Wpisz i kliknij enter

Space Dimension Controller – Welcome To Microsector-50

To w takich płytach od ćwierć wieku tkwi wiecznie żywotna siła nowej elektroniki.

Pochodzący z Belfastu producent Jack Hamill zadebiutował cztery lata temu w barwach internetowej wytwórni Acroplane. „Unidentified Flying Oscillator” od razu zwrócił na niego uwagę krytyków – i dlatego kolejne produkcje utalentowanego twórcy firmowała już legendarna tłocznia R&S. „Temporary Thrillz” i „The Pathway To Tiraquon6” rzuciły jeszcze więcej światła na twórczość Hamilla. Była ona na wskroś oryginalna – bo tkwiła głęboko w tradycji nowej elektroniki, a jednocześnie śmiało wiodła w przyszłość. Po trzech latach oczekiwania dostajemy w końcu debiutancki album Space Dimension Controller – i już jego pierwsze przesłuchanie wskazuje, że mamy do czynienia z jedną z najlepszych płyt sezonu.

Już na wcześniejszych krążkach irlandzki producent stworzył futurystyczną wizję rodem z klasycznym filmów science-fiction. Ta fascynacja nie jest nowością w historii współczesnej elektroniki i sięga swymi korzeniami do twórczości Juana Atkinsa i jego projektu Cybotron. Nic więc dziwnego, że po ambientowym wstępie („Feature Presentation” i „2357 A.D.”) z głośników uderza masywny electro-funk o ejtisowym brzmieniu, łączący soczyste partie klawiszy z raperskimi melodeklamacjami („Mr. 8040 Introduction”). Podobnie brzmi następny utwór – choć w tym przypadku rozwija się on wolniej, poczynając od rytmicznego klaskania, po gitarowe solo wsparte wokoderową wokalizą („Welcome To Mikrosektor-50”). Przypominają się tutaj dawne dokonania duetu Jedi Knights, który jako jeden z pierwszych w podobny sposób reanimował oldskulowe electro już siedemnaście lat temu.


Kiedy rozbrzmiewa „Confusion On The Armament Moon” nadal pozostajemy w ósmej dekadzie dwudziestego wieku – tym razem jednak Hamill sięga po kosmiczne disco, wypełniając kompozycję kolejnymi arpeggiami przestrzennych syntezatorów. „When Your Love Feels Like It`s Fading” i „A Lonely Flight To EroDru-10” to już house – ale o zwolnionym tempie, utrzymany w nocnym klimacie tęsknej nostalgii, tworzonej przez zmysłową narrację wokalną i ekstatyczne solo na rockowej gitarze. Klasyczne disco powraca znów w „You Can’t Have My Love”, uwodząc seksownym śpiewem tajemniczej piosenkarki, podbitym funkowym pochodem rytmicznej gitary w stylu klasyków z Chic.

„Rising” eksploduje niczym transowa petarda w stylu techno rodem z początku lat 90., łącząc hipnotyczną rytmikę z rozwibrowanym brzmieniem. A potem nagły zwrot akcji – bo wraz z „Quadraskank Interlude” pojawiają się hip-hopowe bity wsparte psychodeliczną wstawką gitary. Tanecznie robi się znowu w „The Love Quadrant” – bo to eskapistyczny deep house o organicznym tonie. Bliżej nowojorskiego garage’u o mocno erotycznym tchnieniu lokuje się natomiast „Back Through Time With A Mission Of Groove” z nastrojową partią Rhodesa i funkowym pulsem.

Płyta kończy się w soundtrackowym stylu – w lekko zdubowanym „Closing Titles” słychać bowiem zarówno echa brytyjskiego breakbeatu o zredukowanej ekspresji, jak również muzyki filmowej, w tym niemal dosłownie zacytowany motyw przewodni z „Blade Runnera”.

„Welcome To Microsector-50” reprezentuje wszystko to, co najszlachetniejsze w nowej elektronice. Bo z jednej strony stanowi świadomy hołd dla jej klasyki z Detroit czy Chicago, a z drugiej – wspaniale kontynuuje wypracowane przez pionierów wątki, nadając im współczesny charakter. I właśnie w takich płytach tkwi wiecznie żywotna siła gatunku – a nie w nawet najbardziej finezyjnych dekonstrukcjach, które są w końcu tylko postmodernistyczną grą z konwencją.

R&S 2013

www.randsrecords.com

www.facebook.com/randsrecords

www.facebook.com/spacedimensioncontroller







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
6 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
optik
optik
11 lat temu

zgadzam sie z tesco – to co tej płycie daje niesamowity wydźwięk, to narracja właśnie przez muzykę i wspomniane skity. Wyobraźnia działa.

Ostatnio czytałem w wywiadzie z Hamillem ze marzy mu się stworzenie czegoś w rodzaju performance, w którym słuchacze wcielaliby się w role stworzone na albumie jak i na poprzednim jego wydawnictwie Pathway to Tiraquon6.

w tym przypadku napisanie recenzji pomijając koncepcję płyty jest nie w porządku.
To tak jak oglądać film bez dźwięku… bo przecież obraz jest – po co mam słuchać tych głupot, ważna jest wizja.
pzdr!

tesco burger
tesco burger
11 lat temu

Bardzo zla recenzja. Autor kompletnie pominal to, co chyba najwazniejsze na plycie – cala narracje i skity rodem z taniego sci-fi z lat 80.

tesco burger
tesco burger
11 lat temu
Reply to  Paweł Gzyl

O rany nie! Te przerywniki stanowia czesc calej opowiesci. Pominales caly koncept tej plyty, czyli perypetie glownego bohatera w kosmosie. Wedlug mnie, opisujac ten album ciezko nie wspomniec o calej narracji, tym bardziej w recenzji.

Polecamy