Być może Richie Hawtin wygląda śmiesznie w tej swojej grzywce, ale nadal tworzy znakomitą muzykę.
Recepcja nowej płyty kanadyjskiego producenta w zachodnich media idealnie pokazuje, że sceną elektroniczną rządzą takie same uprzedzenia i kompleksy, co każdą inną. Większość wpływowych serwisów i magazynów wdeptała płytę w glebę, a piszący recenzje mogli się przy tym dumnie zadeklarować jako jedyni i prawdziwi reprezentanci elektronicznego undergroundu. Takie a nie inne przyjęcie „EX” było swego rodzaju karą wymierzoną Hawtinowi przez opiniotwórcze media za to, że śmiał z podziemnego didżeja i producenta stać się światową gwiazdą popkultury.
Szkoda, że w tym wszystkim zapomniano o muzyce z płyty. Wszystko wskazuje, że większość recenzentów miała swe teksty przygotowane już dawno – wystarczyło tylko wstawić odpowiednie tytuły. Bo wystarczyłoby uważniejsze wsłuchanie się w materiał z „EX”, by zapomnieć o wszelkich pretensjach wobec kanadyjskiego artysty. Chociaż faktycznie jego celebryckie nawyki mogą czasem drażnić, tak naprawdę przecież liczy się to, co nagrywa, a nie to jak wygląda czy jakie organizuje imprezy. I w tej kwestii niewiele mu można zarzucić.
„EX” przynosi zapis koncertu, który Richie Hawtin dał jesienią zeszłego roku w nowojorskim muzeum Guggenheima. Widzowie usłyszeli jednak zupełnie premierowy materiał – który jednak był głęboko osadzony w klasycznych dokonaniach Plastikmana z jego poprzednich płyt. Pierwsza część zarejestrowanego materiału ma mocno acidowy charakter. Nic w tym dziwnego – wszak to właśnie kanadyjski twórca pokazał na początku lat 90., że wykorzystując Rolanda TB-303 można tworzyć mroczną i niepokojąca muzykę, daleką od tanecznej funkcjonalności. I tutaj jest podobnie – kumkające akordy i basowe pochody zostają podszyte minimalowymi bitami, a wszystko to uzupełniają wijące się w dalekim tle smugi elektronicznych dźwięków.
Druga część krążka uderza mocniejszą energią: tym razem w roli głównej są warczące basy i preparowane szumy, które składają się na pełne podskórnego niepokoju kompozycje. Nowym wątkiem w twórczości Plastikmana okazują się być odwołania do niemieckiej kosmische musik – objawiające się w zestawianiu szeleszczących rytmów z wibrującymi arpeggiami i przestrzenną elektroniką w stylu Tangerine Dream. Najbardziej zaskakuje jednak finał występu – kiedy to z przesterowanych basów wyłaniają się tęskne zawodzenia Rolanda TB-303, nasycone zarówno mocno wyjątkową melodyjnością, jak i głęboko przejmującym smutkiem.
„EX” pokazuje, że muzyka Plastikmana nadal się rozwija: czerpie swe żywotne soki z własnych dokonań sprzed lat, ale jest również wzbogacana o nowe środki wyrazu. Kiedy płyta się kończy właściwie żałujemy tylko jednego – że nie trwa dłużej. Richie Hawtin kazał czekać swym fanom aż jedenaście lat na ten album. I chyba wszyscy, którzy pokochali niegdyś brzmienie „Musik” lub „Consumed” nie są zawiedzeni muzyką z „EX”. A media? Nie dajcie im sobą manipulować.
Mute 2014
kawal dobrej muzyki, na to czekalem 🙂 a discogsowe rekomendacje paruja ten album razem z najlepszymi warpowymi plytami lat 90-tych. To mi wystarczy, a nie jakies opiniotworcze zagraniczne recenzje
Abstrahujac od faktu, kto to nagrał/zagrał, jak dla mnie płyta jest raczej nieciekawa i nudna. Jedyny udany utwór to wg. mnie EXpire.
Przesłuchałem i muszę przyznać, że było warto, chociaż bardzo trudno mi jednoznacznie ocenić ten materiał. Generalnie po przesłuchaniu mam wrażenie, że płyta zawiera zarówno zamierzone jak i niezamierzone archaizmy. Nie jestem też pewien, czy są tam rzeczywiście jakieś reminescencje „kosmische musik” – może to po prostu ewolucja równoległa?
W każdym razie recenzja oddaje ducha płyty, co w sumie nieczęsto się zdarza.
końcówka idealna
Posłucham. Fajna recenzja.
dziadostwo
EX bardzo dobra, zupełnie nie rozumiem narzekań, żaden odgrzewany kotlet tylko naturalny progres Plastikmanowej estetyki, a że brzmieniowo i stylistycznie odległy od tego co teraz dziennikarze promują jako dobre? kogo to w ogóle obchodzi?
problem z tego typu materiałem jest taki że może lepiej by się go słuchało właśnie w jakieś przestrzeni – może w muzeum , faktem jest że richie jeszcze do muzeum na emeryturę się nie wybiera. przyznaję końcówka ta tesknomelodyczna jest najlepsza 🙂
pozdrawiamy [ nawet synowi się spodobało ! ] .
bdb