Wpisz i kliknij enter

Stefan Węgłowski – Contemporary Jewish Music

Strumień światła wpadający przez dziurkę od klucza.

Na przełomie 2015/2016 roku w Teatrze Powszechnym w Warszawie został zarejestrowany materiał na płytę „Contemporary Jewish Music” Stefana Węgłowskiego. Kompozycje wydano rok później, nakładem austriackiej wytwórni Kairos, specjalizującej się w muzyce nowej. Album składa się z pięciu ścieżek o następujących tytułach: „Beginning”, „Kohelet”, „Modeh ani”, „Anthem” i „Appendix”. Kompozytor zaprosił do współpracy grono znakomitych artystów. W nagraniach brali udział między innymi David Krakauer, Cezary Konrad i Mikołaj Trzaska.

Stefan Węgłowski to kompozytor młodego pokolenia, prężnie działający producent i live performer. Interesują go techniki minimalistyczne i spektralne, zajmuje go szeroko pojęty obszar muzyki elektronicznej. Do najważniejszych kompozycji Węgłowskiego należą: „Alpha Sin” na elektronikę, fortepian i głos (2014), „Spurious Emission” na elektronikę, głos, fortepian i perkusję (2014) oraz dwa koncerty fortepianowe, pierwszy napisany w hołdzie Kazimierzowi Serockiemu (2012/2013), drugi Tomaszowi Sikorskiemu (2014/2015). Na swoim koncie ma również liczne realizacje muzyki do spektakli teatralnych i filmów.

Stefan Węgłowski, „Contemporary Jewish Music” (źródło: materiały prasowe)

Pejzaż muzyczny „Beginning” przywołuje obraz strumienia światła wpadającego przez dziurkę od klucza. Wszystko zaczyna się od stróżki dźwięku przypominającej brzmieniem wirujący, metaliczny bączek. Stopniowo narasta masa dźwiękowa, wzbogacana o głęboki bas i wwiercający się w czaszkę pisk. Momentami jeden z planów przypomina dźwięk samolotów krążących nad miastem. Skrzypce zapętlają półtonową sekwencję, pojawia się coś jakby przeraźliwy krzyk. W czwartej minucie niewyraźnie, jakby jęki Trzaski, płaczliwe, a następnie powrót, zostaje tylko ten wibrujący, lśniący dźwięk, przyjemny i ciepły, już tak nie przeraża. Struktura przypomina teraz odgłosy ognia palącego się w kominku. Podstawą „Beginning” są przekształcenia brzmienia skrzypiec i głosów żeńskich, liczne kontrasty dynamiczne – przerażające momentami masy dźwięku o sile emocjonalnej bliskiej dziełu „Tren ofiarom Hiroszimy” Krzysztofa Pendereckiego.

Forma jest tutaj wyraźna, jak gdyby łukowa. Stróżka dźwięku staje się nicią przeplatającą segmenty, spoiwem dla całości albumu. Niezauważalnie przenosi słuchacza w świat dźwiękowy „Kohelet”, przypominającego z początku eksperymentalną muzykę Bena Vidy.

Na tle modyfikowanych brzmień perkusyjnych i głosów aktor recytuje fragmenty z – tak jak wskazuje tytuł – „Księgi Koheleta”. Głos recytatora poddawany jest przekształceniom o glitchowym charakterze, zdania są z początku urwane, niezrozumiałe i wypowiadane z wysiłkiem. Budzą się skojarzenia ze studiem kolońskim.

„Kohelet” ma charakter słuchowiska. Warstwa słowna prezentowana jest w języku polskim. Pojawiają się szepty, miarowe uderzenia bębna jako elementy budujące napięcie. Słowa stają się zrozumiałe. Połączenie znaczenia tychże słów z przetwarzaniem elektronicznym głosu jest zaskakująco dobre. Zdania są miejscami zniekształcane, ale też podkreślane przez warstwę instrumentalną. Dzwony biją w tle, ciężar muzyki woła: „Diario ’87” Tomasza Sikorskiego! Mruczenie – obecne sporadycznie – jest „wrażeniowo” miłe, kontrastuje z nieczułym tonem biblijnym. Pulsujący w oddali oddech dodaje życia kompozycji, potęgując wrażenie segmentu jako demonicznego organizmu. Niespodziewanie znów pojawia się stróżka, znów łączy, bączek obraca się na środku zakurzonej podłogi.

Trzeci segment jest najdłuższą kompozycją znajdującą na płycie, w stopniu przeważającym sonorystyczną. Węgłowski łączy głos ludzki, dźwięki skrzypiec (bardziej dynamicznych) i perkusję, które stają się bazą dla modlitwy „Modeh ani”, odmawianej przez Żydów zaraz po przebudzeniu.

Nareszcie wyraźnie rozpoznawalne są instrumenty dęte. Pojawiają się ich impulsy, ale również bardziej rozbudowane linie melodyczne. Coś w tej muzyce wzrasta, sugerując słuchaczowi obrazy gigantów i iluminacji. W tle cały czas kotłuje się ta marność, marność będąca mottem płyty. W tym segmencie żydowskość już nie jest widmem, nabiera konkretnych kształtów. Modlitwa pojawia się stosunkowo późno, odmiennie niż w „Kohelet”, po hebrajsku, a okraszana jest flażoletowym, fluktuującym brzmieniem. Znów pomysł wygasania, ale raczej przechodzący do podświadomości – wzrasta dynamika przeraźliwego strumienia, który jak wąż unosi się do góry i nagle atakuje i wtedy szum. Szum odejścia w sen, powrót do pustki; znów bączek, ale przygaszony, wolniej obracający się.

„Anthem” to moim zdaniem lamentacja. Partie skrzypiec i saksofonu przypominają ludzkie śpiewy (psalmodie?), oparte są na skalach żydowskich. Interesujące jest połączenie barw tych instrumentów – saksofon jest dominującą energią życiową, smyczki z początku okraszają, po czasie jednak dołączają do dialogu. Jest pewna niezdarność w partiach smyków. Muzyka jest przestrzenna, ma się wrażenie pulsacji struktur, pod tym względem jest to bardzo frapująca kompozycja. Segment przemienia się, odchodzi w pustkę, zaczyna wirować. Pojawia się stały element spajający. „Anthem” jest historią dla wytrwałych, dla mnie zbyt chaotyczną.

Finałowy „Appendix” oparty jest na idei multiplikacji dźwięku skrzypiec i jest dla mnie kontynuacją poprzedniej ścieżki z tą różnicą, że smyczki są delikatniejsze, bardziej rozmyte i intensywniej „reverbowane”. Dialogują z improwizowanymi, przekształcanymi elektronicznie partiami klarnetowymi. Ostatnie dwie kompozycje są najbliższe muzyce żydowskiej. Mimo typowej dla tego kręgu skłonności do improwizacji zaczyna ona uwierać, z jakiegoś powodu forma rozmywa się. Może dynamika klarnetu byłaby wystarczająca dla zbudowania dramaturgii „Appendix”?

„Contemporary Jewish Music” jest świeżym, bardzo interesującym wydawnictwem. Informacje o stymulującej roli kompozycji Luigiego Nono, „Remember what they did to you in Auschwitz”, nie są zaskakujące. Jednak podejmujący się podobnego do Nono zadania Węgłowski uciekł od banału. Dzięki impulsowi inspiracji wytworzył swój własny język dla przedstawienia żydowskości.

Materiał powstał z prekompozycyjnych nagrań: improwizacji, deklamacji i efektów sonorystycznych. Kompozytor wykorzystał w pełni potencjał zaproszonych przez siebie artystów. Formalny plan jest zrozumiały, płyta stanowi spójną całość. Muzyka skłania do refleksji, a filozofia, którą jest podszyta jest atrakcyjna. Potrzeba odpowiedniego czasu i miejsca, aby się z tą muzyką spotkać, ale słuchacz odpowiednio przygotowany nie będzie rozczarowany, co więcej, zostanie poddany cudownej grze skojarzeń; stanie się świadkiem – świadomych czy nie – nawiązań do początków muzyki elektronicznej. Duch awangardy tkwi w tej muzyce.

KAIROS | 2017

Facebook

KAIROS







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy