Wpisz i kliknij enter

Marcel Dettmann – Dettmann

Brzmienie Berghain w chwilach najintensywniejszej ekstazy tanecznej.

Szefowie wytwórni Ostgut Ton związanej z klubem Berghain nie trwonią talentów współpracujących z nimi artystów, umiejętnie dozując nagrywane przez nich wydawnictwa. Dwa lata temu poznaliśmy debiutancki album Sheda, rok temu – Bena Klocka, a teraz przyszedł czas na Marcela Dettmanna. O ile pierwsi dwaj byli kojarzeni głównie jako producenci, tak ten trzeci sławę zdobył przede wszystkim dzięki swym energetycznym setom didżejskim. Nic więc dziwnego, że ich debiutanckie płyty różnią się wyraźnie. Shed i Klock stawiali na subtelną różnorodność, a Dettmann – wali prosto w twarz.

Już rozpoczynające album „Quasi (Intro)” poraża monumentalnym brzmieniem – tektoniczne tąpnięcia masywnego bitu wywołują podwodne fale zbasowanego dźwięku, uderzając w głośniki z mocą niszczycielskiego tsunami. To wstęp do walcowatego dubstepu – „Argon” eksploduje twardymi uderzeniami zapętlonego podkładu rytmicznego o rwanym metrum. Nagle wszystko cichnie – i z dalekiego tła wyłania się apokaliptyczne techno. Podbity łupanym bitem „Screen” niesie owadzi loop o nerwowo brzęczącym tonie, który uzupełniają acidowe ćwierknięcia i szorstkie akordy klawiszy.

Od tego momentu aż do końca płyty Dettmann nie zwalnia tempa – a wręcz przeciwnie, z utworu na utwór, muzyka staje się coraz cięższa i mroczniejsza. Jej podstawą jest oczywiście bit – ten najmocniejszy, wywołujący niepokojące drgania ścian i podłogi, idealnie zsynchronizowany z głębokimi pomrukami nisko zawieszonego basu. Dettman zatapia go w żrącym strumieniu wijącego się dronu („Motive”), podszywa zdeformowanymi akordami rzężących syntezatorów („Retickle”) lub wspomaga smagnięciami giętych blach (najbardziej tresorowe w zestawie „Captivate”).

Momentami muzyka berlińskiego producenta łapie niemal awangardowy sznyt. Mowa tu głównie o nagraniach „Silex” i „Home”, w których drgający puls basu i bębna zostaje otoczony post-industrialnym gąszczem drażniących zakłóceń, owocując przemysłowym brzmieniem, które idealnie sprawdziłoby się w nowohuckiej hali ocynkowni chemicznej, znanej z koncertów w ramach festiwalu Sacrum-Profanum.

Nie brak tu również solidnego dub-techno. Podwodne bity i rozmyte klawisze pojawiają się w zaszumionym „Drawing”, a szarpany figury basowe i studyjne pogłosy – w „Viscious”. Zresztą cała płyta kończy się kompozycją, której nie powstydziliby się Moritz Von Oswald i Mark Ernestus – „Taris (Outro)” – czyli metalicznym ambientem o skorodowanym brzmieniu, przywołującym wspomnienie późnych dokonań Basic Chanel.

Dettmann nie bawi się w sentymenty – jego muzyka to brzmienie Berghain w chwilach najintensywniejszej ekstazy tanecznej. Genialna w swej szlachetnej prostocie, szczycąca się swą hałaśliwą brzydotą, emanująca surową energią czystej elektryczności. Nie będzie w tym roku równie bezczelnej i bezlitosnej płyty.

Ostgut Ton 2010

www.ostgut.de/label

www.berghain.de

www.myspace.com/berghainPanoramabar

www.myspace.com/marceldettmann







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
5 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
3X
3X
13 lat temu

w istocie świetna płyta, pawle

author
author
13 lat temu

uwielbiam berghain, te apokalipse spelniona.

cukierr
cukierr
13 lat temu

bardz

dmslw
dmslw
13 lat temu

Na to czekałem!

Heliosphaner
Heliosphaner
13 lat temu

Mocna pozycja!

Polecamy