Wpisz i kliknij enter

Vilod – Safe In Harbours

Autorski materiał mistrzów dekonstrukcji jazzowej klasyki.

Pozornie wydawałoby się, że Ricardo Villalobos i Max Loderbauer nie pasują do siebie jako artyści. Pierwszy jest jednym z mistrzów hipnotycznego minimalu, a drugi – zawsze zdecydowanie wolał oldskulowe brzmienia. Tymczasem obu producentów połączyła miłość do jazzu. Jej najsłynniejszym wyrazem był pamiętny album z rekonstrukcjami klasycznych nagrań z dorobku wytwórni ECM.

Sukces tego przedsięwzięcia sprawił, że Villalobos i Loderbauer zaczęli coraz częściej spotykać się w studiu. Zajęli się remiksowaniem nagrań innych artystów, pochylili się wspólnie nad twórczością Conrada Schnitzlera i wreszcie zaczęli tworzyć swój autorski materiał. Pierwszym tego zwiastunem była wspólna dwunastocalówka „Turbo Sematic” opublikowana w 2013 roku, a podsumowaniem – debiutancki album projektu Vilod.

Siedem nagrań, które trafiło na „Safe In Harbours” stanowi spójną wizję różnych gatunków muzycznych, przefiltrowanych przez pryzmat glitchowych eksperymentów. „Modern Hit Midget” pulsuje funkowym rytmem, spinając wysamplowany monolog klaskanymi efektami i mruczącym basem. Nagranie tytułowe wprowadza nas na terytorium jazzu – bo tym razem w roli głównej są poszatkowane dźwięki akustycznych instrumentów. Podobnie wypada umieszczony nieco dalej „Beefdes” – koncentrując się na wibrafonowych tonach Rhodesa.

Bardziej współczesne oblicze twórczości duetu odsłania „Mulpft”. To właściwie minimalowy house – niemal taki, jaki znamy z solowych dokonań Villalobosa. Zza miarowych stuków i szeleszczących hi-hatów dobiega jednak dyskretna partia organów – co oznacza, że w nagraniu wziął udział również Lodebauer. Echa brytyjskiego breakbeatu rozlegają się w „Zero” – o czym świadczy gęsta i połamana rytmika. Dla kontrastu „Mosi Fud” płynie w wolnym tempie – bo to masywny dub podszyty kumkającymi klawiszami. A na finał ukłon w stronę bass music – osadzony na rwanym podkładzie „Surmansky Blow”.

Wszystkie te nagrania idealnie pasują zarówno do dotychczasowej twórczości obu producentów, jak również do katalogu publikującego je Perlona. Mimo silnych odwołań do jazzu, to nadal nowoczesna elektronika. Może mniej skoncentrowana na klubowej funkcjonalności, a bardziej otwarta na dźwiękowe eksperymenty, ale ciągle wyrastająca z muzycznej rewolucji, jaka miała miejsce pod koniec lat 90., bo czyniąca z dźwiękowego defektu nadrzędną idę konstrukcji brzmienia.

Perlon 2015

www.perlon.net

www.facebook.com/pages/Perlon







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy