Wpisz i kliknij enter

William Basinski – Lamentations

Studzienna depresja.

Zaraz po tym jak algorytm w Ministerstwie Kultury wyliczył kto i ile ma dostać z budżetu państwa internet rozgrzał się do czerwoności. Cóż, taki internet wtłaczają nam amerykańskie korporacje, a sprawa dotacji jest zbyt złożona, żeby ot tak ferować wyroki i podliczać ile pieniędzy poszło na wspieranie disco polo. Zakrawa na perwersję przywoływanie powyższej gałęzi polskiego przemysłu rozrywkowego w tekście poświęconym najnowszemu krążkowi Williama Basinskiego pod tytułem „Lamentations”, ale tak to już bywa.

Bywa również tak, że Pan Basinski ze szczególną swobodą potrafi chwycić za saksofon i porwać nas niebanalną rozrywką, jak uczynił to na tegorocznej płycie Sparkle Division. Zdarza się tak, że data wydania jego albumu niekoniecznie ściśle przylega do chwil stworzenia. Podobnie rzecz się ma na „Lamentations”, gdzie artysta wydobył nagrania ze swojego archiwum datowane na rok 1979. Wszystko po to, aby stworzyć nastrój studziennej depresji.

Jednostki twórcze już tak mają, że miotają się od ściany do ściany. W tym tonie otwarty został także „Dziennik hipopotama” Krzysztofa Vargi, którego początek mógłby nam wiele powiedzieć o ostatnich dokonaniach Amerykanina: „Obudziwszy się w stanie niezrozumiałej euforii połączonej z bezdenną rozpaczą, postanowiłem rozpocząć wreszcie zapiski dziennikowe”. Podobnie, jak przypuszczam, musiał poczuć się autor „The Disintegration Loops”, starając się strącić resztki samozadowolenia ludzkości w otchłań.

W wywiadzie dla „musicOMH” postanowił nie udzielać wyczerpujących informacji o inspiracjach. Podpowiada, że tropy literackie mogą znajdować odzwierciedlenie w tytułach utworów, ale również przekonująco podsumował swoje dzieło: „To są moje lamenty na temat tego gówna, które trwa od zawsze, jak zamierzają zabić nas wszystkich i planetę. Planeta przetrwa, ale ludzkość może się po prostu skończyć”. W tym duchu obcowanie z jego płytą może być zbliżone do krańcowego doświadczenia.

Jednak przecież wielkość artystyczna Basinskiego nie polega na efektownym eksploatowaniu rozpaczy czy smutku. Za ambientową kotarą skrywają się żarzące emocje, nierzadko skrywające czyste piękno. Podobnie jak u Buriala. Obu, myślę, połączyłby utwór „O, My Daughter, O, My Sorrow”. Druga część płyty czerpie garściami z twórczości Henryka Mikołaja Góreckiego. Do wybitnych osiągnięć muzyka zaliczyłbym na pewno ciężki „For Whom the Bell Tolls” oraz jedenastominutowy „All These Too, I, I Love”.

„Passio” to znak rozpoznawczy muzyka, silnie zbliżony do atmosfery znanej z płyty „A Shadow in Time”. Basinski przyznaje, że siedząc w Los Angeles w towarzystwie wypalającego ziemię słońca i trującego smogu nie zrobił za wiele dobrego w trakcie trwającej pandemii, poza nadmiernym piciem i paleniem. Gdzieś jednak przecież wściekłość na zastany stan rzeczy musiała znaleźć ujście. Przemieniła się może w operowy lament („Please, This Shit Has Got to Stop”), ale nie straciła nic ze swojej nieugiętości. Choć końcowe chwile brzmią jak dopełnienie się zagłady („Fin”), to jest jeszcze czas, aby Williama Basinskiego posłuchać zarówno w kategorii muzycznej, jak również społeczno-politycznej.

Temporary Residence | 2020
Bandcamp
FB
FB Temporary Residence







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy