Mistrzowie gitarowego industrialu wracają z nowym albumem – „Stat”.
Słowo „Jude” nie kojarzy się w Polsce dobrze. Bo to po niemiecku „Żyd”. Przypomina więc czasy II wojny światowej, getta, obozy koncentracyjne, holokaust. Zespół, który wybrał sobie taką nazwę musiał obrać za swą taktykę estetykę prowokacji – niczym Laibach w czasach komunistycznej Jugosławii.
I faktycznie – bo pod nazwą Jude kryje się działająca w Łodzi od końca lat 90. efemeryczna formacja dowodzona przez Wiktora Skoka, jednego z najbardziej znanych w Polsce propagatorów idei i sztuki industrialnej. Po ponad dekadzie przerwy w obecności na fonograficznym rynku, Jude wraca właśnie z nowym albumem – „Stat”.
Osiem nagrań składających się na krążek eksploduje brutalną energią. Potężne salwy perkusji, warkot przesterowanych gitar, gardłowy ryk wokalisty. Wszystko to układa się w surową i brudną muzykę, przypominającą przede wszystkim wczesne dokonania Swans z okresu plyty „Filth” albo mniej oszlifowane studyjnie utwory Godflesh.
Tym razem Jude objawia się w czteroosobowym skaldzie. Oprócz stojącego za mikrofonem Skoka, na gitarze zagrał Jacek Walczak, na basie – Maciej Derfel, a na perkusji – Michał Wojewoda. Całość zarejestrował znany z Cool Kids Of Death i Girl & Nervous Guy Marcin „Cinass” Kowalski. Efektem kooperacji tych pięciu muzyków jest agresywne brzmienie, idealnie pasujące do obecnej mody na eksperymentalny metal.