Na fali prężnie w ostatnim czasie rozwijającej się stylistyki new wave/synth-pop, gdzieś z drugiej ligi, wypłynął projekt odważnie wybijający się ponad obecne standardy, ustanowione przez takie postacie jak: Toro Y Moi, Neon Indian czy grupę Nite Jewel. Ernest Greene swoją przygodę z muzyką rozpoczął niespełna dwa lata temu, ale zdołał w swojej dyskografii uzbierać już 4 wydawnictwa. W tym Epkę Life Of Leisure sprawcę swoistego zamieszania, wspomnianego na wstępie.
Krążek składa się z 6 kompozycji, swobodnie poruszających się w tematach psychodelii, elektro oraz shoegazeu. Numery zwykle oparte są na prostej perkusji, wokalu przepuszczonym przez vocoder oraz subtelnych gitarach, które budują chwytliwe, popowe melodie, nieustannie przywołujące lata 80. Raz podbarwione matowym basem, innym nieidentyfikowalną ilością kwasu i synthów.
Całość przyjmuje niezobowiązującą i relaksującą formę obok, której przejść obojętnie, jest niezwykle ciężko. Zresztą najlepiej będzie jak sprawdzicie sami.
Więcej informacji na temat artysty znaleźć można na jego Myspace oraz na blogu
FEEL IT ALL AROUND from Northern Lights on Vimeo.
Przypadkiem, przeglądając Wash Out natrafiłem na coś bardzo dobrego. Nazywają się Turboweekend (http://www.turboweekend.com/)
Polecam gorąco!
spodobało mi się natychmiast 🙂
No wreszcie coś czego warto posłuchać. Świetny klimatyczny klip. Dźwięki nie kaleczą uszu.
fajną ma kulkę z włosów
@ laudia : to z okladki, latwo znalesc
Chyba jedyny projekt z tego całego chill-wave-synth-popu, który nie razi po uszach 😉
Warto posłuchać. Czy można przykleić dzieś tę fotę na stałę, bo przeładna:)) ?
Plyta juz ma swoje miesiace…imho bardzo przyjemna