
Jak komuś się podoba, to musi się bardzo pospieszyć. Tylko 250 czarnych płyt do kupienia!!!
Pomijam informacje o artystach, odpowiedzialnych za cały ten szum, bo nie doszukałam się ich wiele.
A1 (Ontal „Penetration”), z syntetycznie trzeszczącą stopą, niebezpiecznie piętrzący się od samego początku rozmywa się w cyfrowym hałasie, żeby po chwili uderzyć z całą swoją mocą i porwać do oszalałego tańca. Królują tutaj sampelki udające przeładowywanie broni, brzmią bardzo autentycznie, a przy dobrym nagłośnieniu, możesz się złapać na mimowolnej ucieczce pod stół kuchenny. Ordynarne, dudniące i niemiłosierne rytmiczne hałasy.
A2 (Ontal „Chaos Theory”), to historia o porządkowaniu chaosu, o budowaniu, niszczeniu i trwaniu. Numer naładowany jest złą energią, pełen jest odgłosów dobiegających znikąd i zasadzony na złamanym rytmie, który katuje głowę nieoczekiwanymi uderzeniami. Podrasowany losowo dobranymi świstami i zgrzytami rozdziera się w swojej ciasnej przestrzeni.
B1 (Ontal & 2nd Gen „Shock”), to zepsuta cyfrowa zabawka na tle regularnego rytmu, który wchodzi zaraz po złowrogim okrzyku przesterowanego głosu. Gdyby rodzeństwo Wahowskich nakręciło kolejną część Matrixa, to ta kompozycja musiałaby z całą pewnością stanowić przynajmniej fragment soundtracku. Z tym utworem odsyłam na parkiet – i tancerzy, i dj-ów.
B2 (Ontal & 2nd Gen „Aftershock”), to mocny strzał na sam koniec wydawnictwa. Zasadzony gdzieś na środku, próbujący zejść niżej albo wspiąć się bardziej w górę, jednak ciągle trzymający napięcie na wodzy i nie zbaczający ze swojej drogi. Znowu jakiś ‚matrixowy’ głos przeszywa na wskroś ten i tak już dość płaski utwór. Trudne brzmienie, trzeba mieć do niego dobry dzień i złą pogodę.
Odzwyczaiłam się ostatnio od takiego grania, może dlatego to wydawnictwo nie weszło mi jakoś super gładko, ale miłośnikom brutalistycznego, bezkompromisowego grania i tak bardzo polecam.
