Wpisz i kliknij enter

Michał Wolski podsumowuje rok 2011

Warszawski dziennikarz, dj, producent, autor świetnego albumu „1:24 am”, który miał premierę w zeszłym roku i był jedną z najjaśniejszych pozycji na polskim techno-firmamencie. Współzałożyciel labetu minicromusic. Typy zebrał Patryk Zalasiński.

Sandwell District – „Grey Cut Out”

Płyta „Grey Cut Out”, pośród wszystkich albumów, które ujrzały światło dzienne w 2011 roku, a do których miałem okazję dotrzeć, świeci zdecydowanie najsilniej. Tym, co szczególnie zwróciło moją uwagę, jest – obok ciekawych i wciągających konstrukcji rytmicznych oraz melodycznych – głęboka równowaga między energiczną, chwilami drapieżną stroną klasycznych brzmień techno, a treścią refleksyjną, pełną melancholii, oddaną w prostych, lecz w swojej prostocie pięknych, melodiach.

Zanieczyszczone, chropowate brzmienie choćby otwierającego album „Immolare (First)” czy potężnego „Hunting Lodge” zestawione z nieco bardziej stonowanym „Grey Cut Out” lub pełnym łagodności „Falling the Same Way” przynosi w efekcie coś, czego zawsze poszukuję w zjawisku „albumu” – różnorodność, pełnię, harmonię, a jednocześnie absolutną spójność i konsekwencję. Wspaniałe dzieło!

Legowelt – „The Teac Life”

Drugim albumem, który nie pozwolił przejść obok siebie obojętnie, jest „The Teac Life” Legowelta. Z wielką uwagą śledzę poczynania tego holenderskiego muzyka, który, moim zdaniem, jest jedną z ciekawszych postaci współczesnej elektroniki.

Próżno szukać w jego najnowszym projekcie misternych konstrukcji, złożonych kompozycji, krystalicznego brzmienia itp. – powiem więcej, wszystkie utwory są absolutnie niedoskonałe pod względem brzmieniowym, jeśli oczywiście za punkt odniesienia weźmiemy szereg współczesnych produkcji.

Ta niedoskonałość to jednak, moim zdaniem, jedna z większych zalet całości – przez te szumiące barwy starych syntezatorów, samplerów i automatów perkusyjnych przemawia coś, co tłumaczę sobie jako autentyzm. Czuję tu jakieś głębokie poszukiwania – być może sam je projektuję, w każdym razie Legowelt dostarcza materiał, który takiemu odbiorowi sprzyja.

Muzyka Legowelta, pomijając wcześniejsze, dużo bardziej złożone, rozbudowane produkcje, przypomina mi malarstwo Nikifora – wszystko jest tu naiwne, momentami w swojej prostocie banalne (melodie to nierzadko bardzo krótkie pętle, powtarzane w nieskończoność, obudowywane kolejnymi wizjami, ale rzadko kiedy rozwijane), do granic emocjonalne, nigdy jednak w znaczeniu deprecjonującym.

Ta mieszanka przemawia do mnie w każdej niemal sekundzie trwania płyty. A od takich utworów, jak choćby „The Soul of a City” czy „Forest Conditioner”, po prostu nie mogę się oderwać… Cudowna muzyka.

Vakula – „Slavic Mythology”

Kolejnym wspaniałym projektem, który miałem przyjemność „przyswoić” w 2011 roku, jest „Slavic Mythology” Vakuli. Ten ukraiński muzyk wydał na światło dzienne niezwykle interesującą produkcję – głębokie, delikatne techno, pełne przejmujących sekwencji, o bardzo stonowanej rytmice, a przy tym pełne energii. Każdy utwór, z otwierającym „41600” na czele, zasługuje na wytężoną uwagę…

Ricardo Villalobos & Max Loderbauer – „Re: ECM”

Tajemnicze, perfekcyjne brzmieniowo dzieło „Re:ECM” będące wynikiem współpracy Ricardo Villalobosa oraz Maxa Loderbauera, znanego z udziału w trio Moritza von Oswalda, to kolejna superprodukcja 2011 roku.

Dwóch muzyków zabrało się za reedycję brzmień opublikowanych przez jazzowego giganta, czyli wydawnictwo ECM, prowadzone przez bezkompromisowego Manfreda Eichera. Każdy utwór, a „Re:ECM” to 17 pozycji zebranych na dwóch płytach, niesie tak wiele niejednoznacznych treści, że ciężko je „wyczerpać” mimo wielokrotnego słuchania. Panowie stanęli na wysokości zadania – stworzyli niebanalne, awangardowe, wymykające się zręcznym określeniom, dzieło.

Marcel Dettmann – „Kontra-Mokira-Mixes”

„Factory Report One” oraz „Factory Report Two” to dwa wspaniałe twory, które tworzą maksisingiel Dettmanna wydany w ramach wydawnictwa Kontra-Musik. Z ciekawością przyglądam się temu wszystkiemu, co wychodzi na świat nakładem tego szwedzkiego labelu, ale właśnie wizje Dettmanna zwróciły szczególnie moją uwagę.

Na „Kontra-Mokira-Mixes” składają się dwa niby niepozorne, hipnotyczne utwory – te zaś, po chwili, wskazują na kunszt i wielką formę, w jakiej „trwa” Marcel Dettmann.

Mam słabość do jego muzyki, choć ta bywa dość nieprzystępna – zawsze jednak frapująca i, mnie przynajmniej, wciągająca. „Kontra-Mokira-Mixes” to jedne z ciekawszych jego produkcji i jedne z jaśniejszych punktów na elektronicznej mapie 2011 roku. Szkoda byłoby nie posłuchać…







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
reinhard
reinhard
12 lat temu

„szereg współczesnych produkcji” to akurat żaden wyznacznik jakości, wolfers doskonale zdaje sobie z tego sprawe – ma ucho i robi swoje.

album na jedna półke z ep sark island acid.
swoja drogą dotychczasowy katalog L.I.E.S. jest dość ciekawy np. terekke

hombre
hombre
12 lat temu

legowelt rowniez jedna z moich ulubionych plyt 2011. fact magazine umiescil the teac life wsrod swojej 50stki

Kosek
Kosek
12 lat temu

Ta nazwa albumu Sandwell District to chyba jakiś błąd.
A tak na marginesie to chyba już koniec Sandwell District:

http://wherenext.tumblr.com/post/15042735730

Polecamy