nie wpływa to w żaden negatywny sposób na ich twórczość. „Drama” ma w sobie więcej wiotkości i ulotności. Jak narazie ich nujazzowe romanse z mainstreamem nie przynoszą nic złego. Dzięki nim mogą tylko stać się tylko bardziej rozpoznawalni, jak Helicopter Girl lub też Goldfrapp. Oby ich ilustracyjny flitr Bitter:Sweet nie przemienił się kiedyś w loungeowe popłuczyny.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy