Zasada reinkarnacji głosi, że dusza po śmierci wciela się w nowy byt fizyczny, rozpoczynając kolejny z wielu żywotów. W zależności od perspektywy wydawać się nam to może błogosławieństwem lub przekleństwem.
Dla Darrena J. Cunningham’a, który właśnie ogłosił, że „Ghettoville” to koniec projektu o nazwie Actress, wizja ta powinna być nad wyraz kusząca. Nawet nie chcę myśleć o tym, jak bardzo ciemnoskóry Brytyjczyk męczył się w studiu, nagrywając swój czwarty album. Już same wysłuchanie 15 kawałków zebranych pod szyldem „Ghettoville” wydaje się nie lada wyzwaniem, a co dopiero wielogodzinne ich obrabianie. Powiedzieć, że Cunnungham popełnił artystyczne samobójstwo to może za dużo, ale to, że niegdysiejszy mistrz post-dubstepowych kompozycji nagrał tak szalenie przeciętny materiał może doprawdy zadziwić.
Spowolnione do granic możliwości rytmy zamiast wciągać swoim hipnotycznym klimatem, męczą i otępiają. Przez kolejne utwory muzyk przedziera się niezręcznie i ociężale przez hip-hopową pulsację wpisaną w industrialny krajobraz z elementami minimalu na mrocznym horyzoncie. W drugiej części płyty próbuje ożywić nieco tempo, skręcając w stronę funku i house,’u, ale efekt tych poczynań jest dość groteskowy. Kiedy w pewnym momencie słyszymy kobiecy głos, śpiewający „Don’t stop love the music”, nie sposób uśmiechnąć się z politowaniem.
Jeżeli znamy Cunningham’a jako czarodzieja dźwięków, to „Ghettoville” jest najbardziej nieudanym z jego dotychczasowych zaklęć. Zupełnie jakby całkowicie zapomniał treści magicznych słów, które są w stanie powołać do życia najbardziej fascynujące muzyczne twory. Szkoda. Ale kto wie, może przyszłe wcielenie artystyczne Darrena zaskoczy nas czymś zupełnie nowym i świeżym? Na to liczę.
Słaby album. Poprzednie kawałki też słabe. Ale marketing udany.
Co prawda to prawda, z roku na rok ten portal staje sie gorszy. Ze tak powiem, ‚onetowieje’..
jeśli na tym portalu ganicie Actress, a podniecacie się Zamilską,to się nawet nie wkręce w krytykę poprostu nie wrto tu zaglądać.
Brawa za recenzję. Mało jest takich odważnych tekstów. Wszyscy tutaj wszystko chwalą, jakby słaba muzyka nie istniała.
A co do tego konkretnego albumu, to uważam, że jednak nie było aż tak tragicznie, ale też do ulubionych tego albumu nie zaliczę. Podobała mi się za to sama końcówka.
Nie ma przecież nic złego w opublikowaniu negatywnej recenzji, wcale to też nie znaczy, że taki tekst jest od razu „odważny”. Co jest natomiast irytujące, to intelektualna impotencja, która zieje z powyższej recenzji. Trzeba ciekawszych argumentów i dużo lepszych jakościowo pomysłów, żeby obronić punkt widzenia, jaki zdaje się reprezentować szanowny recenzent. Po prostu, jeśli album jest wymagający, to jego dyskredytowanie również wymaga dokładniejszej analizy i głębszych przemyśleń – tekst recenzji temu w ogóle nie podołał. Poza tym, ten samplowany wokal to „Don’t stop the music”, „love” tam brak..
true , a album slaby, dzwieki wyciagniete ale kompozycyjnie jakos nie porywa , poiona i wiosna idzie , to mile c’nie ?
Zgadzam się. Ciężko się tego słuchało i liczyłem na coś więcej jeśli to ostatni album Actress
Nie chcę być niemiły, ale z tego starcia wyraźnie wynika, że to recenzja jest nieudana, a nie album Actressa.