Muzyka prosto z serca.
Działająca w Hamburgu wytwórnia Dial z miesiąca na miesiąc rozszerza swoje wpływy. Jej założyciele wspierają nie tylko własnych artystów, ale również tych, którzy nagrywają dla mniejszych wytwórni portowego miasta Niemiec. Jednym z nich jest działający niemal od dekady Richard Von Der Schulenburg.
Choć debiutował synth-popowymi produkcjami nawiązującymi do tradycji schlagera, z czasem obrał kurs na house i techno, tworząc pod pseudonimem RVDS. Ponieważ od 2005 roku jest DJ rezydentem w słynnym hamburskim klubie Pudel, jego nagrania publikowały do tej pory związane z nim firmy Pudel Produkte i Terpsiton. Trzy lata temu Schlodenburg powołał do życia wraz z dwoma innymi didżejami – A Different Jimem i Phono – własną wytwórnię płytową It`s. Do tej pory opublikowała ona pięć winyli autorstwa najczęściej swych właścicieli.
O hamburskim producencie zrobiło się głośniej, kiedy w 2009 roku dołączył do artystów z Dial, Lawrence`a i Christiana Naujoksa, aby powołać z nimi do życia trio Sky Walking. Jego dobrą passę podtrzymuje debiutancki album – „Moments”.
Schulenburg unika na nim cyfrowych brzmień – wszystkie dźwięki zagrane są na oldskulowych maszynach: syntezatorach TR-808 czy JP-6 oraz elektronicznym pianino Wurlizera. Nic więc dziwnego, że równie staroświecki sznyt mają umieszczone na płycie kompozycje.
Zaczyna się nadspodziewanie melancholijne – spośród szeleszczących dźwięków padającego deszczu rozbrzmiewa tęskna melodia wygrana na klawiszach („Rainy Day”). Ten smutny klimat podtrzymuje następne nagranie. Rozpoczyna się ono w równie zaskakujący sposób – od długiej partii wokalnej podanej a capella. Dopiero później pojawia się house`owy bit, który niesie otaczające śpiew ciepłe akordy syntezatorów, na tle których rozlega się zwiewne solo na pianinie. Tytuł wyjaśnia wszystko – „Pain”.
Jaśniejsze barwy wprowadza dopiero „Things For U”. To sążniste pasaże soulowych klawiszy, które podbijają stukające bity oldskulowego automatu perkusyjnego, uzupełnione masywnymi uderzeniami brzęczącego basu. Podobnie wypada „Clear Moments”, bo i w nim znajdujemy surowe i chropowate dźwięki – choćby ukrytego w tle pohukującego loopu i miarowo toczących się hi-hatów. W ten sposób niemiecki producent kłania się chicagowskiej tradycji muzycznej – i trzeba przyznać, że robi to bardzo stylowo.
Bardziej miękkie rytmy znajdujemy w „Acid Dream”. To jakby archaiczne disco przeszyte świdrującym motywem o kwaśnym brzmieniu. Wynikający z tytułu rozmarzony klimat utworu podtrzymują ciepłe fale szeroko rozlanych syntezatorów. Na koniec zestawu Schulenburg sięga po archetypowy deep house. Mamy więc w „Windy Night” z jednej strony wysunięte na pierwszy plan mocne i głębokie uderzenia zbasowanego bitu, a z drugiej – detroitowe sekwencje pastelowych klawiszy podszyte mroczną melodią przywołującą wspomnienie klasycznych soundtracków sci-fi w stylu „Terminatora”.
Niemiecki producent nie unika również ambientowych wycieczek. „Bitter Sweetness” i „Turquoise Storm” brzmią jednak nieco inaczej niż większość obecnych produkcji tego stylu, ponieważ zostały wykonane na analogowych instrumentach. Stąd momentami bliżej im do kosmicznej wersji gatunku w rodzaju krautowych eksperymentów Harmonii czy Clustera niż późniejszych dokonań brytyjskich czy niemieckich innowatorów.
„Moments” to płyta skromna, trochę szara i niemodna, skrojona ze staroświeckich brzmień, ale kryjąca w sobie mnóstwo głębokich emocji. A to przecież one decydują o tym, czy wypowiedź artystyczna jest autentyczna czy też nie. W przypadku debiutu RVDS nie ma żadnych wątpliwości. Ta muzyka płynie prosto z serca. I dlatego robi takie ujmujące wrażenie.
It`s 2011