Wpisz i kliknij enter

Zapraszamy do domu wariatów

Pod nazwą Tryp ukrywa się nowy projekt znanych muzyków polskiej sceny alternatywnej – Marcina Pryta z 19 Wiosen, Kuby Wandachowicza z Cool Kids Of Dead i Roberta Tuty z Agressivy 69. O jego debiutanckiej płycie – „Kochanówka” – rozmawialiśmy z wokalistą grupy – Marcinem Prytem.

Żałujesz, że nie działasz muzycznie na początku lat 80.?

– Nie. Cieszę się, że jestem w tym punkcie, w którym jestem. Teraz jest znacznie więcej możliwości: nowe i tanie technologie, błyskawiczny dostęp do informacji. Koledzy z Trypa, zwłaszcza Robert, spędzają dużo czasu na wyszukiwaniu unikalnych instrumentów z tamtej epoki. Mam jednak 40 lat i pamiętam doskonale tamte czasy. Ta muzyka tkwi wewnątrz, ale współczesne dźwięki też uwodzą. Łączę to wszystko w swojej głowie i dzielę się tym z zespołami, z którymi współpracuję. Żałuję tylko swoich ograniczeń biologicznych, że nie usłyszę muzyki w 2071 roku, ale na to niestety nie można nic poradzić.

Dorastałeś słuchając muzyki sprzed ćwierć wieku. Co jest w tamtych brzmieniach takiego unikalnego, że odwołujesz się do nich w działalności swych kolejnych formacji?

– Przede wszystkim nie jestem muzykiem, a raczej krzykliwym wokalistą, wypluwającym swoje mowy wiązane. Decydując się na udział w różnych projektach, naturalnie przyciągam ludzi, którzy, tak jak i ja wychowali się na punku, new wave i industrialu. Unikalne jest chyba coś innego, coś, co było wtedy, ale wierzę, że istnieje również teraz: postawa negująca system, panujące mody, mainstream, poruszanie nietkniętych wcześniej tematów. Jestem przekonany, że gdzieś na świecie jakaś grupa nastolatków konstruuje naprawdę odkrywcze bity, metafory i chropowate dźwięki, intuicja mi mówi, że tak jest, a ja mogę im tylko zazdrościć młodości. W projektach, w których uczestniczę, chcę ciągle poszukiwać czegoś nowego, unikalnego. Imponuje mi postawa Alana Vegi z duetu Suicide, który w wieku 60 lat potrafi nagrywać nowatorską muzykę.

Z Kubą i Robertem połączyła Cię sympatia do dokonań nowofalowego undergroundu?

– Nie. Połączyła nas miłość właśnie do płyty Alana Vegi z 2007 roku – „Station”. Pamiętam rozmowę z Kubą i pomysł, żeby właśnie taka „vegańska” postawa była naszą inspiracją. Potem – rozmowy z Robertem po koncercie Einsturzende Neubauten, takie niezobowiązujące wątki i nagle… widzę siebie z odtwarzaczem, odsłuchuję podkładów Kuby i piszę mi się w głowie tekst za tekstem. Później – mieszkanie Roberta i nagrywanie EP-ki „Wędrówka ludów”. Tak powstały pierwotne utwory Trypa. A teraz trzymam w ręku gotowy album, wydany przez Qulturap. Wszystko to odbywało się w Łodzi w dziwnym graniastosłupie czasoprzestrzennym.

Czwartym muzykiem i producentem płyty jest Paweł Cieślak. Skąd jego udział w projekcie?

– Pawła poznałem przy okazji nagrywania ostatniego albumu 19 Wiosen – „Pożegnanie ze światem” – który zarejestrował, a potem został członkiem zespołu. Po tym, jak usłyszałem, co zrobił z tym materiałem, kiedy przyszedł czas na nagranie Trypa, był pierwszą osobą, do której chciałem się zwrócić z propozycją produkcji płyty. Znowu w pewnym momencie okazało się, że Paweł wszedł tak głęboko w struktury dźwiękowo – brzmieniowe Trypa, że z trio zostaliśmy kwartetem. Musiało tak być, bo napis Tryp składa się z czterech liter.

Muzyka z „Kochanówki” odwołuje się wyraźnie do modnego brzmienia minimal wave – mechanicznych bitów i surowych partii klawiszy o mrocznym brzmieniu. Co Cię skłoniło do sięgnięcia po taką oldskulową elektronikę?

– Nie odwoływaliśmy się świadomie do minimal wave, po prostu używamy wszystkich instrumentów, które potrafią oddać te przeżarte gównem, kwasem i korozją współczesne rzeczywistości. My to odreagowujemy w taki a nie inny sposób, to jest nasz dźwiękowy hiperrealizm.

Przesterowane wokale i przemysłowe efekty to oczywiście wpływ archetypowego industrialu. Właściwie już w swych melodeklamowanych miniaturach na ostatnich płytach 19 Wiosen dawałeś świadectwo fascynacji tą estetyką. Co Cię pociąga w dźwiękowej brzydocie?

– Tak, już od „Destrukcji”, „Hashishina”, „Ostatniej modlitwy” i „Ikarusa”, poprzez kilka rozwiązań w Trypie, zmierzam w tym kierunku. Założyłem ostatnio duet z Pawłem Cieślakiem – 11 – i nagramy w tym roku płytę „Cosmopolitan Opera”, na której chciałbym ostatecznie skanalizować i zmaksymalizować tę moją skłonność. Tak, jak w pisaniu pociągają mnie formy asynchroniczne, arytmiczne, zmisfityzowane, kaprawe i trędowate, tak w dźwiękach poszukuję ich odpowiednika. W 11 będziemy z Pawłem czuć się jak na własnej planecie, nikt nie będzie nam zarzucać złego frazowania i fałszów, ponieważ to będą gazy, którymi tam oddychamy.

Tytuł płyty to nazwa szpitala psychiatrycznego w Łodzi. Co Cię zainspirowało w jego historii, że stał się „patronem” tekstów z płyty?

– Szpital istnieje do dziś. Zapraszam. Ostatnio był remontowany, ale mimo to wokół ogrodzenia ludzie pozbywają się brudów ze swoich strzeżonych osiedli. Pod oknami pacjentów dzieciaki wąchają klej. Życie trwa wewnątrz i na zewnątrz. „Kochanówka” to koncept związany nie tylko ze współczesną metaforą na opisanie tej rozpadającej się teraźniejszej struktury rzeczywistości. To także skromne wspomnienie o ofiarach hitlerowskiej akcji eutanazyjnej T4 w 1940, dokonanej na pacjentach w łódzkim szpitalu (wątki związane z tą sprawą można odnaleźć u Stanisława Lema w „Szpitalu przemienienia”). W czasie, gdy kończyliśmy miksowanie, w marcu 2010 roku, mijała właśnie 70. rocznica tej masakry a w Łodzi, a nie było żadnego gestu upamiętnienia tych ofiar. W kontekście pompatycznych rocznic narodowych, „roku szopenowskiego” i innych hucznie obchodzonych świąt, bardzo mnie to zabolało. Skontaktowałem się z moim przyjacielem Łukaszem, historykiem, który wraz ze swoją żoną dotarli do nigdzie niepublikowanych materiałów o akcji hitlerowców i jej tuż powojennej recepcji i zaproponowałem im połowę książeczki do płyty na wydrukowanie zwięzłego szkicu z bibliografią dla bardziej zainteresowanych. Z Trypem umówiliśmy się na dodatkową sesję nagraniową i zrobiliśmy improwizację pod tytułem „Jedyna symfonia”. Chociaż w ten sposób chcieliśmy uczcić tych ponad sześciuset pomordowanych ludzi, o których nikomu już się nie chce pamiętać. Niedawno usłyszałem w radiu o znęcaniu się nad pacjentami szpitala przez personel. Pamiętając o odpowiedzialnych lekarzach i pielęgniarzach, których szanuję i cenię za ich trud, uświadomiłem sobie, że zwyrodnienie człowieka, to wojenne i to współczesne, nie ma sobie równych. I nagle koncept hołdu ofiarom Kochanówki z 1940 roku zrymował się ze współczesnością. Wtedy powstał tekst „Uwaga! Człowiek”, który bardzo dużo mnie kosztował.

Industrialni wykonawcy, choćby słynny zespół SPK, wykorzystywali koncepcję „domu wariatów” do metaforycznego opisania współczesnego świata. Bliska Ci jest taka koncepcja?

– Tak. Bliska, chociaż dziś nie patrzę na to dokładnie z takiej perspektywy. Nie wierzę w jakiekolwiek opisanie świata jedną dokładną metaforą. Raczej, dopóki jestem podłączony do tych wszystkich ścieków, rur, kabli, chcę opowiadać własne historie z FPP. Pociąga mnie nieskończoność otchłani, a co za tym idzie nieskończoność metafor i możliwości słownych, dźwiękowych i kolorystycznych…

Z drugiej strony postać „wariata” była otoczona w latach 80. swoistym kultem – jako osoby wyzwolonej z wszelkich więzi kulturowych, społecznych i politycznych. Nie sądzisz, że dla współczesnych młodych ludzi jest to kompletnie niezrozumiała idea?

– Nie zgadzam się. Wydaje mi się, że zawsze będzie grupa osób fascynująca się „wariatami”, którzy zostawili i zostawiają po sobie bardzo dużo pięknych rzeczy. Może inaczej: współczesny człowiek ma tak dużo danych do przetworzenia i znacznie więcej informacji o przeszłości, że pojawiają się logiczne i podstawowe wątpliwości, co do szaleństwa i potrzeba zrewidowania standardów zdrowia. Najbardziej popularnie rzecz ujmując: oglądając bohaterów wiadomości, postacie z wyborczych billboardów, quizów i gotowania na ekranie na wpół żywej ryby, można oszaleć w cztery sekundy. To jest zwyrodnienie i rak, że nawet rzeczywistość współczesnej Kochanówki przy tym to jakiś smutny, bo naznaczony cierpieniem nie z własnej winy, ale jednak Eden.

Muzyka z płyty jest niezwykle intensywna – poradzisz sobie z tym na koncertach?

– Nie wiem, jest to trudne zadanie, na pewno koncerty chcemy grać na żywo, unikając podkładów. Tak sobie postanowiliśmy, najwyżej odpalimy parę bitów „stopy”, żeby Kuba mógł sobie grać jeszcze coś innego na talerzu i „padzie”. Już na występach 19 Wiosen, często kończyło się juchą z nosa. Ale koncert to jest coś niesamowitego. To jest przyjemność większa niż narkotyk. Nie ma co oszukiwać i odtwarzać wielośladowej konstrukcji płyty studyjnej. Koncert ma swoje prawa i przede wszystkim chciałbym, żeby było głośno i inaczej. I żeby to było dla mnie zawsze coś nowego. Wtedy mogę występować do śmierci.

Czy Tryp to jednorazowy projekt, czy możemy się spodziewać kontynuacji „Kochanówki”?

– Nie ma szans na kontynuację tego samego pomysłu. Jeśli powstanie nowa płyta Trypa, to znaczy, że wyszły już nowe płyty C.K.O.D., NOT i 19 Wiosen. Bogatsi o doświadczenia z naszymi kolegami, będziemy mogli stworzyć kolejny album Trypa na bazie już innej, przyszłej rzeczywistości. Pomysły na kilka tekstów na nowa płytę mam, ale chcę je sprawdzić i przetestować na własnej skórze, zanim zaproponuję to innej osobie. Ciągłe doświadczenia i eksperymenty – to jest najciekawsze w tym wszystkim. Nowa płyta Trypa powstanie może w 2012 albo 2013, ale musi być to oparte na własnych przygodach.

Fot. Qulturap







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
polny wiatr
polny wiatr
13 lat temu

mocny albu. w końcu więcej pryta!

Polecamy