Jak wygląda berliński tuning na produkcji spod skrzydeł szwedzkiej oficyny? Bardzo dobrze!
Niezwykle minimalistyczna i techniczna produkcja, która od samego początku uwodzi nas zimnymi pasażami padów, dźwiękami giętych blach, diód kontrolnych oraz kosmicznymi syntezatorami. Materiał rozpisany na sześć utworów, gdzie dwa stanowią krótkie noise’owe etiudy a pozostałe są nową interpretacją dzieła sprzed roku.
Rozpoczynamy od „The Unknown” z jego pulsującą stopą oraz wrzuconym na delay i reverb męskim głosem przepuszczanym przez replikator dźwięków. W tle słychać szumy i piski a cała estetyka przypomina industrialne, odhumanizowane miasto. Pierwszym remiksem uznanego utworu „Into The Zone” częstuje nas sam Efdemin, który idealnie wplata chicagowskie reminiscencje w ten surowy kawałek. Czuję się jak w filmie Tarkowskiego „Stalker”, gdzie razem z tytułowym bohaterem, pisarzem oraz profesorem opuszczam żelazne miasto aby chwilę później wejść w owianą tajemnicą Zonę. Tak bardzo charakterystyczna dla tego producenta maniera muzyki drogi, idealnie komponuje się z moją interpretacją odsłuchu. Tribalowe efekty, powatarzany wokal, zakłócone sygnały urządzeń pomiarowych, przeciągnięte na wysokiej częstotliwości pady opisują tę pozbawioną praw fizyki przestrzeń.
Ed Davenport zabrał się za remiks „C.O.D.E.2”, gdzie zaprezentował cały arsenał mocnych uderzeń. Tektoniczne uderzana stopa wyznacza miejsce inicjacji acidowych akcentów. Spiętrzenia hi-hatowych wariacji oraz przeciągnięty dolnymi rejestrami bas uwodzą nas swoją nonszalancją. Idealny muzyczny podkład pod wizualizację składającą się z potężnych burz i wichur, które ostatnimi czasy przeszły przez Polskę. Chwilę później nadchodzi krótka forma pod postacią „Alone”. Jest to próbą uchwycenia z lotu ptaka zastanych zniszczeń oraz bezwzględności przyrody. Unoszący się na mglistych pasatach dron rejestruje obraz spalonej ziemi oraz zniszczonych fabryk i budynków – iście apokaliptyczny obraz.
Ponownie wracamy do Zony. Tym razem z będącymi na fali Mannerfeldem oraz Grindvikiem przemierzamy tę owianą tajemnicami strefę. Odcięci od rzeczywistości – unosimy się na synthowych cumulusach oraz zaczynamy wewnętrzny dialog. Nasze ukryte marzenia, chciejstwa, wynaturzenia, obawy znalazły miejsce swojej wizualizacji. Przestrzenne hale oraz krajobraz tego jedynego w swoim rodzaju ekosystemu sprzyjają alienacji oraz wewnętrznej wędrówce. Przygodę po Zonie kończymy z „Roll The Dice” Juana Sancheza, który zaczyna od astralnych klawiszy oraz brzęczących kastanietów, spiętrzonych perkusjonaliów oraz głębokiej stopy. Chwilę później pojawiają się geometryczne przełamania klawiszy, które w połowie utworu wprowadzają efekt arppegia.
Spływając tą kwaśną rzeką zauważamy, że udało się nam wydostać z miejsca naszej metafizycznej inicjacji. Polecam!
Stockholm: LTD036 | 29 Września 2015
http://www.stockholmltd.com/#_