
Jak w zegarku.
Już od zarania nowej elektroniki pojawiały się mniej lub bardziej śmiałe próby łączenia mechanicznej rytmiki z ludzkim głosem. Szczególnie mało podatna na te eksperymenty wydawała się muzyka techno. Właściwie dopiero dekadę temu pojawiły się udane przykłady takiej syntezy – głównie w kręgu wykonawców współpracujących z kolońskim Kompaktem. Wątek ten kontynuowany jest jednak do dziś – a przykładem tego debiutancki album duetu Marian.
Pod tym bliskim nam szyldem ukrywa się dwóch niemieckich artystów – producent Marek Hemmann i wokalista Fabian Reichelt. Pierwszy z nich dał się poznać jako twórca eleganckiej muzyki klubowej o melodyjnym brzmieniu, której kwintesencją był wydany w 2009 roku album „In-Between”. Drugi – to jeden z tych wokalistów, którzy szybko przylgnęli do muzyki tanecznej, współpracując z różnymi didżejami w ramach klubowych występów. Pierwszym efektem kooperacji Hemmanna i Reichelta była wydana w ubiegłym roku EP-ka „Left/Right”. Ponieważ spotkała się ona z ciepłym przyjęciem na elektronicznej scenie, artyści poszli za ciosem i przygotowali materiał na pełnometrażowy album – „Only Our Hearts To Lose”.
Hemmann spisał się ze swych obowiązków na medal – przygotował zestaw świetnych podkładów rytmicznych, które z powodzeniem mogłyby funkcjonować bez wokalnych nakładek. Zaczynając od lekkiego breakbeatu („For You”), skoncentrował się na energetycznym tech-house`ie („Letter”, „Passengers”), nie rezygnując jednak z drobnych wycieczek stylistycznych w stronę minimalu („Forever”), techno („Picture”) czy nawet klasycznego trance`u („Clouds”).
I wszystko tu chodzi jak we szwajcarskim zegarku – sprężyste bity niosą głębokie pochody basu, na które nakładają się ciepłe pasaże klawiszy i napędzając całość loopy, tworząc porywającą do tańca, ale i przyjemną do słuchania całość. W roli ozdobników Hemmann wykorzystuje sprawdzone, ale nadal bezbłędnie działające patenty – choćby przestrzenne partie fortepianu („Passengers”), hipnotycznie wystukujące dodatkowy rytm perkusjonalia („Left”) czy subtelnie tkane pasaże gitary („Someone”).
Jest też tutaj miejsce na odrobinę finezji – czego przykładem beatlesowskich motyw puszczonego od tyłu dźwięku w „Letter” czy nowofalowy bas i noworomantyczne syntezatory w „You & Me”.
Mając tak zgrabne kompozycje, Reichelt poradził sobie ze swoim zadaniem bez trudu. Jego wokal dodaje im przede wszystkim melodii, zamieniając klubowe utwory w piosenki pop. Barwa głosu niemieckiego wokalisty przypomina nieco barwę głosu Erlenda Øye z Kings Of Convenience.
Reichelt śpiewa bowiem w nienachlany, wyciszony sposób, momentami niemal zbliżając się do intymnego szeptu („Clouds”), choć zdarza mu się też uderzyć w bardziej zmysłowy falset („You & Me”) czy wtopić się ze swym śpiewem w przestrzenny charakter nagrania („Nothing”). Taki ton wokalu sprawia, że energetyczne nagrania wytracają swój jednoznacznie hedonistyczny charakter i nabierają piosenkowej melancholii. W efekcie powstaje nowa jakość – elektroniczny pop zanurzony w przyjemnej nostalgii.
„Only Our Hearts To Lose” to bardzo udany album: z jednej strony oswajający techno z melodią i klimatem, a z drugiej – nadający formule piosenki futurystyczny sznyt. W zeszłym roku wielkim przebojem była utrzymana w podobnej tonacji płyta Fritza Kalbrennera. Czy w tym sezonie sukces ten powtórzy Marian?
Freude-Am-Tanzen 2011

świetna produkcja, rzetelna niemiecka robota, sama przyjemność…
świetna produkcja, rzetelna niemiecka robota, sama przyjemność…