Wykształcony w Julliard School grał klasykę, ale siedziały w nim też fascynacje elektroniką. Objawiły się na debiutanckiej płycie „Not For Piano”, na której Francesco Tristano przerobił utwory m.in. Autechre, Derrica Maya czy Jeffa Millsa, a do produkcji zaciągnął Murcofa.
Współpracowników potrafi sobie dobrać. Przy drugim albumie, „Auricle Bio On”, pomagał mu Mauritz von Oswald, a przy „Idiosynkrasii” pracował Carl Craig. Każda płyta nosi charakterystyczny odcisk producenta. Murcof zostawił modern klasyczny sznyt, von Oswald zaklął transowy i głęboki bit, a najnowsza produkcja jest wypadkową dwóch poprzednich i oczywiście nie ucieka od brzmień Detroit.
Tristano już na „Auricle Bio On” udowodnił, że potrafi idealnie połączyć fortepian z elektroniką. Ma do tego niesamowite wyczucie. „Idiosynkrasia” raz jest taneczna, innym razem medytacyjna albo mroczna jak porządne filmy science-ficion, ale przede wszystkim brzmi kosmicznie. Prawie każdy utwór ozdobiony jest odległymi, niepokojącymi dźwiękami.
Zaczyna się od „Mambo” i smagnięć klawiszy, które natychmiast przechodzą w niespokojny marsz. Tytułowa „Idiosynkrasia” uderza z pełną siłą house’owego rytmu przy akompaniamencie niskich nut fortepianu, a „Fragrance De Fraga” to głębokie techno wybrzmiewające w kosmicznej przestrzeni. Na tym tle inaczej wygląda „Nach Wasser Noch Erde” i „Last Days”. Pierwszy kawałek mógłby zastąpić taśmowe produkcje soundtracków Philipa Glassa, drugi to skupione kontemplacje pojedynczych nut, mniej lub bardziej podrasowane jakimś efektem. Tristano kończy szaleńczym „Hello”, który najbardziej przypomina dokonania z poprzedniej płyty.
U Francesco Tristano fortepian i elektronika nie żyją ze sobą w symbiozie, one są jednym organizmem. Dla odróżnienia można posłuchać „Blue Potential” wspomnianego na początku Millsa, tu orkiestra i konsolety mistrza techno grają razem, ale obok siebie. U Luksemburczyka jedno bez drugiego nie ma prawa istnieć. Fortepian może zagrać kosmiczny funk albo taneczny house, Tristano to obojętne, to i to zrobi doskonale.
InFiné 2010
Mówiąc o doborowych współpracownikach Tristano (Craigu i Oswaldzie) nie można nie wspomnieć, że pierwszy album (\”Not For Piano\”) produkował Fernando Corona (Murcof). BTW. Fajnie, ze wreszcie jest recenzja tej doskonałej płyty na NM. Jako bodaj jedyny głosowałem na nią w zestawieniu za 2010 rok 🙂
detroit to nie gatunek, to filozofia, khe khe.
a co ? detroit jako miejsce / muzyka wydawało , wydaje i będzie wydawać wspaniale plony – bo płynie prosto z serca po prostu – czy to hip hop , house , tzw techno czy experymenty tak zwane , a tak nawiasem co kogo obchodzą te łatki , ludzie …. załóżmy w końcu partie muzyka jest najważniejsza
znowu detroit?