W zasadzie nie byłoby o czym pisać, gdyby nie to, że płyta Jeremyego Duffyego z jakiegoś dziwnego powodu budzi bardzo pozytywny oddźwięk w blogosferze, a muzyk hula sobie ze swoimi liveactami z ludźmi pokroju Kode9, Deadboy czy Scratcha DVA. Tymczasem nawet jak na tak bananowe i rozpieszczane przez media towarzystwo stosunek recenzenckiego szumu do jakości jest w przypadku „Getting to Sirius”, delikatnie mówiąc, kontrowersyjny (tak, w tym miejscu powinienem ponarzekać na hype, ale tym razem sobie daruję).
Album w założeniu miał chyba być naładowany emocjami, ale sposób przekładania ich na muzykę – cokolwiek w przypadku elektroniki miałoby to znaczyć – sugerowałby, że są to emocje pięciolatka. Na pierwszy plan wysuwają się więc lukrowane melodie, choć słowo „melodia” nie powinno być chyba używane w przypadku trzech czy czterech nieporadnych akordów. Tam, gdzie Duffy chce coś do nich dodać, po prostu dorzuca w tle nowy „pasaż” przy pomocy następnego w kolejności presetu z syntezatora, nigdy nie rozwijając czy – boże uchowaj – komplikując rozpoczętego tematu.
Słuchając „Getting to Sirius” można odnieść wrażenie, jakby jakaś pastelowa, lepka substancja wyciekając z głośników zalewała otoczenie Tej „emocjonalnej” atmosfery dopełniać mają chyba sample z kobiecymi wokalami – nie konkretne słowa, raczej „ochy” i „achy” (z obowiązkową oktawą w górę w „Happy Days”). Są obecne – i nadużywane – niemalże w każdym tracku i w parze z topornym skakaniem po trzech klawiszach brzmią po prostu infantylnie. A kiedy w tle jeszcze pojawia się zabłąkany instrument – jak dęciaki w „On & On”, „This Isnt Just Duff, Just Duffstep” czy „Love”– można odnieść wrażenie, jakby jakaś pastelowa, lepka substancja wyciekając z głośników zalewała otoczenie. Nigdy chyba nie słyszałem tak mdłej płyty. I śmiech mnie dziś ogrania gdy wspominam moje narzekania na muzyczną pretensjonalność Buriala – Duffstep wyznacza w tej sferze zupełnie nowe standardy.
Skoro już przy Burialu jesteśmy – rusztowanie dla całości stanowią dubstepowe i hip‑hopowe breaki. Niestety, choć cały muzyczny świat próbuje dziś coś z nimi zrobić, jakoś je pokomplikować i powykrzywiać, Duffstep okazuje się w tym miejscu twardym konserwatystą. Nieprzypadkowo wspomniałem o syntezatorowych presetach w melodiach – nieporadne beaty brzmią bowiem również jak fabryczne ustawienia, być może więc używanie „gotowców” to po prostu metoda pracy Duffyego. Gdyby tego jeszcze było mało: wszystko wyżej wymienione atrakcje współwystępują na „Getting to Sirius” w połączeniu z prymitywną aranżacją (parzysta liczba taktów i kolejny loop, parzyste takty – następny, itd.) i równie prymitywnym użyciem efektów (tak tak, parzyste takty – flanger, parzste takty – filtr, itd.). To nie jest nawet archaiczność, archaiczność dałoby się jakoś uzasadnić – na tej płycie króluje po prostu techniczna nieporadność, pudrowana pospiesznie zrzucaniem kolejnych dźwięków na kupę. Zgroza…
Podsumowując: „Getting to Sirius” to album zły niemalże totalnie, banalny aż po oprawę graficzną i tytuły tracków (patrz player). Brakuje tylko – popuśćmy wodze fantazji – Beth Ditto na wokalu i współpracy z jego magnificencją Pleq, a byłaby to niechybnie największa porażka roku, lub – kto to wie – może i dekady. Z tych samych powodów sprzeda się więc na pewno całkiem nieźle, ba, dam sobie nawet uciąć rękę za to, że usłyszycie go wiosną lub latem w H&M-ie i Zarze. Miłych zakupów.
Join The Dots Music, 2011
Mogę mieć jakie chcę zdanie na temat pana P. – mam jak najbardziej złe – i, szczerze mówiąc, nic mnie nie obchodzi, dla kogo, gdzie i na czym wydaje, ale co nagrywa i jak o tym mówi. Darujcie sobie więc licealno‑gniewomirskie wynurzenia w poetyce „to takie polskie”, patrioci a rebours, bo polskość nie ma tu nic do rzeczy – a jeśli ma, to dlaczego uszczypnąłem w tekście też Buriala i Ditto? „Polskie media”…litości…
Zażartowałem sobie zresztą z P. jawnie złośliwie – moim zdaniem o ludziach takiego pokroju poważnie mówić się nie da – i to jest mój pieski przywilej recenzenta. Wy natomiast rozdzieracie tutaj szaty nad uwagą na marginesie. Tylko ataxiaa powiedział coś merytorycznego na temat tego docinku (po reakcjach widzę, że może i słusznie), tylko on też odniósł się do recenzowanego albumu – reszta z was tapla się radośnie w swoich – tak tak – frustracjach.
Sugeruję więc albo pisać o Duffstepie i brytyjskich basach, albo spadać na priva czy forum, ponuraki.
Pozdrawiam serdecznie (również magnificencję, chyba nas zaszczycił), Autor
no_signal gdzie ja napisałem o labelu ? o polskich wydawcach ? mój link odnosił się do internetowych polskich trolów komentujących tu i ówdzie
@godny: wracając stricte do twórczości pleq. przecież wydał debiutancki album w P O L S C E i to za D A R M O!!! , w net-labelu. jak wnoszę, też źle, bo
a. za darmo
b. w mp3
c. w net-labelu
(kolejność losowa).
jeśli uważasz, że na zachodzie jest łatwiej o promocję czy o wydanie czegokolwiek i to Cię boli to zachęcam do założenia własnej oficyny. nie podoba Ci sie granie Bartosza, nie musisz go wydawać. ale stań się jednym z tych co nie szczędzą środków na promocję, na wydawanie nagrań na fizycznych nośnikach, na organizowanie eventów.
„Panie „godny”http://www.youtube.com/watch?v=V2sedTLIRWU – bardzo trafne” – nie ma to jak bezwiednie strzelić sobie w stopę (panie głodny).
„pierdolcie polskie media, skupcie się na zachodzie … tak jest po prostu łatwiej :|” – fakt, progressive form to typowy, zachodni lebel.
kiedy np. tomek bednarczyk wydał ep w audiotong było fajnie, uuu.. młody zdolny. ukazuje się wydawnictwo w 12k i nagle okazuje się, że przecież każdy może mieć laptop i mixer i robić „sztukę”, no nie?
był szczęsny w monotype i chyba w mille plateaux też, było tajemniczo cicho (choć podejrzewam, że część głównych komentatorów z wywieszonymi jęzorami obserwowała soulseekowe postępy w ściąganiu albumów dawida). jest niwea, są eventy, koncerty, klipy, to nagle jest źle, że niby drugie mass kotki i w ogóle z dupy. „bravo bravo” – http://plasnieciewbudyn.blogspot.com/2011/01/enjoy-facebook.html
enjoy!
Panie „godny”http://www.youtube.com/watch?v=V2sedTLIRWU – bardzo trafne.
przecież to takie polskie 🙂 jako komentarz pozostaje tylko wkleić: http://www.youtube.com/watch?v=V2sedTLIRWU
ps. dlatego propozycja dla wszystkich ktorzy coś tworzą: pierdolcie polskie media, skupcie się na zachodzie … tak jest po prostu łatwiej 😐
pleqoju sie pisze:)
Polacy to wybitne zjeby, nie da się ukryć.
Nie wiem ale chyba masa ludzi musi zazdrościć plequ…jeśli są wszyscy tacy mądrzy to do dzieła!
nie wiem czy banalność tytułów ma jakieś odzwierciedlenie w poziomie muzyki. J Dilla był wielki, ale biorąc pod uwagę Twoją miarę może wyjść, że to jednak dno.
a końcowa zagrywka z Pleq (wiem, wiem – kusiło jak cholera, bo modny temat) na bardzo niskim poziomie.
imho – krązek bardzo lekki, do porannej gazety jak znalazł.