25 lat działalności, 7 album po 7 latach milczenia. Nie można jego nie sprawdzić!
Grupa pięciu muzyków z Chicago na swoim najnowszym longplay’u nie robi żadnej rewolucji, chyba że uznać za taką pojawienie się w dwóch numerach wokalistów, co w kontekście tej instrumentalnej grupy jest pewnym zaskoczeniem. W spokojnie kroczącej i niewątpliwie przyjemnej balladzie „Yonder Blue” pojawia się Georgia Hubley z Yo La Tengo , zaś w coverze hitu „Rock On” (z 1973 roku, z repertuaru Brytyjskiego songwritera Davida Essexa) zaśpiewał Todd Rittman, czyli frontman zespołów US Maple i Dead Riders. Wersja Tortoise poddopingowała rytmikę i w sumie sprawia wrażenie puszczonej od tyłu, jeśli do tego rewind efektu dodać znajdujące się też w pierwowzorze wejście dęciaków otrzymujemy efekt dość oryginalny.
Tortoise – „Yonder Blue”
W najdłuższym na płycie, prawie 8-minutowym „Gesceap” nakładają się po kolei na siebie polifoniczne warstwy przede wszystkim analogowych syntezatorów, kluczących miejscami w manierze niemal bachowskiej, to znowuż odnajdujących się w arpeggiach. Finalnie wszystkie grające tekstury kreują klimat transującej psychodelii. W przyjemnej miniaturze „Gopher Island” temat prowadzą electro basy, a tempo nadaje prymitywny automat perkusyjny przywołujący brzmienia z lat 80-tych – faktycznie można sobie wyobrazić mała wyspę zamieszkałą tylko przez wesołe gryzonie. W zestawie 11 numerów tworzących niespełna 45-minutowe „The Catastrophist” wybija się z pewnością „Shake Hands With Danger”, osadzone na mocnej, prostej perkusji i zapętleniach zdubowanej marimby/ksylofonu, w którą wrzynają się pochody przesterowanej gitary elektrycznej.
Tortoise – „Gesceap”
Fani „Millions Now Living Will Never Die” czy „TNT” powinni być zadowoleni, bo można na „The Catastrophist” odnaleźć ślady z tych ważnych krążków. Zespół w dalszym ciągu posiada swój charakterystyczny język, łączący jazz z rockiem, electro, dubem czy down-tempo, podany niekiedy z ironicznym dystansem (chociażby w kontekście tytułu omawianego krążka). Kwintet pod wodzą perkusisty i głównego producenta Johna McEntire udowadnia swym solowym siódmym krążkiem, że Tortoise cały czas jest kapelą wartą śledzenia i choć już pewnie nie namiesza na scenie muzycznej tak jak w latach 90-tych, to tworzy wartościową muzykę nie poddającą się jednoznacznym klasyfikacjom.
22.01.16 | Thrill Jockey Records