Wpisz i kliknij enter

Ślad piękna – wywiad z Michałem Jacaszkiem

[wide][/wide]

Od konserwacji zabytków po rekonstrukcję dźwięków – mowa o Jacaszku, muzycznym samorodku, który swoimi ostatnimi dokonaniami odcisnął trwałe piętno w rodzimej, a także światowej, muzyce elektronicznej. Odważne eksperymenty z muzyką dawną oraz mariaż brzmień barokowych z ambientem, zapisane na albumie „Glimmer”, dały efekt piorunujący i inteligentny jednocześnie. Natomiast poprzednio wydane „Treny” obudziły rzeszę fanów wrażliwych na słowiańskie duchy zaklęte w damskich wokalizach. Czego jeszcze można się spodziewać po muzyce Michała Jacaszka? Do końca nie wiadomo.

Daniel Barnaś: Jak poszedł ostatni koncert w Pradze?

Michał Jacaszek: Graliśmy w bardzo ciekawym miejscu – wnętrzne z lat 80-tych, bardzo klimatyczne, super przygotowane pod kątem koncertów. Podczas wystepów używamy aktualnie szpinetu – bardzo trudnego do nagłośnienia instrumentu, dlatego zawsze cieszę się z dobrze przygotowanego technicznie koncertu. Świetna atmosfera, przyszło też dużo ludzi.

Zdarza Ci się być rozpoznanym na ulicy?

Nie, nie (śmiech).

Jeszcze nie ten etap?

Ja do tego nie zmierzam, nie jest to cel mojej twórczości. Funkcjonuję poza mainstreamem i nie sądze żeby do tego kiedykolwiek doszło. Generalnie musi to być dosyć uciążliwa sytuacja.

Często sława dościga nawet tych znacznie oddalonych od mainstreamu. A pytam dlatego, gdyż Glimmer ciągle odbija się w Internecie głębokim echem – prasa, blogerzy, portale i to nie tylko rodzime. Jak z perspektywy czasu oceniasz swój ostatni album?

Cały czas podpisuję się pod tym albumem. Udało mi się znaleźć ciekawe brzmienie, takie jakie sobie wyobrażałem i wymarzyłem. Niestety poczucie satysfakcji trwa krótko. Pojawiają się już nowe pomysły , muzyka którą zrobiłem przestaje być dla mnie ‘aktualna’, tzn jest już przetrawiona przeze mnie, wyeksploatowana. Jest to zapis moich pomysłów sprzed kilku lat. Teraz dręczą mnie i domagają się realizacji nowe idee, słyszę wewnątrz zupełnie inne melodie.

A propo nowych brzmień, to przeczytałem, iż podczas procesu twórczego przewinął się trębacz Wojtek Jachna i byłeś całkiem zadowolony z brzmienia jego instrumentu. Czy można oczekiwać, iż Twój kolejny album będzie w jakimś stopniu oscylował wokół właśnie tego instrumentu?

Miałem zaszczyt przez chwilę pracować z Wojtkiem – szukałem barw, które dopełniłyby brzmień wcześniej przeze mnie przygotowanych na płytę Glimmer. Oprócz trąbki próbowałem też np. brzmienia fletu traverso. Pomysłów miałem dużo, ale płyta powinna być spójna, nie może być zbyt wielowątkowa, na przestrzeni czterdziestu pięciu minut nie powinno dziać się zbyt wiele. Musiałem dokonać redukcji, dlatego z trąbki i fletu (na którym grała Maja Mirocha) zrezygnowałem. Bardzo chaciałbym kiedys nagrać coś z Wojtkiem,
potencjał jego brzmienia dostrzegli wcześniej inni elektronicy – m.in. Emiter .

Na tegorocznym Off Festiwal zagrasz na Scenie Eksperymentalnej, której kuratorem jest Christian Fennesz. Czysta formalność, czy miłe wyróżnienie?

Zaproszenie na Off to przyjemność i zaszczyt. Tym bardziej, że kuratorem sceny eksperymentalnej jest bardzo znany, wręcz sztandarowy dla elektroniki artysta.
Z Fenneszem oraz fanami muzyki ambient przyjdzie Ci posmażyć w lipcu kiełbaski w Gorlicach z okazji Ambient Festiwal. Jak zapatrujesz się na taką formę imprezy?

(śmiech) Sytuacja, kiedy nie ma zbyt wielkiego dystansu między artystami a publicznościa, jest bardzo fajna. Mnie taka mitologizacja artysty bardzo krępuje. Trochę słyszałem o formule festiwalu w Gorlicach, tam ta bariera została zniesiona poprzez wspólne, towarzyskie spotkanie przy ognisku. Okoliczności festiwalu bardzo temu sprzyjają – Gorlice to bardzo kameralne miejsce, otoczne pięknymi górami.

Czy masz opracowaną stricte festiwalową strategię grania? Masz pewien bagaż niemiłych doświadczeń związanych z festiwalową atmosferą niesprzyjającą zbytnio Twoim brzmieniom.

Atmosfera masowej imprezy faktycznie nie do końca sprzyja naszym występom, które z natury są ciche, kameralne i wymagają skupienia. Nie mam możliwości wymyślenia formuły, która pasowałaby do takich sytuacji, musiałbym chyba zmienić swoją muzykę. Często koncertom towarzyszą wizualizacje, które mam nadzieje pomagają się ludziom skupić. Off i Opener to będzie być może trudne dla nas doświadczenie, ale spróbujemy temu podołać.

Niedawno puściłem fragment „Glimmer” znajomej, która generalnie muzyką się nie interesuje, o szeroko rozumianej elektronice nie wspominając. Powiedziała wtedy, że „czuje się od tej muzyki odległa o miliardy lat świetlnych. Jest piękna, ale jej piękno jest nieco przerażające. Właśnie przez to, że niezniszczalne, nieprzemijalne”. Czy nie jest to komplement, który przybliża Cię do celu – stworzenia indywidualnego, rozpoznawalnego języka muzycznego?

Ta opinia jest trochę dla mnie niejasna, jednak jeśli ktoś dostrzega w mojej muzyce ślad piękna, to traktuję to jako komplement. Dobrze byłoby, żeby ludzie nawiazywali intymny kontakt z moją muzyką, znajdowali w niej coś więcej niż tło muzyczne. Często do takich właśnie celów służy nam muzyka – jako uprzyjemniacz czasu podczas spacerów, biegania, sprzątania domu, jazdy autobusem i tak dalej. To, co przytoczyłeś, znaczy, że słuchacz zbliżył się do mojej muzyki, znalazł z nią bliższy kontakt.
Piękno w muzyce alternatywnej , ale także chyba we współczesnym teatrze, sztukach wizualnych to raczej pomijana i wstydliwa kategoria. Mnie piękno bardzo pociąga, poszukiwanie go uważam za swoje – być może zbyt ambitne, artystyczne zdanie. Jeżeli ktokolwiek znajduje taki ślad w mojej muzyce, to jest to największy dla mnie komplement.

Zajmujesz się muzyką elektroniczną, którą przez dobór wykorzystywanych instrumentów oraz kontemplacyjny charakter można śmiało nazwać inteligentną, a mimo to nie boisz się podejmować bardziej przyziemnych zleceń – reklamy, spoty radiowe. Możesz pochwalić się ostatnimi ukończonymi zleceniami, które mogliby wytropić Twoi fani?

Coś takiego jak produkt jest rzeczą przyziemną, natomiast ich reklama to nierzadko kawałek bardzo dobrej sztuki. Polecam spoty Calvina Kleina –np. najnowszy z muzyką Apparata. Ilustrowałem swoją muzyką spoty dla kilku marek i szczęśliwie nikt nie oczekiwał ode mnie zbyt dużych kompromisów artystycznych. Jestem np. zadowolony z tego co nagrałem dla marki NARS.

Robię również muzykę do filmów, np. ostatnio do „ Jeziora” – krótkiego metrażu Jacka Piotra Bławuta oraz serialowej bajki dla dzieci. W filmach moja muzyka również odgrywa rolę „służebną”, ale pozostaje ambitna.

Właśnie miałem pytać o te bajki.

Nawiązałem współpracę z twórcami kreskówek z Gdańska. Nazywają się Grupa Smacznego. Nasza ostatnie produkcja to ‘Mami Fatale’ – historia pewnej kucharki, właścicielki prosięcia i psiny. Bajka promować ma zdrowe jedzenie, jest śmieszna i fajnie, poetycko narysowana. Praca nad tym filmem jest dla mnie powrotem do klimatów „Lo-Fi Stories” – czyli do mojej debiutanckiej płyty wydanej przez Gusstaff records, opartej na muzyce ze słuchowisk dla dzieci . ‘Mami Fatale’ jest utrzymana w staroświeckiej estetyce, takiej troche „lo-fi”, co bardzo mi pasuje i muzyka wychodzi mi sama spod ręki. Polecam ten film moim słuchaczom ponieważ soundtrack nawiązuje do moich wcześniejszych dokonań.

http://www.youtube.com/watch?v=6ZHzMzD16WI

Czyli ogólnie rzecz biorąc żywot muzyka niezależnego w Polsce zły nie jest.

W Polsce nie jest chyba gorzej niż za granicą, jeżeli chodzi o pracę muzyka czy artysty. W USA na przykład muzyk nie może liczyć na wsparcie materialne instytucji państwowych, czy kulturalnych. W Polsce można napisać aplikację, projekt. Mogę to zrobić sam, lub może to zrobić fundacja czy stwowarzyszenie po to by mnie potem zatrudnić w ramach jakiegoś swojego projektu czy festiwalu. W tej chwili w Polskiej kulturze dzieje się na tyle dużo, że mogę znaleźć zajęcie. Dzięki takiej sytuacji póki co utrzymuję się z muzyki.

Czy któreś z trójki Twoich dzieci ujawnia szczególny potencjał muzyczny? Siedząc na kolanach u taty szperającego w laptopie zafascynowało się możliwościami kreacji oraz obróbki dźwięku?

Na razie nie zauważam jakiś szczególnych fascynacji muzyką. Moja córka jest w szkole muzycznej, mój starszy syn z kolei ma ewidentnie duszę artystyczną, ale póki co interesuje go po prostu wszystko (śmiech). Chciałbym żeby zajmowali się pracą artystyczną. Myślę, że pomimo wszelkich niedogodności to jednak uprzywilejowany zawód. No a jeśli tak nie będzie to bardzo by mi zależało, żeby kultura nie była im obca.

W wywiadach z Tobą często pojawia się pytanie związane z Timem Heckerem. Nie mogę być gorszy – słyszałeś jego ostatni album studyjny – „Ravedeath, 1972”.

Nie znam ostatniej twórczości Heckera, aczkolwiek faktycznie zauważyłem, że zdarzają się pewne porównania jego twórczości z moją.

Pytam, gdyż z ideą, by z muzyką elektroniczną wejść do kościoła, a właściwie coś z niego wynieść, uprzedziłeś go o dwa lata, albumem „Pentral”.

Myślę, że przestrzeń kościelna i jej potencjał to kopalnia dla artysty. Jeśli chodzi o elektronikę, to znacznie wczesniej wnętrze sakralne wykorzystał Lustmord, a wytwórnia Touch od lat inicjuje projekty związane z organami po szyldem „Spire”.

„Ravedeath” Heckera, z tego co się orientuję, to kolejna autonomiczna propozycja artystyczna, i nie ma sensu mówić o kopiowaniu pomysłow czy jakimś współzawodnictwie.

Jakie są aktualne losy projektu, w skład którego wchodzą Magna Ferreira oraz Hugo Race?

Szukam wciąż odpowiedniej formuły. Magna jest śpiewaczką barokową, a Hugo rockmanem. Kontrast między tymi głosami bardzo mi się podoba. Ciągle o tym projekcie myślę, rozwijam go , kolejne odsłony prezentujemy od czasu do czasu na żywo, np. w czerwcu grałem wraz z Magną w Portugalii. A jaki będzie efekt finalny w postaci albumu – trudno mi powiedzieć. Na pewno pojawi się słowo, wokale , tekst, ale mocno zdekonstruowane.

Często w opisywaniu Twojej muzyki pojawia się określenie „słowiański pierwiastek”, czy też „pierwiastek polskości”, do których się z resztą przyznajesz. Czy masz jakieś pomysły, lub fascynacje, które mogłyby się złożyć na koncept album dotyczący naszego kraju, lub jakiejś jego postaci?

Mieszko Remixed (śmiech). Jeśli w mojej muzyce pojawia się jakiś lokalny duch to dzieje się to bezwiednie, nieświadomie, ale jest to też dla mnie świadectwem szczerości artystycznej, uczciwej auto-ekspresji – i dlatego ciesze się z takich opini. Jesteśmy stąd i ślad otaczenia czy lokalnej tradycji wydaje się naturalny, jeśli przy kreacji sięgamy do własnego wnętrza, do – tak zwanego, „serca”.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
99vadim
99vadim
11 lat temu

Aktualny numer Tygodnika Powszechnego poświęca trochę miejsca Jacaszkowi.

Polecamy