120 procent testosteronu.
Ten włoski producent urodził się i wychował w rejonie Wezuwiusza. Być może dlatego jego muzyka to prawdziwa erupcja potężnej energii. Po przeprowadzce do Berlina zaczął współpracę z podobnymi mu twórcami z Włoch – znanymi jako Shapednoise, Ascion i Lucindo. Ich muzykę publikują wspólnie prowadzone wytwórnie – Repitch, Cosmo Rhythmatic i 3TH. Ta ostatnia wydała właśnie nowy mini-album Davide Carbone – „Ravers”.
Tytuł jest jak najbardziej adekwatny. Sześć nagrań z zestawu przywołuje ducha euforycznych imprez z początku lat 90. – ale nie tych brytyjskich, lecz raczej tych niemieckich, na których grała muzyka z takich wytwórni, jak Planet Core Productions, Djax Up Beats czy Industrial Strenght. Jednym słowem nie ma tu litości: twarde i szybkie bity rodem z hard techno niosą acidowe loopy i zawodzące partie klawiszy, a wszystko to podszywa zimna i chmurna elektronika.
„Jerk” rozpędza brzęczący loop przypominający natrętne odgłosy dzwonu. W „Orius” tempo staje się tak szybkie, iż wydaje się, że to nie techno a już przerysowany gabber. „Space Journey 1171” przypomina frankfurcki acid trance, w którym specjalizował się niegdyś Thomas P. Heckmann. Eksperymentalny „MustAcid” eksploduje przetworzonymi dźwiękami gitar i ludzkiego głosu. „Hard Vison” ponownie tryska fabrycznym kwasem, by ustąpić w finale miejsca lokującemu się bliżej warpowskiego IDM-u „ESX”.
Muzyka z „Ravers” ma ekstremalnie fizyczny charakter. Te wszystkie brudne i szorstkie dźwięki aż cuchną męskim potem. Takie było techno dwie dekady temu – skrajnie wręcz napakowane testosteronem. Oczywiście z czasem przybrało to przerysowaną formę, przyciągając do klubów gejowską publikę spod znaku sado-maso. Włoski producent przywołuje jednak tę wizję gatunku sprzed czasów homoerotycznej dominacji Ostgut i Berghain. Rebeliancką nawalankę, której każdemu facetowi czasem trzeba do zachowania psychicznego i fizycznego zdrowia.
3TH 2016