Wpisz i kliknij enter

Sven Marquardt – Noc jest życiem

Nie wpuścił Was do Berghain? To… poznajcie go bliżej!

Pisanie autobiografii ma w sobie coś z ekshibicjonizmu. Wskazuje również na spore zasoby egocentryzmu u osoby autora. I lektura książki napisanej przez obecnego bramkarza Berghain potwierdza te opinie. Całe szczęście, Steve Marquardt ma dosyć ciekawą historię, więc „Noc jest życiem” czyta się z zainteresowaniem. Nie szukajcie jednak tutaj jakichś wyjątkowych informacji o techno – 54-letni gej z bramki największego klubu w Berlinie to prosty facet, którego najciekawszą kartą jest jego rozbuchana osobowość.

Lwia część tej autobiografii jest poświęcona dorastaniu Svena w Berlinie Wschodnim. Dla jego rówieśnika, który przeżył swoje w Peerelu, to właściwie nic nowego: ta sama beznadzieją, dla której wyzwaniem były postawione na cukier włosy i nabita ćwiekami kurtka. Zaskakuje jedynie to, że wschodnieniemieckie punki nie miały aż tak źle jak nam się w tamtym czasie wydawało. Może nie było w NRD tak prężnego undergroundu muzycznego jak w PRL, ale za to były babcie, które regularnie kursowały do Berlina Zachodniego, przywożąc swym wnukom nowe płyty Sex Pistols czy Joy Division.

Sven odkrył w młodości, że jest gejem. To wyróżniało go z punkowej załogi – bo jak pamiętamy w tamtych czasach w Bratnich Krajach rzadko kto przyznawał się do odmiennej orientacji seksualnej (szczególnie w rockowych subkulturach). Jego przypadek jest wręcz klinicznym przykładem syndromu braku ojca. Sam zresztą o tym szczerze pisze – i kto wie, czy jego homoseksualna odyseja wiodąca od dzielnicy Pankow do klubu Berghain nie jest podświadomym poszukiwaniem ciągle brakującego mu w podświadomości archetypu mężczyzny. Zresztą niewiele tu o tym. Ci, którzy liczą na opisy gejowskich orgietek, srogo się zawiodą.

SONY – Best Of Sven Marquardt (w/ subtitles) from Oliver Würffell on Vimeo.

Podobnie zresztą w kwestii techno. Sven nie jest bowiem typowym kibicem tego gatunku. Zmiana jego zainteresowań z punka na techno odbywa się za sprawą upadku Muru Berlińskiego i załapania się na nową modę nadciągającą z jego zachodniej części. Choć w latach 90. tańczy w E-Werku i Tresorze – nadal jest rockerem, bo wygląda jak… Axel Rose z Guns n’Roses (co widać na zdjęciach). Bramkarzem w klubie techno zostaje przez przypadek – za sprawą brata-didżeja. Ostgut, a potem Berghain wciągają go w swoje podwoje raczej poprzez gejowskie znajomości niż muzyczne pasje. Bo tak naprawdę Sven najbardziej lubi posłuchać sobie z przyjaciółką… Portishead.

Wydziarany bramkarz próbował wszystkiego – w seksie i narkotykach – co niespecjalnie wyróżnia go z berlińskiej gawiedzi klubowej. Otrzymał jednak jeden dar – potrafi robić niezłe zdjęcia. I to zajęcie pomaga mu nadać większy sens swemu życiu. W dzisiejszych czasach, kiedy znów panuje moda na post-punkowy mrok i brud, jego fotografie natchnione duchem berlińskiej kontrkultury sprzed trzech dekad cieszą się sporym powodzeniem. Można je również obejrzeć w książce – choć szkoda, że na papierze słabej jakości.

Być może dlatego, że Sven przestał już pakować w siebie wszelkie możliwe dragi, bystre oko pozwala mu wyłowić z tłumu przed Berghain najbardziej imprezowych zawodników. Pewnie nie raz się pomylił – dwuznaczna sława nieustępliwego selekcjonera sprawiła jednak, że media zainteresowały się i jego fotografiami, i osobą. Za sprawą czuwającej nad nim Opatrzności przetrwał wiele (niejeden z jego kumpli przekręcił się prowadząc podobny tryb życia), dziś ceni więc zupełnie inne wartości niż kiedyś. Niech więc Was nie przeraża jego wygląd. To właściwie facet o gołębim sercu. Choć do Berghain być może Was nie wpuści.

Fundacja Kultural Kolektiv 2016

www.facebook.com/nocjestzyciem







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
ok28
ok28
7 lat temu

„Bo tak naprawdę Sven najbardziej lubi posłuchać sobie z przyjaciółką… Portishead.”

Po przeczytaniu książki mogę napisać, że to trochę złośliwa przesada 😉 Marquardt wspomina swoich ulubionych DJ-ów i „choć w latach 90. tańczy w E-Werku i Tresorze”, to z książki wynika, że to „tańczenie” było wtedy – z używkami i seksem włącznie rzecz jasna – jego największą namiętnością. A o to moim zdaniem głównie w techno chodzi – o doświadczanie niesamowitej przyjemności, którą niesie ta muzyka. Później, już jako bramkarz, Marquardt najczęściej kończy pracę wizytą na parkiecie (czy ktoś w Polsce widział „bramkę” tańczącą z innymi?), więc faktycznie techno to dla niego ważna sprawa.

Z drugiej strony: gdybym tydzień w tydzień stał na bramce Ostgut,a później Berghain, to w tygodniu słuchałbym chyba tylko śpiewu ptaków.

Polecamy