Grime podniesiony do poziomu awangardowej abstrakcji.
Kiedy na początku tej dekady dubstepowe brzmienia zostały chciwie zaanektowane przez amerykańskie gwiazdy popu, hip-hopu i R&B, tracąc momentalnie swój undergroundowy charakter, wśród brytyjskich reprezentantów nurtu wybuchła panika. Z miesiąca na miesiąc każdy z nich zwracał się w inna stronę – jedni sięgali po techno, drudzy – po house, a jeszcze inni – po grime. Najbardziej naturalnym kierunkiem rozwoju dla tej sceny był oczywiście ten ostatni gatunek.
W gronie tym znalazł się również Louis Carnell znany jako Visionist. Jego wczesne dokonania lokowały go w prostej linii jako kontynuatora klasycznego dubstepu z drugiej połowy minionego dziesięciolecia. Jednak wydane już w 2013 roku single „M” i „Snakes” pokazały, że młody twórca nie chce być epigonem nurtu – i potrafi stworzyć intrygującą wersję grime’u. Kulminacją tego procesu jest debiutancki album artysty, objawiający jego eksperymentalne ciągoty.
Materiał na „Safe” ma swoje źródła w niekonwencjonalnym podejściu do grime’u dwóch producentów z wytwórni Keysound i Tectonic – Logosa i Mumdance’a. O ile jednak muzyka z „Cold Mission” i „Proto” zatrzymuje się na poziomie redukcji wokali i koncentracji na instrumentalnych podkładach, tak Visionist idzie w swych dwunastu premierowych utworach znacznie dalej. To sprawia, że „Safe” wymyka się gatunkowym klasyfikacjom, zaskakując wizjonerskim (pseudonim zobowiązuje!) rozmachem.
W przeciwieństwie do swych kolegów Visionist nasyca swą muzykę jeszcze większą ilością wokali niż trzeba. Ale dokonuje ich radykalnej dekonstrukcji – zamieniając w gąszcz dziwnych, raz onirycznych, raz groteskowych brzmień, przywołujących wspomnienie dawnych preparacji Isao Tomity („You Stayed”) czy Laurie Anderson („Sin-cere”). Czasem te głosy tak plączą się ze sobą, iż układając się w rozwibrowane strumienie dźwięku, zamieniają nasycone nimi utwory w ambientowe miniatury („Let Me In” czy „Tired Tears, Awake Fears”).
Drugą odsłonę „Safe” stanowią kompozycje wykorzystujące post-rave’ową rytmikę o połamanym metrum. Oto w „Victim” eksplodują wściekłe salwy metalicznych bębnów – kontrastując z ciekawie z przetworzonymi chórami o wręcz anielskim tonie. W „1 Guarda” i „I’ve Said” warstwa rytmiczna zredukowana jest do konwulsyjnych uderzeń tektonicznych bitów spogłosowanych na dubową modłę. „Conspirant” najwyraźniej rezonuje echami grime’u, a „Safe” – zaskakuje odważną wizją IDM-u nasyconego wokalizami rodem z R&B.
„Safe” jest tym dla grime’u, czym był dwa lata temu dla trance’u album „Superimpositions” Lorenzo Senniego. O ile jednak dekonstrukcje Włocha były dosyć oczywiste, tak wariacje Visionista zaskakują świeżością, oryginalnością i bezkompromisowością. To krótka płyta – ale dlatego słucha się jej z natężoną uwagą, zastanawiając się co też Visionist wymyśli w kolejnym nagraniu. I niemal każdy utwór jest zaskoczeniem – co dowodzi tylko nieograniczonej wyobraźni muzycznej autora „Safe”.
PAN 2015