Wpisz i kliknij enter

Z ironicznym dystansem – rozmowa z Das Moon

Das Moon to nowe objawienie polskiej sceny electro. Właśnie ukazał się debiutancki album projektu – „Electrocution”. Rozmawialiśmy o nim z wokalistką zespołu – Daisy Kovalsky – i jego producentem – Musiolem.

– Płyta zaczyna się od utworu „Black Flag”, w którym śpiewasz po… niemiecku. To chyba pierwsze nagranie polskiego zespołu w tym języku. Skąd ten pomysł?

Daisy: To była pierwsza piosenka, którą udało nam się wspólnie dopiąć do końca. Wcześniej tylko improwizowaliśmy. Kiedy pojawił się ten mocny rytm, od razu pomyślałam, że jest on adekwatny do niemieckiego, który brzmi twardo i zdecydowanie. Dlatego napisałam tekst w tym języku. Oczywiście jest to też pewnego rodzaju prowokacja, szczególnie wyraźna na koncertach, bo kiedy wykonujemy „Black Flag”, na ustawionym za nami ekranie pojawiają się obrazki ze znaną wszystkim postacią dyktatora. Chcemy w ten sposób dać ludziom do myślenia.

Musiol: „Black Flag” to w pewnym sensie nasze credo, zawsze zaczynamy koncert od tego utworu, powstał jeszcze w czasie, gdy graliśmy jako Rh+, w okresie przejściowym, który doprowadził nas do Das Moon. Narodził się początkowo jako utwór instrumentalny, porażający transowym, brutalnym rytmem. W tle na wielkim ekranie powiewała biało szara-flaga. Był to czas mojej niezgody na rzeczywistość polityczną w Polsce i wodzowskie zapędy władzy. Na bazie przemówienia Hansa Franka z 1939 roku do podbitego narodu polskiego napisałem tekst, który wygłasza każdy dyktator przejmujący władzę. Tekst był wygłaszany w czasie koncertu. Kiedy w 2008 roku pojechaliśmy na koncert do Berlina, przetłumaczyliśmy przemówienie na język niemiecki. Po powrocie Kamila napisała nowy – świetny i aktualny tekst po niemiecku („Sind sie als turisten hier… ?”) i zaczęła śpiewać w tym utworze – tak powstało dzisiejsze „Black Flag”.

– Ten niemiecki język świetnie pasuje do Waszej muzyki, w której słychać wyraźnie echa Neue Deutsche Welle z lat 80. Otwarcie kolejnego utworu z płyty – „A.C.A.B.” – od razu kojarzy się z duetem D.A.F.

Daisy: Każdy z nas słucha innej muzyki. Bardzo się różnimy w naszych gustach. Ktoś lubi punk, ktoś inny – industrial, a jeszcze inny – electro. Ale połączyła nas właśnie sympatia do niemieckiej muzyki nowofalowej z lat 80., praktycznie w Polsce nieznanej. Bo nie ma u nas zespołu, który grałby w tym stylu. Przynajmniej ja go nie znam.

– Oprócz syntezatorów, słychać na płycie gitarę, bas i perkusję, przez co niektóre utwory mają punkowy zadzior. To dlatego, że śpiewasz również w punkowej kapeli Posing Dirt?

Daisy: Nie przeceniałabym swojego wpływu na kolegów. Jeśli chodzi o wokal – to rzeczywiście, lubię czasem wrzasnąć. Nasz basista, Paweł Gawlik, gra również w KSU. To pewnie bardziej stąd te punkowe wpływy. Lubimy szybkie tempa, ja się drę, on łomocze na basie, dlatego poszliśmy trochę w tym kierunku. Na koncertach jest to jeszcze bardziej słyszalne niż na płycie.

Musiol: Ja tylko potwierdzę, że punkowe muzyczne doświadczenia Kamili i Pawła świetnie się zgrały z moim i Grzegorza, czyli DJ Hiro Szymy, prowokacyjnym podejściem do muzyki, potrzebą nieskrępowanej ekspresji i mieszania gatunków.

– Mroczne electro wyraźnie pociąga kobiety: weźmy choćby Miss Kittim na Zachodzie, a u nas Annę Patrini ze Skinny Patrini.

 

Daisy: Jestem wesołą osobą, nie siedzę załamana i nie płaczę. Ale w sztuce nie odpowiada mi radosna forma wyrazu – jakieś pioseneczki w stylu pop. To właśnie mroczna muzyka najlepiej oddaje to, co chcę powiedzieć. Bo zdecydowanie bardziej interesuje mnie wyrażanie tego, co mnie zdenerwuje czy zasmuci, niż tego, co mnie rozwesela. Lubię też ten ironiczny dystans obecny w tego rodzaju muzyce.

Musiol: My również, już od czasów Rh+ w muzyce i sztuce eksplorujemy raczej mroczną stronę, dlatego ponura charyzma Kamili bardzo nam odpowiadała.

– W Twoim głosie jest zimny erotyzm. Czy zmysłowość może być odhumanizowana?

Daisy: Jak u manekinów z wystawy?

– No właśnie.

Daisy: Erotyzm w moim głosie wynika z tekstów, które śpiewam. Dlatego nie jest on bezpośredni – jak w piosenkach z gatunku R&B chociażby. Ja na pewno nie będę machać cyckami, ani kręcić tyłkiem. Takie zachowania nie pasują do naszej muzyki. Ale ponieważ jestem kobietą i tematyka miłosna jest mi bliska, jest w moich tekstach erotyzm. Odhumanizowany – bo nie adresowany do konkretnej osoby, nie będący wyznaniem miłosnym, ale podany ze wspomnianym wcześniej ironicznym dystansem.

– Twoje teksty pełne są jednak agresji – werbalnej, psychicznej i fizycznej. Tak, jakby to przemoc była uzasadnieniem bytu ich podmiotu lirycznego.

Daisy: Każda piosenka opowiada o sytuacji, która zdarzyła się w moim życiu naprawdę, o czymś, co widziałam albo co mnie zabolało. Oczywiście, opowiadam o tym w taki sposób, że ktoś postronny nie do końca może zrozumieć, o co mi chodzi. Cóż – świat jest taki, jaki jest, nie zawsze można w nim ominąć nieprzyjemne zdarzenia, w tym również przemoc. Ale sytuacje ekstremalne odsłaniają prawdę o człowieku. Dlatego warto się im przyglądać.

– Masz na swoim koncie dwa tomiki poetyckie: „Frajerom śmierć i inne historie” oraz „Kto zabił Bambi?”. Dlaczego tylko do jednej piosenki napisałaś tekst po polsku, a do pozostałych – po angielsku i po niemiecku?

Daisy: Tak mi bardziej pasowało. Podobnie ludziom w zespole. Oczywiście, mogliśmy nagrać wszystkie piosenki po polsku, ale chcieliśmy w ten sposób wyjść poza nasz kraj, poszerzyć grono odbiorców tej płyty. To nie było wcale trudne – to są proste teksty, łatwe do zaśpiewania, przeze mnie i przez publiczność.

– A skąd pomysł na cover „Das Model” Kraftwerku?

Daisy: Kiedy wracaliśmy z występów w Austrii, puściliśmy sobie nagrania Kraftwerku. I kiedy pojawił się „Das Model” od razu wszyscy wpadliśmy na ten sam pomysł – że musimy nagrać własną wersję tej piosenki. Bo to po prostu świetny utwór. I tak też się stało.

– Das Moon wyewoluował z audio-wizualnego kolektywu Rh+. Jak do tego doszło?

Daisy: Działający od 2002 roku Rh+ grał muzykę eksperymentalną, elektroniczną, ale bliższą industrialowi. W większości były to spontaniczne improwizacje, głównie soundtracki do filmów. Kiedy dołączyłam do chłopaków, zaczęłam ich ciągnąć w stronę piosenki, bo improwizacje średnio mnie kręciły. I wtedy postanowiliśmy rozdzielić naszą twórczość na dwa projekty. W ten sposób powstał Das Moon. Działalność Rh+ jest na razie w pewnym zawieszeniu.

Musiol: Rzeczywiście, teraz skupiliśmy się na Das Moon. Kiedy poznaliśmy Kamilę w 2007 r. grupa Rh+ miała już na koncie trzy albumy. „Medical Academy” nagraliśmy w 2003 r. w studiu koncertowym warszawskiej Akademii Muzycznej z udziałem wiolonczelistki Marii Kulowskiej, skrzypaczki Julii Kubicy i śpiewaczki operowej Justyny Kabały. Wbrew pozorom, nie była to muzyka poważna, ale totalny eksperyment elektroakustyczny. Udało nam się przekonać te wybitne artystki do porzucenia obowiązkowego zapisu nutowego, naszą partytura były filmy wideo. Używaliśmy instalacji dźwiękowych własnej konstrukcji, wirtualnych maszyn perkusyjnych, w utworach słychać było dźwięki miasta, fragmenty audycji radiowych, tkanka dźwiękowa tego albumu była bardzo gęsta. Ciekawe, że mimo całkowicie eksperymentalnego charakteru, utwory z tego albumu bardzo często pojawiały się w radiu, zwłaszcza w wieczornych audycjach „Trójki”. W 2005 r. wydaliśmy „Poems”, album zawierający nagrania z projektu „Love and Desire”. Graliśmy wtedy rozbudowane koncerty multimedialne, jeden z nich został sfilmowany przez TVP Kultura i można go czasem w tym programie zobaczyć. Dołączył do nas wtedy Dominik Strycharski, kompozytor, eksperymentator, obecnie czołowy twórca digitalnego jazzu i muzyki dla teatru. Grał na fletach podłączonych do miliona przetworników, przetwarzał też na żywo swój głos. Była też kolejna śpiewaczka o nieprawdopodobnej sile głosu – Bianca Glazebrook. Ważnym elementem tego miksu koncertu i performance’u były synchroniczne projekcje wideo na trzech ekranach. Filmy, czasami szokujące, robiliśmy sami. Koncerty „Miłość i pożądanie” graliśmy najczęściej na festiwalach teatralnych, a nie muzycznych. W 2007 roku wydaliśmy album „Aktion”. Był to zapis koncertu „1H Project”, jaki zagraliśmy w warszawskim klubie „Stodoła” we czterech – z Grzegorzem, Łukaszem Ciepłowskim i Dominikiem Strycharskim. Byliśmy ustawieni po czterech stronach widowni na osobnych platformach z czterema ekranami wideo, a publiczność została ulokowana po środku. Na płycie „Aktion” wydany został również zapis wideo tego koncertu. Potem rozpoczęliśmy współpracę z Andrzejem „Looptrotterem” Starzykiem, związanym z warszawską sceną elektroniczną, a poza tym wybitnym konstruktorem urządzeń elektroakustycznych, w tym kompresorów dla studiów producenckich. Pracowaliśmy na terenie nieistniejącej już dziś fabryki „Vis”, gdzie Andrzej mieszkał i miał studio za ścianą hali maszyn. Znów dołączyła do nas Marysia Kulowska – w przerwach między koncertami w niemieckich filharmoniach. W studiu Andrzeja powstał projekt „Music For The Working Class”, który jak na razie nie doczekał się płyty. Kilka miesięcy później fabryka została zburzona, a my spotkaliśmy Kamilę na jednej z warszawskich „Nocy poezji”. Po kilku miesiącach wspólnych prób (i błędów), zagraniu kilku koncertów, w tym na alternatywnej scenie Open’era w 2008 roku, wygraliśmy konkurs i dostaliśmy pieniądze na przygotowanie premierowego materiału i koncertu na scenę Off Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu w marcu 2009 r. Rozpoczęliśmy z Kamilą prace nad nowymi utworami i zagraliśmy tam koncert „Techno Cabaret”. Był to też okres moich studiów producenckich w Berklee College Of Music, które dały mi zupełnie nowe możliwości muzyczne i techniczne. Wszystko to wpłynęło na kierunek, w jakim poszła nasza muzyka. Wtedy powstały pierwsze wersje niektórych utworów wydanych maju 2011 przez Polskie Radio na albumie „Electrocution” sygnowanym już nową nazwą – Das Moon.

– Jakim cudem płytę z taką muzyką wydało Polskie Radio?

Daisy: Kiedy mieliśmy gotowy materiał, zaczęliśmy się zastanawiać, kto mógłby go wydać. Jeden z kolegów wybrał się do EMPiK-u i tam szukał na polskich płytach adresów wytwórni. Jedną z nich było Polskie Radio. I akurat jego przedstawiciele odpowiedzieli pozytywnie na naszą propozycję. Spodobał im się ten materiał – i go wydali.

Musiol: Byliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni profesjonalnym podejściem, z jakim spotkaliśmy się w Agencji Fonograficznej Polskiego Radia. Nasze wcześniejsze doświadczenia z innymi polskimi wydawcami były niestety dość zniechęcające. Ustalenia nie były dotrzymywane, nie odpowiadano na maile, nasze propozycje wydania płyty trafiały w pustkę. Polskie Radio zareagowało natychmiast po otrzymaniu naszego demo informacją, że materiał jest słuchany i wkrótce otrzymamy propozycję. Kilka tygodni później podpisaliśmy z radiem umowę o wydanie płyty.

– Jak będą wyglądać Wasze koncerty?

Daisy: Każda piosenka ma przygotowaną wizualizację, które będą wyświetlane na ekranach umieszczonych w tle sceny. My jesteśmy ubrani na czarno, mamy różne, dziwne instrumenty, światło jest przyciemnione. Wszystko to tworzy niesamowity klimat, ludzie wpatrują się w nas, jak zahipnotyzowani. Na październik mamy już zaplanowane dwa koncerty, mamy nadzieję, że jesienią uda się zagrać większą trasę.

www.dasmoon.pl

www.myspace.com/dasmoon







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
Piotr
Piotr
12 lat temu

Witam wszystkich zainteresowanych DAS MOON to objawienie polskiej muzyki ,rewelacyjna płyta „ELECTROCUTION” gorąco polecam .

Polecamy