Wpisz i kliknij enter

Kixnare – Digital Garden


Od przeszło pięciu lat, moja fascynacja produkcjami Kixa pozostaje niezachwiana. Dokładniej rzecz biorąc od momentu, gdy szum wokół „Najebawszy EP” zmajstrowanym po domowemu wraz z rap objawieniem, Smarki Smarkiem oraz DJ Pyskiem zaczął opadać, a siedem, szybkich numerów zaostrzyło mój apetyt do granic możliwości. Pomimo frustracji wywołanych jego muzycznym marazmem, po cichu miałem nadzieję, że jednak kiedyś nadejdzie taki dzień, gdy do moich rąk trafi pełnoprawny materiał Trampka i rozłoży mnie na łopatki, jak tych parę lat wstecz. Nie myliłem się, „Digital Garden” to muzyczne fatality, które zawstydzi niejednego producenta na polskiej scenie około-hip-hopowej. Czapki z głów.

Już od pierwszych sekund otwierającego „Dawn” możemy być pewni, że czas spędzony przy „Digital Garden”, z pewnością nie będzie czasem straconym. W stan miłego odprężenia wprowadza nas delikatny trzask czarnej płyty, nieśmiałe odwołania do retro-elektroniki Prefuse 73 i rozlewające się po zadymionym pokoju lampowe brzmienie – tak, album Kixnarea, to 24karatowy chillout, odmieniany przez wszystkie przypadki. Błogie lenistwo nie opuści nas nawet na moment, Maszczyński zaserwował drink, od którego nawet najmocniejszemu zawodnikowi zaszumi nieco w głowie, którą buja staro-szkolny „Computer Love” i wirujący niczym Nosaj Thing „Dirty Old Maan”. W obu przypadkach mamy do czynienia z seansem syntezatorowej hipnozy, której poddawali nas bracia Waglewscy na swoich ostatnich krążkach. Roland 808 poszedł w ruch, przy okazji w soulowy nastrój i nowoczesne kolory. „Natural High” to z kolei mistrzowskie połączenie tłustego, bounceowego brzmienia w stylu Flying Lotusa z rozświetlonym niczym światła miasta glitch-hopem, który przesmacznie przegryza się z bujającym wah-wah, krowimi dzwonkami i resztą chillowatych ozdobników.

Zaraz po nim gwóźdź programu, czyli bezbłędny „Rising Sun”, który Dany Drumz (swoją drogą, wielbiciele obu części „Electric Relaxation” również znajdą tu, co nieco dla siebie) określił jako „instrumentalny banger jakich mało”. W rzeczy samej, numer buja aż miło, kusząc gustownym odwołaniem do loungeu francuskiego projektu Onra, z drugiej zaś strony wołając na pomoc Shigeto, dopieszczając numer IDMowymi elementami. Po samplującym przerywniku w postaci melancholijnego „Diamonds”, kolej na połamany „Boogie Back”, który funkowym bassem zmierza w rejony nowego Squarepushera, choć rytmika i klawiszowe kaskady kojarzyć się mogą raczej z nową erą dźwięku, jaką reprezentuję choćby Dorian Concept czy Airliner, który roznosi się szerokim, ambientowym echem po numerze „Keepthat”. Organy Mooga, perkusja w stylu vinatge oraz rockowa ekspresja – wszystkiego to, odnaleźć możemy w utworze „Tomorrow”, który wraz z krótkim, soulowym przystankiem w postaci „Never Do U Wrong” jest chwilą niczym niezmąconego spokoju, którego nie przerwie chilloutowy kolos, jakim jest wakacyjny „Knock Out”.


Delikatne, syntezatorowe melodie smażą się w ogniu, lejącym się z niebios, perkusyjna pętla przyjemnie wciąga, a leniwy, retro bas sprawia, że poruszanie głową w rytm beatu, staje się niekontrolowanym odruchem. „The Groover” jak nazwa wskazuje, jest jednym z tych parkietowych petard, które nie pozwolą ustać Ci w miejscu, nawet gdy reszta ekipy poskłada się po kątach jak myśliwskie scyzoryki. Miauczące, eteryczne pady trzęsą się w ciężkim, soczystym hip hopie, a mruczący syntezator dyktuje tempo, wirując z góry na dół, aż do ostatnich sekund trwania tej genialnej w swej prostocie kompozycji. Całą zabawę kończy „Heartbeat”, będący wisienką na torcie dla każdego sympatyka Flying Lotusa czy Hudsona Mohawke. Russell Tate świetnie wstrzelił się w nastrój tej płyty i trochę szkoda, że pojawił się dopiero przy samym jej końcu, bowiem jego wokal nadaje elektronicznym dźwiękom Kixnarea jeszcze większej głębi oraz soulowego smaku. Gwarantuję, że żaden z pasjonatów nowoczesnych, eksperymentalnych beatów nie będzie w stanie oprzeć się tej kolaboracji, jak zresztą i całemu „Digital Garden”, który praktycznie jest pozbawiony wad.

Połączenie żywej, barwnej elektroniki z czarnymi jak smoła dźwiękami, w wykonaniu Maszczyńskiego wypada rewelacyjnie. Jego „Digital Garden” zawiera w sobie, to wszystko co w nowoczesnym hip hopie najlepsze – oryginalność, niczym nieskrępowaną wolność tworzenia oraz umiejętność czerpania przyjemności i sił witalnych z pasji, jaką może być muzyka. U Kixa, ten fun wylewa się z każdego numeru na tej płycie. Sprawdźcie ten materiał i dajcie się zarazić.

uknowme.junoumi.com

myspace.com/kixnare

U Know Me Records, 2010







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
6 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
ryba16
ryba16
13 lat temu

wyjatkowo sie z toba mallemma zgodze… wiele halasu o nic, zreszta polska muza jest w 99% do bani

killia
killia
13 lat temu

heeej ale ja nikomu nie bronię tego słuchać. to nie jest zły album. tyle, że mnie to już nie bawi… kiedyś pewnie by bawiło. jeśli nie torsjujesz jeszcze na dźwięk bitów Emade, to ten album jest dla Ciebie.

phamm
phamm
13 lat temu

może lepiej z innej strony, niestety, im więcej się mówi o tym albumie, nieważne w którą stronę wartościując, tym więcej osób go słucha, więc może lepiej zamilknąć? 😛

mallemma
mallemma
13 lat temu

no ja właśnie wolę Onra, tyle, że nie ten funky lata 80-te.

killia
killia
13 lat temu

bo w hh nic się nie dzieje i sierotki nie mają czego słuchać. poza tym ma rzucającą się w oczy okładkę. gorszy Onra. płytę z nieskrywaną przyjemnością przesłucham raz, do połowy, potem gdzieś to się ulotniło i nie ma. no wtórne, no nudne. teraz obrońcy 😉

mallemma
mallemma
13 lat temu

niby cudze chwalicie a swego nie znacie, ale haters zawsze gona hejt, więc… trudno nie przystanąć i nie zacząć się zastanawiać czemu aż tylu polskich redaktorów pożytkuje swoją energię na peany na cześć tego właśnie projektu. może dlatego, że kixnare przechadza się w 7-milowych butach hypeu, eksplorując wysoce sprzedajną w alternatywnym światku ścieżkę łączącą wonky, funk i spalone bity, coś ala polski (gorszy? odpowiedzcie sobie sami) odpowiednik onra/ flying lotus? dla mnie to wtórne i nudne po prostu.

Polecamy