To niewiarygodne – Ben Sims wydaje debiutancki album dopiero po dwóch dekadach obecności na elektronicznej scenie. I pewnie nie doszłoby do tego, gdyby nie jego bliski przyjaciel, a zarazem kolega po fachu, Adam Beyer, który rok temu namówił go na przygotowanie kolekcji premierowych nagrań, które teraz ukazują się nakładem jego wytwórni Drumcode pod tytułem „Smoke & Mirrors”.
Ben Stocker wychowywał się w domu pełnym karaibskich brzmień – jego rodzice byli fanami ska i reggae, stąd często słuchali płyt wydawanych przez wytwórnię Trojan. To sprawiło, że młody chłopak miał we krwi upodobanie do muzyki tanecznej. Na jedną ze szkolnych potańcówek koleżanka z klasy przyprowadziła ojca – profesjonalnego didżeja z Radia Capitol. To wystarczyło, żeby Ben również postanowił stanąć za deckami.
Akurat do Londynu dotarła pierwsza fala acid house`u zza Oceanu – nastolatek trafił więc w samo centrum tanecznej subkultury, bawiąc się przy dźwiękach chicagowskiej klasyki serwowanej przez Paula Oakenfolda. Przełomem okazało się jednak zetknięcie z techno podczas jednej z wczesnych imprez prowadzonych przez Carla Coxa. Od tamtej pory Stocker zaczął powoli wspinać się po szczeblach didżejskiej kariery, której zwieńczeniem okazały się występy w takich klubach, jak tokijski Womb czy berliński Tresor.
Pod koniec lat 90. pojawiły się pierwsze płyty londyńczyka firmowane pseudonimem Ben Sims. Znakiem rozpoznawczym jego nagrań były początkowo tribalowe bity. Z czasem zwrócił się jednak ku klasycznemu techno – o europejskim brzmieniu. Swoje utwory publikował głównie nakładem własnych wytwórni – Theory i Hardgroove – ale nie odrzucał również propozycji innych tłoczni – choćby Primate czy Drumcode. Mając na swym koncie kilkadziesiąt nagrań wydanych w winylowym formacie, po trzynastu latach od płytowego debiutu prezentuje nam wreszcie swój pierwszy album.
Krążek zaczyna się od mocnego uderzenia – „Riots In London” eksploduje surową energią pierwotnego techno, atakując skorodowanymi akordami zdubowanych klawiszy, zanurzonymi w gąszczu analogowych szumów. Sąsiadujący z nim „Descent” emanuje podobnymi wibracjami – z tym, że zza rwanych akordów rdzawych syntezatorów wyłania się zapętlony fragment soulowej wokalizy.
[embeded: src=”http://www.junostatic.com/ultraplayer/07/MicroPlayer.swf” width=”400″ height=”130″ FlashVars=”branding=records&playlist_url=http://www.juno.co.uk/playlists/builder/438509-01.xspf&start_playing=0&change_player_url=&volume=80&insert_type=insert&play_now=false&isRe lease=false&product_key=438509-01″ allowscriptaccess=”always”]
Wątek ten prowadzi do dwóch kolejnych kompozycji utrzymanych w stylu hard house. Najpierw rozbrzmiewa „The Snake” niosący soniczne tony strzelistych klawiszy, a potem „Back To The Pod” – wypełniony wijącymi się odgłosami kanalizacyjnych efektów. W obu utworach pojawiają się również wokalne sample – ale wtopione głęboko w tło, dodające jedynie melodyjnego smaczku obu twardym killerom.
Logicznym rozwinięciem tych pomysłów jest wsparty na dyskotekowym rytmie „Can You Feel It?”. Sims sięga tu po oldskulowe efekty rodem z rave`owej klasyki – energetyczne okrzyki i nawoływania wklejone w szorstką konstrukcję całości. Podobnie wypada „I Wanna Go Back” – to już detroitowy funk o hipnotycznym pulsie, którego ozdobą jest klimatyczna nawijka samego Blake`a Baxtera.
„Bullet” i „The Afterparty” są najcięższymi nagraniami z całego zestawu. W obu przypadkach mamy do czynienia z ognistym techno wypełnionym acidowymi loopami i mrocznymi pasażami syntezatorów, osadzonymi na dronowych tłach, buchającym co jakiś czas kłębami przemysłowej pary. Bliźniaczy podkład rytmiczny charakteryzuje również tytułowy „Smoke & Mirrors” – choć w tym przypadku Sims ozdabia go zdubowanymi akordami wibrujących klawiszy. Zaskakująco nowatorsko wypada w tym towarzystwie „The Calling” – bo angielski producent kontrastuje w nim dyskotekowy bit z karaibskimi efektami i latynoskim samplem wokalnym.
Całość kończy kolejny ukłon w stronę klasyki – tym razem z Chicago. Szorstki puls „I Feel It Deep” tworzony przez kumkający bas i surowe uderzenia automatu perkusyjnego ozdabia w nim wokalna wstawka Tyree Coopera – sprawiając, iż wracają dawne wspomnienia z „drugiego lata miłości”.
Ben Sims nie mógł nagrać słabej płyty – lata doświadczeń na scenie techno sprawiły, że przygotował zestaw energetycznych nagrań, które zadowolą każdego sympatyka stylu. Mało tego – unikając modnych nowinek, londyński producent wpisał swe kompozycje w klasyczne brzmienia, dzięki czemu „Smoke & Mirror” świetnie sprawdza się dzisiaj, ale równie dobrze wypadnie choćby za dekadę.
Drumcode 2011
ciekawe, że tytuł płyty nawiązuje do książki Gaimana. Przypadek?
p.s. wszystko już gdzieś było..
Trafna uwaga. I jeszcze jedna ciekawostka – autorem okładki jest Alan Oldham, dobrze znany pod pseudonimem DJ T-1000 producent z Detroit.