Do takiego głosu potrzebne są dobre piosenki. Szczęśliwie są.
Aldous Harding wybrała sobie dość trudną drogę przebicia się do szerszego grona słuchaczy. Ten kawałek muzycznego rynku zapchany jest konkurencją. Chodzi o albumy z autorskimi piosenkami. Niespiesznymi, dość miłymi, ale ze szczyptą szaleństwa. Trudno się wyróżnić, bo śpiewających jest zbyt wielu, a oryginalnych i godnych zapamiętania już nie tak dużo. Nowozelandkę jednak cechuje magnetyczny głos. Ciśnie się na usta porównanie z legendarną Nico.
„Party” to druga płyta w dorobku wokalistki. Wspomógł ją w tym procesie John Parish w roli producenta. On sam znany jest głównie ze współpracy z PJ Harvey. Wyraźne nawiązanie do twórczości Angielki odnajdujemy już w otwierającym „Blend”. Na miejscu drugim znajduje się „Imagining my man”. Oto przepiękna ballada, grana subtelnie ze wspaniałymi partiami pianina. Warte odnotowania są też fragmenty grane na saksofonie. Głos Harding momentami wyrywa się w stronę Joanny Newsom. Wokalistka czaruje swoim głosem i pokazuje pazur.
W piosence „Party” śpiewa bardzo blisko stylistyki Kate Bush. Dodam, że ten kawałek żarzy się osobliwością i w jakiś sposób sprawia wrażenie demonicznie obłąkanego. Minimalne środki muzyczne tu zastosowane świadczą, że mamy do czynienia z wykonawczynią świadomą tego co chce osiągnąć. Mrok i niepokój chodzą krok w krok za mną w trakcie słuchania przeszywającego „Horizon”. Jak mantra powtarzany refren z początku wydaje się być dość banalnym chwytem, ale wraz z upływem czasu jego aura się zmienia. I tu upatruję największej siły Harding. Ona wabi słuchacza i wprowadza gładko w swój świat, po czym sprawia, że ciarki nam na plecach się pojawiają, a postać rzeczy zmienia się nie do poznania.
Cały album, choć nierówny, przynosi sporo zaskoczeń. Widać, że autorka ma w głowie poukładany plan. Świadoma nawiązań do twórczości koleżanek po fachu, silnie zaznacza swoją osobowość. Pomimo ładnych melodii uwypukla swój smutek jak w niezłym „What if birds”. Nie uświadczymy poczucia zmarnowanego czasu w trakcie słuchania „Party”. Wręcz przeciwnie. Można się w paru miejscach zatracić lub rozpłynąć w dźwiękach. Godne odnotowania są płyty kobiece, które nie bazują na cielesności i stoją w kontrze do współczesności. Mamy do czynienia z przemyślanym, autorskim materiałem, który śpiewa oryginalna wokalistka. Wszystko jest na właściwym miejscu.
4AD | 2017
Fajny wokal !
Również krótko: umiem czytać ze zrozumieniem, ale jeśli chodzi o walory słuchowe, że ujmę to w tak subtelny sposób – mamy zupełnie inne małżowiny. Zdrowia.m.
siema jestem nowy chciałem sie przywitać
Z całym szacunkiem,ale w którym miejscu mogę doszukać się podobieństwa do Nico na tej płycie? Kate Bush? Oj, oj, polecam więcej odsłuchów Drogi Panie. Kolejny miły głos, jakich dziesiątki wokół. Dla mnie nic nowego. Pozdrawiam.
Krótko odpowiem. Do Nico zbliżona jest barwa głosu. A w stylistyce Kate Bush zaśpiewany i zagrany jest utwór „Party”. Wszystko zapisałem w tekście powyżej.