Medialny szum wokół The Prodigy trwa. W ostatnim wywiadzie dla magazynu Clash muzycy projektu bez problemu wytypowali kawałek, którego dziś szczerze nie znoszą. – Myślę, że w całej karierze nie wydaliśmy kawałka, z którego nie bylibyśmy zadowoleni. No, może poza jednym wyjątkiem – przyznał wokalista Keith Flint. – Chodzi o singla „Baby’s Got A Temper”. Był za wolny, dołującu, zupełnie nie odzwierciedlał tego, w jakim kierunku chcieliśmy rozwijać naszą muzykę.
Z nadchodzącej płyty – „Invaders Must Die” – muzycy The Prodigy są bardzo zadowoleni. – Ludzie uważają, że to nasz come back, podczas gdy my nigdy przecież nie zniknęliśmy z rynku – mówi Liam Howlett. – Zdaję sobie sprawę, że poprzedni krążek – „Always Outnumbered, Never Outgunned” – mógł być dla wielu dość kłopotliwy, rozumiem to. My jednak nigdy nie chcieliśmy robić „Fat of the Land Part 2” czy kolejnego „Firestarter”. Po doświadczeniach z naszymi ostatnimi wydawnictwami potrzebowałem czasu, aby poukładać sobie Prodigy na nowo. Wynikiem jest „Invaders Must Die”.
– Za nami trudny okres, ale cieszymy się, że mamy go już za sobą – dodaje Keith Flint. – Dla nas to była doskonała lekcja, dzięki której w zupełnie naturalny sposób mogliśmy nagrać album, który w stu procentach przesiąknięty jest The Prodigy.
Całość obszernego wywiadu znajdziecie na stronach magazynu Clash. Poniżej prezentujemy Wam najgorsze – zdaniem muzyków The Prodigy – nagranie zespołu – „Baby’s Got A Temper”.

„Baby’s Got A Temper” ma w sobie ten brud charakterystyczny Prodigy. Nowa plyta jest co najwyzej 3+. zbyt popowo jakos tak delikatnie. Co nie znaczy ze nie ma tam typowych zgniataczy. OMEN, TAKE ME TO THE HOSPITAL, WARRIOR DANCE. reszta srednio
zgadzam się z majem 😉 płytka urywa głowę!
A dajcie juz spokój z Prodigy.
Słuchałem dziś płytki całą noc. Bez dwóch zdań fenomenalny longplay. Ma kopa, ma rytm, ma to coś. Cały czas w głowie mi siedzi Warriors dance. Klasa!!!
czyli że co, kolega maj skąd ma już płytę?
Dla mnie IMD jest i raczej będzie najlepszą taneczną płytą roku 2009. 9/11 utworów to dla mnie już hiciory. Pełna moc, energia w najlepszym wydaniu. W miejscu stać nie można… i nie ma porównania do poprzedniej płyty. Jedynie o co można się martwić słuchając IMD jest to, żeby nie wpaść na nic skacząc po domu 😉 Come Back – TAK!
To chyba faktycznie największa pomyłka Prodigy. ale co ciekawe nie rozumiem dlaczego wszyscy traktują Invaders jako wielki powrót zespołu do formy – przecież ta płyta też będzie płaska.