Rok temu zastanawiałem się jaki kierunek obierze Sacrum Profanum. Myślami szukałem daleko, zamiast popatrzeć pod nogi – organizator festiwalu Filip Berkowcz jubileuszową edycję festiwalu uzbroił w kaliber najcięższy z możliwych – dzieła rodzimych kompozytorów, przed którymi kłaniają sie wszyscy – Pendereckiego, Góreckiego, Lutosławskiego oraz Kilara. Tak skompletowany „Team Sacrum” zderzył się z przedstawicielami nurtu muzyki elektronicznej, którzy po sumiennym poszatkowaniu dźwięków kodem zero-jedynkowym zaprezentowali muzykę mistrzów raz jeszcze.
Kombinat Metalurgiczny na Nowej Hucie po raz kolejny stał się miejscem, które swoją aurą podkreśliło wyjątkowość koncertów – wszakże nie na co dzień koncertowicze mają okazję smakować dźwięków w ogromnych, industrialnych przestrzeniach, odznaczających się podejrzanie dobrą akustyką (w czym na pewno ogromna zasługa wyjątkowo dobrych nagłośnieniowców).
15.09.2012 Polish Icons
Koncert Polish Icons podzielony był na cztery sety – każdy powierzony twórczości jednego kompozytora. Każdorazowo Kronos Quartet przedstawiał oryginalną, bądź przearanżowaną na kwartet smyczkowy, partyturę, by następnie oddać scenę laptopowcom. Oczywiście dokonano rzeczy wspaniałej – sprowadzono na scenę zespół, który w Polsce wrogów nie ma, którego muzyka rzadko spotyka się z negatywnym wydźwiękiem wśród słuchaczy – sprowadzono na scenę duet Skalpel. Nie byli to jedyni przedstawiciele pewnej londyńskiej wytwórni, wyjątkowo lubianej na ziemiach polskich, która program koncertu zasiliła dodatkowo czterema prominentnymi artystamii – DJ Vadim, King Cannibal, DJ Food oraz Grasscut.
Pierwsza część programu, poświęcona Krzysztofowi Pendereckiemu, oscylowała wokół kompozycji „I Kwartet Smyczkowy”. Stawiająca same pytania o naturę muzyki, jej definicje oraz, w zamierzeniu autora, każdorazowo wymuszająca odmienną interpretację została odegrana przez Kronos Quartet tyłem do publiczności, a przodem do ekranu z czterema pędzącymi pięcioliniami gęsto wypełnionymi notacjami dotyczącymi frazowania, artykulacji oraz tempa.
Muzyka wypełniona szmerami, nerwowymi szarpnięciami strun i tępymi odgłosami uderzeń o pudła rezonansowe jest materiałem znakomitym do poboru sampli i własnej, elektronicznej interpretacji dzieła. Niestety DJ Vadim do tematu podszedł wyjątkowo swobodnie – zasłaniając fragmenty kompozycji Pendereckiego klubowymi rytmami i obyczajnymi warstwami syntezatorów, skazując się tym samym na etykietę supportu, który trzeba ścierpieć.
Z muzyką Pendereckiego zmierzył się następnie Skalpel. Z uśmiechem na twarzy przywitałem długie fragmenty wypowiedzi samego kompozytora (W okresie komputera, gdzie wszystko jest glajszachtowane, to właśnie indywidualizm jest bardzo ważny, coś osobistego), które wplecione zostały w nurt rytmu przez Igora Pudła oraz Marcina Cichego.
Podkręcając dramaturgię „I Kwartetu Smyczkowego” przez zagęszczenie i zapętlenie wszelakich dźwięków akustycznych , które ostatecznie utworzyły kontrolowaną lawinę, duet ciekawie zaprezentował ten jakże intrygujący utwór z gatunku muzyki kameralnej. Udowodnił nim jednak coś więcej – Skalpel dalej ma „to coś”, magię lekko przykurzonego dźwięku, twórczą chemię łączącą Igora oraz Marcina, którzy, jak wieść niesie, szykują się do wydania kolejnego autorskiego albumu pod tym jakże upragnionym szyldem.
Górecki Set, obudowany wokół „II Kwartetu Smyczkowego” zaprezentowanego przez Kronos Quartet, przyniósł jedną z większych rewelacji tego dnia – remiks grupy Grasscut. Ponad piętnastominutowy utwór, eksplorujący dynamiczne fragmenty kompozycji Góreckiego, zamknięty poszatkowanym „Boże coś Polskę”, otrzymał długą, zasłużoną owację. Prezentując się w trójosobowym składzie brytyjczycy sięgnęli po brzmienie gitary elektrycznej grubo owinięte efektami cyfrowej modulacji dźwięku, ascetyczny zestaw padów perkusyjnych oraz stół suto zastawiony mikserami i klawiszami. Nadwyraz ostre partie smyczków, tak charakterystyczne dla „II Kwartetu Smyczkowego”, ustąpiły łagodniejszym barwom, uwypuklając nastrój nadziei, który Grasscut zamienił w szaleńczy galop. Skalpel, w tym secie grający przed brytyczykami, musiał na chwilę oddać koszulkę lidera. W pełni sprawiedliwie i jak zawsze z korzyścią dla słuchaczy.
Fragment koncertu poświęcony muzyce Witolda Lutosławskiego okazał się być setem najbardziej wyciszonym i kameralnym, także pod względem interpretacji w wykonaniu Duetu oraz King Cannibal. Skalpel nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał nazwiska artysty, wymawianego z angielskim akcentem, w palecie środków składających się na ich utwór. King Cannibal zaskoczył mnie pozytywnie, nie dewastując doszczętnie muzyki Lutosławskiego potężnymi bębnami & basami, a skupiając się na budowaniu nastroju ogromnymi porcjami echa oraz pogłosów, który został dodatkowo wielokrotnie spotęgowany industrialnym otoczeniem.
Kompozycją finałową, którą na warsztat wziął zarówno Kronos Quartet, jak i elektronicy Skalpel i DJ Food, była „Orawa” Wojciecha Kilara – utwór z „cyklu tatrzańskiego”. Kwartet smyczkowy zaprezentował publiczności fenomenalną interpretację tej jakże polskiej, rwącej muzyki, której zwieńczeniem było chóralnie krzyknięte „hej!”. Długie brawa ugruntowały ponadczasowość kompozycji Kilara, dając muzykom chwilę na zmianę warty – zarówno DJ Food jak i Skalpel trafnie wychwycili góralskie akcenty, transponując je na własnych zasadach w świat muzyki elektronicznej.
Już dawno przestano poddawać pod wątpliwość pionierskie aranżacje, interpretacje oraz kompozycje autorskie Kronos Quartet. Zderzenie legendarnego już kwartetu smyczkowego z muzyką kompozytorów polskich okazało się pomysłem znakomitym. Widać jednak, iż to, co z danym utworem zrobią zaproszeni artyści pokolenia komputerów, jest tyleż nieprzewidywalne, co trudne w kontrolowaniu – przecież potrzeba nieskrępowanej ekspresji jest potrzebą najwyższą.
Krakowski festiwal po raz kolejny zachwycił, zachęcił do przemyśleń, dyskusji oraz poszerzył muzyczne horyzonty większości tam zebranych. I to nie tylko rodaków, gdyż wśród tłumów dało się wyłapać zarówno język francuski, jak i języki naszych południowych, słowiańskich sąsiadów. Wszak nie od dziś wiadomo, iż Sacrum Profanum to nie tylko perła w koronie festiwali polskich, ale także europejskich.
16.09.2012 Sigur Rós, Kronos Quartet
Wydarzeniem towarzyszącym jubileuszowej edycji festiwalu, poświęconego muzyce polskiej, był koncert Sigur Rós, z którego to lider/wokalista miał okazję zaprezentować swój projekt solowy na 8 edycji Sacrum Profanum. Piękna gra świateł, otulających nieustannie scenę, pozwoliła wzmocnić magiczną aurę, jaką swoją muzyką roztaczają Islandczycy.
Występ Sigur Rós w Hali Ocynowni zadał kłam przeświadczeniu, iż grupa swoje najlepsze koncerty daje na łonie natury – prezentując przekrojowy materiał ze swojej niedawno powiększonej o kolejny album studyjny dyskografii przed paroma tysiącami ludzi. Nie zbrakło szlagierów („Hoppípolla”, „Glósóli”) i falsetu Jónsiego przepuszczanego przez przetwornik gitarowy („Svefn-G-Englar”). Zespół zaprezentował się polskiej publiczności w jedenastoosobowym składzie – dzięki sekcji dętej oraz smyczkom kompozycje Islandczyków odznaczały się nad wyraz bogatym brzmieniem. Zarówno rozwścieczone partie gitary, jak i cicho szeptane kołysanki zaczarowały festiwalowiczów sprawiając, iż tego wieczoru, pomimo jesiennych chłodów, wszyscy opuścili teren Kombinatu uśmiechnięci bardziej niż zwykle.
Poprzedzając koncert Sigur Rós Kronos Quartet zaprezentował dwie kompozycje. Pierwsza, „Death to Kosmische” Nicoli Lizée, w której to zespół co raz sięgał po kiczowate elektroinstrumenty (kieszonkowy stylofon wygrał w moim prywatnym rankingu) oraz rozbudowaną aranżację „Flugufrelsarinn” Islandczyków.
Tegoroczna edycja festiwalu, prócz triumfu muzyki, była wspaniałym popisem wzorowej logistyki – znakomite nagłośnienie, wszechobecny personel, ochrona, a także garść fantów od sponsorów dla koncertowiczów, z których jabłka okazały się prawdziwym hitem, nagrodzonym nawet oklaskami.
Festiwal Sacrum Profanum przewrócił właśnie kolejną stronę. Przez dziesięć lat swojego istnienia awansował do wąskiego kręgu wydarzeń o których mówi się cały rok. Zazdrości nam go Europa i miejmy nadzieję, iż tak pozostanie.
Wykorzystano zdjęcia z archiwum Krakowskiego Biura Festiwalowego,
fot. Wojciech Wandzel,
www.wandzelphoto.com
The honesty of your posting shines truohgh
[…] – daniela barnasia, […]
[…] szykują się do wydania kolejnego autorskiego albumu pod tym jakże upragnionym szyldem”. (przeczytaj całość) nowamuzyka.pl Udostępnij:Dodaj do ulubionych:LubięBe the first to like this. […]
a ja właśnie od Cannibala spodziewałem się dewastującego bitu i basu, więc troche mi leży jego interpretacja; a Grasscut faktycznie trochę „ukradł” występ pozostałym kolegom ;]